Globalne zmiany klimatyczne są faktem – potwierdzają je wszystkie dostępne wyniki badań. Dominującą przyczyną zmian są albo naturalne zjawiska występujące w przestrzeni kosmicznej (tak sądzi pewna grupa badaczy), albo niszczycielska działalność człowieka – to opinia innych (większości?) znawców przedmiotu. Jeśli prawdziwa miałaby okazać się teza pierwsza, to nie jest dobrze – nasze narzekania na ocieplenie klimatu i wynikające z niego anomalie pogodowe powinniśmy powoli zamienić na modlitwy w intencji istnienia w nieodległej perspektywie jakichkolwiek możliwości przetrwania naszej cywilizacji.
Poza lekcją pokory wobec sił natury, co zawsze wychodzi na dobre, pozostałoby nam tylko uważnie analizować sytuację i starać się jak najskuteczniej przeciwdziałać doraźnym skutkom postępujących zmian: powodziom, huraganom, suszom, zalewaniu nisko położonych lądów, brakowi wody pitnej, rozprzestrzenianiu się epidemii chorobowych, zagrożenia dla różnorodności biologicznej.
Wrześniowa specjalna sesja ONZ poświęcona zmianom klimatu, Nagroda Nobla dla Ala Gore’a i niedawno zakończona wielka międzynarodowa konferencja na Bali w tej sprawie są jednak czytelnymi sygnałami, że politycy opowiadają się zdecydowanie za tezą o destrukcyjnym wpływie człowieka na klimat. Niezależnie od sygnalizowanych wyżej wątpliwości należy uznać to stanowisko za wiążące z punktu widzenia realnych działań do podjęcia w najbliższych latach.
Jakie to działania? Tu znowu mamy kontrowersje i co najmniej dwa nurty myślenia. Pierwszy, dominujący, koncentruje się na konieczności stopniowego ograniczania emisji do atmosfery szkodliwych gazów, przede wszystkim dwutlenku węgla. Konsekwencją takiego stanowiska są nawoływania do przestrzegania obowiązującego do roku 2012 tzw. protokołu z Kioto i przygotowania następnego tego rodzaju układu, który obowiązywałby od roku 2013. Czołowym i najbardziej medialnie nagłośnionym przedstawicielem tego nurtu myślenia jest oczywiście Al Gore – w swoich wystąpieniach używa on iście wojennej terminologii. „Tylko niewielu z nas gotowych jest użyć zdeterminowanej argumentacji na wzór Winstona Churchilla przeciwstawiającego się zagrożeniu ze strony Hitlera”, „Ludzie i klimat na Ziemi są jak wojenni stratedzy planujący wzajemne wyniszczenie” – to tylko dwa cytaty z jego niedawnych emocjonalnych wypowiedzi.
Wiele faktów zdaje się uzasadniać taką retorykę. Na przykład przewidywany na nieodległą przyszłość wzrost przeciętnej temperatury na Ziemi o dwa stopnie Celsjusza oznaczałby całkowite unicestwienie wielu małych krajów wyspiarskich, takich jak Malediwy, Papua Nowa Gwinea czy Grenada. A kolejne raporty specjalistycznych organizacji uznają takie ustalenia i tak za zbyt optymistyczne. Powszechne jest nawoływanie do podjęcia znacznie bardziej radykalnych kroków od planowanych obecnie, a szybko rozwijające się kraje-giganty, jak Chiny i Indie, nabierają w debacie ekologicznej od niedawna niewyobrażalnego znaczenia.