Po co nam prezydent?

Wbrew antysemityzmowi, który niestety nie odszedł w niepamięć, wbrew ksenofobii i różnym wybrykom nacjonalistycznym, wielu Żydów dotarło do ścisłych elit władzy w Europie, Stanach Zjednoczonych, a nawet Ameryce Łacińskiej.

Aktualizacja: 08.12.2007 11:47 Publikacja: 08.12.2007 01:40

Jest to zjawisko godne podziwu. Częstokroć, uznanie ich talentów i walorów pokonywało przesądy i zabobony.

Przychodzą mi do głowy niezliczone przykłady. Benjamin Disraeli, architekt nowoczesnej Wielkiej Brytani, zawsze bronił swojej wiary i pochodzenia. Kiedy wypominano mu to, powiedział w parlamencie: „należę do narodu, który może zrobić wszystko, ale nie przegrać“. We Francji premierami swego czasu byli Leon Blum, Jules Moch, Pierre Mendés-France i Laurent Fabius.

W Stanach Zjednoczonych szefami dyplomacji amerykańskiej byli Henry Kissinger oraz Madeleine Albright; ministrem obrony w latach 90. był bardzo wpływowy Żyd William Cohen. Wielu było i senatorów, nieprzeciętnych dyplomatów.

Ale w tym supermocarstwie, które obdarowało Żydów największymi przywilejami i w którym zajmują oni czołowe pozycje w Hollywood, w teatrze, w nauce, w literaturze i w polityce, a zwłaszcza w obu izbach Kongresu, osoba pochodzenia żydowskiego jeszcze nie zasiadła w fotelu w Gabinecie Owalnym. Czy to nie wygląda bardzo dziwnie?!

Na razie Ameryka dyskutuje nad kwestią, czy w Białym Domu może znaleźć się kobieta (Hillary Clinton) albo na pół czarnoskóry Barack Obama, co byłoby samo w sobie wydarzeniem politycznym i społecznym.

Szczerze mówiąc, wielu Izraelczyków nie jest zachwyconych pomysłem, aby Żyda obrano prezydentem USA. Zawsze istnieje obawa, że taki prezydent byłby zmuszony zbilansować swoją politykę na niekorzyść braci, żeby nie podejrzewano go o stronniczość opinii.

W naszej pamięci nie zatarł się precedens Brunona Kreisky’ego, kanclerza Austrii w latach 60. i 70., który w chwilach krytycznych dla bezpieczeństwa Izraela odwrócił się od nas. Premier Izraela Golda Meir opowiadała, że podczas wizyty w Austrii w okresie wojny Jom Kipur, Kreisky nawet nie zaprosił jej na herbatę. Dla kobiety, gościnnej matki i babci, był to gest bardzo symboliczny.

W każdym razie, Stany Zjednoczone Ameryki są najbardziej oddanym przyjacielem Izraela i Żydów. Po otrzymaniu wiadomości o tragicznej śmierci premiera Icchaka Rabina prezydent Bill Clinton pożegnał Rabina po hebrajsku: „Szalom, chawer” („Żegnaj, towarzyszu!“), a w jego oczach widać było łzy.

W 1996 r. pojechałem do USA na otwarcie wystawy upamiętniającej Rabina. Zaproszono mnie wtedy do Białego Domu na spotkanie z wiceprezydentem Alem Gorem, który pełnił obowiązki prezydenta pod nieobecność Clintona, będącego wówczas w Moskwie.

Podczas spotkania do pokoju wszedł oficer w stopniu generała i przekazał Gore’owi kartkę. Wiceprezydent przeczytał szybko tekst, zbladł, chwycił się za głowę i rzucił typowe zdanie żydowskie, wyrażające zaniepokojenie: „Aj waj!“. Gore nigdy nie był Żydem i nigdy nim nie będzie – nie ma na to szansy. Potem pokazał mi kartkę. Wiadomość była bardzo smutna: rakieta izraelska spadła w Południowym Libanie, uderzyła w szkołę i spowodowała śmierć obywateli libańskich, wśród których byli uczniowie szkoły. Była to tragedia ludzka i omyłka państwowa.

Rozmyślałem nad spontaniczną reakcją Ala Gore’a... Jeżeli wiceprezydent Stanów Zjednoczonych wzdycha po żydowsku, to nie potrzebujemy w Ameryce prezydenta Żyda.

Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy