Armagedon Wyszkowskiego

Demiurg, który za kulisami pociąga za sznurki? Nieustraszony tropiciel agentów? Człowiek, którym powinien zająć się psychiatra? A może to Doda Elektroda polskiej polityki, tyle że w spodniach?

Aktualizacja: 14.06.2008 05:24 Publikacja: 13.06.2008 20:54

– Śledztwo IPN nie ma podstaw prawnych. To próba wsadzenia Instytutu na minę – mówi „Rz” Krzysztof W

– Śledztwo IPN nie ma podstaw prawnych. To próba wsadzenia Instytutu na minę – mówi „Rz” Krzysztof Wyszkowski, który złożył zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa niszczenia bądź kradzieży akt.

Foto: KFP

Każda z tych hipotez ma swoich zagorzałych zwolenników. Krzysztof Wyszkowski, erudyta, choć legitymuje się tylko podstawowym wykształceniem, jest tą postacią polskiego życia publicznego, która od lat wzbudza skrajne emocje. Wzbudzał je także wtedy, gdy był prominentnym działaczem opozycji w PRL, choć wówczas liczba zwolenników zdecydowanie przewyższała krytyków. On sam o sobie mówi, że jest zboczeńcem.

– Żeby podjąć tzw. frontalną walkę z komunizmem, trzeba być człowiekiem szczególnym. Jestem zwolennikiem teorii Floriana Znanieckiego, który nazwał tego typu ludzi zboczeńcami. Ja do nich zaliczyłbym też wybitnych artystów. Więc w tym sensie to wszyscy byliśmy wariatami – mówi Wyszkowski. W każdym razie nie jest wykluczone, że będzie pierwszą osobą, którą Lech Wałęsa naprawdę puści w skarpetkach.Ostatnie miesiące upłynęły Wyszkowskiemu pod znakiem procesów z byłym prezydentem. Konsekwentnie i uparcie powtarzał oskarżenia o agenturalną przeszłość Wałęsy, przekonując publicznie, że był on tajnym współpracownikiem o pseudonimie Bolek. Ostatnio w Radiu Maryja, w którym jest częstym gościem, nazwał bardzo głośną – choć nie ujrzała jeszcze światła dziennego – książkę o Wałęsie autorstwa dwóch historyków IPN Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka, zbliżającym się Armagedonem. Armagedon według słownika Kopalińskiego oznacza siłę ostateczną, decydującą bitwę między siłami dobra i zła. Ale w przenośni to wielka i krwawa, wyniszczająca obie strony wojna.

Czy obaj, Wałęsa i Wyszkowski, polegną na tej wojnie?

Wyszkowski ma kilka procesów z Wałęsą. Zdecydowaną większość z nich wytoczył Wyszkowskiemu były prezydent za wypowiedzi o „Bolku”. – Chcę mu sięgnąć do kieszeni – powiedział kiedyś z brutalną szczerością Wałęsa. I już trochę sięgnął, bo komornik z powodu przegranego procesu o posądzenie o kradzież tzw. francuskich pieniędzy, zajął konto bankowe Wyszkowskiego (według jego relacji działacze „Solidarności” posądzili Wałęsę w październiku 1981 roku o sprzeniewierzenie środków, które otrzymał od francuskich związkowców.)Z kolei kilka miesięcy temu sąd zadecydował, że Wałęsa musi go przeprosić za użyte wobec niego określenia „małpa z brzytwą”, „wariat” i „chory debil”. Inne liczne procesy czekają na rozstrzygnięcie. Tajemnicą poliszynela jest, że mocną kartą przetargową w nich może być książka o Wałęsie autorstwa Cenckiewicza i Gontarczyka.

Lubi znać polityczne kulisy, zawsze starał się być w centrum wydarzeń, krążył w orbicie różnych grup i środowisk, bacznie obserwując wydarzenia i ludzi – tak recenzuje Wyszkowskiego polityk prawicy, który zna go od lat. I dodaje: – Na czoło nigdy się nie wysuwał.Rzeczywiście, rzadko się zdarza, że jego zakulisowa rola wychodzi na światło dzienne. Jej ślad można wypatrzeć w głośnym filmie „Robotnicy ,80”. Jako nadzorujący służbę porządkową podczas strajku w Stoczni Gdańskiej sterował tym, kto może wejść na mównicę komitetu strajkowego. Nie dopuszczono wtedy do mikrofonu m.in. Gajki Kuroń, która walczyła o zwolnienie z więzienia opozycjonistów.

Najwyższym stanowiskiem, jakie mi proponowano, była prezesura Radiokomitetu. – Ale jej nie przyjąłem, bo uznałem, że nie mam kompetencji – mówi.Podczas rozmowy z Krzysztofem Wyszkowskim doszłam do wniosku, że jego wypowiedzi piszą historię Polski „na nowo”. To on miał namówić Wałęsę na prezydenturę, pomóc Tadeuszowi Mazowieckiemu w zostaniu premierem, doprowadzić do powstania rządu Jana Olszewskiego itd. Często jednak to, co opowiada o ludziach, jest przez nich dementowane.

To było niemal 30 lat temu. Trwały tak jak teraz mistrzostwa w piłce nożnej, oglądałem je w telewizji, ale do moich drzwi ktoś zapukał. Otworzyłem, choć byłem wściekły, kto mi w tym oglądaniu przeszkadza – wspomina Wyszkowski.

A był to Lech Wałęsa, który natrafił na ulotki informujące o powstaniu Wolnych Związków Zawodowych. I tak trafił do polityki. – Zacząłem się nim trochę opiekować. Był dla mnie chłopskim filozofem, ale też kompletną niezgułą – opowiada. Wyszkowski poprosił Wałęsę podobnie jak innych współpracującym z nim ludźmi, o przygotowanie fragmentu programu związków: – Jego propozycja sprowadziła się do zdania, „żeby kierownik lepiej traktował robotników”.

– Gdyby ktoś mi wtedy powiedział, że Wałęsa zostanie samodzielnym przywódcą, to bym nie uwierzył – zaznacza. Ale dodaje: – Ku mojej radości dwa lata później, w strajku sierpniowym ujawnił nieznane mi wcześniej mądrości.Wyszkowski, współzałożyciel Wolnych Związków Zawodowych (WZZ), stał się w 1978 roku bardzo ważną postacią, nie tylko w środowisku gdańskiej opozycji. Zdaniem Cenckiewicza stworzenie przez Wyszkowskiego WZZ, czyli prekursorki późniejszej „Solidarności”, było jego największym życiowym dokonaniem.Znajomi Wyszkowskiego twierdzą, że to on pierwszy wpadł na pomysł powołania wolnych związków. Wyszkowski temu kokieteryjnie zaprzecza. – To Kazimierz Świtoń pierwszy założył na Śląsku WZZ – zaznacza.Według notatek esbeków, którzy inwigilowali działaczy WZZ, Wyszkowski „posiada zdolności organizatorskie i sugestywnego wpływania na inne osoby” (za „Oczami bezpieki” Cenckiewicza). – Uparty, dobrze zorganizowany, czego nie można powiedzieć o innych – potwierdza tę esbecką opinię z innej strony Zbigniew Romaszewski.

– Miałem dobre kontakty i z lewicą KOR-owską i z KOR-owską prawicą, ze środowiskiem ROPCiO, ze środowiskiem Respubliki, z Jerzym Giedroyciem, Janem Józefem Lipskim. W pewnym momencie byłem człowiekiem, o którego względy wszyscy się starali – przyznaje. Początkowo Bogdan Borusewicz i środowisko KOR było przeciwne powstaniu WZZ. Ale Wyszkowski utrzymywał z nimi stałe kontakty. – W 1978 roku pojechał do Jacka Kuronia i namawiał go do walki z „czarnymi”. Kuroń odparł mu krótko, że samobójcą nie jest, choć lubi ryzyko – twierdzi Piotr Kapczyński, podziemny drukarz. Dzisiaj Wyszkowski jest jednym z ulubieńców ojca dyrektora Tadeusza Rydzyka.

Wyszkowski jest autorem różnych znanych bon-motów typu, że gdy prof. Bronisław Geremek znajduje się na schodach, to nie wiadomo, czy schodzi, czy wchodzi. I to jemu przypisuje się autorstwo nazwy „Solidarność” dla niezależnych związków zawodowych. Zaczęło się od tego, że wywalczył, by biuletyn strajkowy nazywał się „Biuletynem Solidarności”. Podczas Sierpnia ,80 był orędownikiem powołania komitetu doradczego przy MKZ. – To ja ściągnąłem do niego m.in. prof. Jadwigę Staniszkis – chwali się dziś. – Był bardzo uczynny i dla Geremka, i innych doradców. Był wtedy innym człowiekiem, dopiero później przyszły wariactwa – wspomina Tadeusz Mazowiecki.

W tamtym czasie Wyszkowski był blisko Mazowieckiego. Bronił też Wałęsy, gdy na początku września 1980 roku środowisko Jacka Kuronia zamierzało doprowadzić do „usunięcia Wałęsy z MKZ jako agenta SB” (cytat za „Oczami bezpieki”). – Przyjechał wtedy do Gdańska Kuroń i przekonywał, że trzeba Wałęsę wyrzucić, bo jest agentem SB, a popierał go Borusewicz – twierdzi Wyszkowski.Na nowego szefa „Solidarności” szykowano Andrzeja Gwiazdę. – Tłumaczyłem im, że wtedy powstaną dwa związki zawodowe, Wałęsy oraz Gwiazdy, i plan obalenia Wałęsy odłożono – przekonuje.Niedługo potem Wyszkowski został wyrzucony z „Solidarności”. Dlaczego? – Znałem tajemnicę tej grupy – tłumaczy we właściwym dla siebie stylu. – Gdy został na boku, zaprosiłem go do zespołu „Tygodnika Solidarność”, i tak robotnik został sekretarzem redakcji – mówi Mazowiecki. Przez kolegów z „Tygodnika” jest wspominany bardzo miło, jako uroczy kompan i niezły sekretarz. Konflikty miał tam właściwie tylko z Małgorzatą Niezabitowską, o której kontaktach z SB przeczytał później w swojej teczce, otrzymanej z IPN.Po 13 grudnia trafia do ośrodka internowania w Strzebielinku, siedzi tam razem m.in. z gdańskimi liberałami Andrzejem Zarębskim i Jackiem Merklem. Wówczas nawiązał z nimi bliższy kontakt.

Wspólne siedzenie w celi to dobra okazja do poznania drugiego człowieka. Wyszkowski dużo rozmawiał o literaturze i historii. – Miał talent do tworzenia interesujących historii, które nie zawsze miały potwierdzenie w materiałach źródłowych, ale wydawał się odważnym człowiekiem, i ta jego prowokacyjność odpowiadała mi – wspomina Zarębski. – Był bardzo oczytany, ciągle dyskutowaliśmy na tematy historyczne, stawiał kontrowersyjne tezy w sposób trudny do obalenia, trochę jak Jadwiga Staniszkis. Na przykład snuł analogie pomiędzy powstaniem listopadowym a naszym siedzeniem w internacie, zmuszał do twórczego myślenia – mówi z kolei Merkel.Wyszkowski symulował chorobę i trafił do szpitala. Stamtąd przy pomocy przyjaciół udało mu się uciec. Ukrywał się przez kilkanaście miesięcy. Aż wreszcie wpadł w kocioł, przy prywatnej imprezie zorganizowanej przez środowisko „Przeglądu Politycznego” w długi weekend 22 lipca 1983 roku. Chałupę nad jeziorem na to spotkanie wynajął Kapczyński. Zatrzymano wtedy m.in. Donalda Tuska. Także Wyszkowskiego. Wszystkich SB szybko zwolniła na mocy amnestii, publicznie twierdząc, że sami się ujawnili.– Esbecy liczyli, że może zatrzymają Bogdana Lisa albo że będzie tam Borusewicz, na Wyszkowskiego raczej się nie zasadzali, bo on wtedy niewiele robił – twierdzi Kapczyński. – Mówił, że nie będzie po mieście ganiał z bibułą, bo to uciążliwe – wyjaśnia. I dodaje: –Posądzanie kolegów o agenturalność jest bardziej widowiskowe.Jedna niewątpliwą zasługą Wyszkowskiego jest wydanie, jeszcze w czasach WZZ, m.in. dzieł zebranych Witolda Gombrowicza.

Do wielkiej polityki Wyszkowski wrócił przy Okrągłym Stole, choć była to rola zakulisowa, jak większość rzeczy, które w życiu robił. Miał na obrady przepustkę dźwiękowca z gdańskiego kościelnego Video Studio.– Obserwowałem, co tam się dzieje i byłem coraz bardziej przerażony. Wreszcie Mazowiecki zażądał, by odebrano mi przepustkę. I przy podpisywaniu już nie uczestniczyłem – mówi Wyszkowski.

– Gdyby pan uczestniczył, to co by pan zrobił?

– Chyba nie mogłem się położyć niczym Rejtan, ale krzesłem w ten stół to mogłem walnąć.

Historia z odsunięciem Wyszkowskiego od obrad Okrągłego Stołu w relacji Mazowieckiego brzmi jednak inaczej: – Poprosiłem, aby mu cofnięto przepustkę, ale z innego powodu. Podczas rozmów strony solidarnościowej w jednej z sal Pałacu Namiestnikowskiego Wyszkowski podłożył magnetofon, który te nasze rozmowy nagrywał. Uznałem, że nagrywanie kolegów jest niedopuszczalne.

Dlaczego to zrobił? – Dowiedziałem się, że esbecy nagrywali wszystkie rozmowy, to dlaczego ja nie miałem nagrywać? Od tamtego wydarzenia stosunki z Mazowieckim popsuły się.

– Ale to ja krótko potem wywarłem wpływ na Mazowieckiego, by nie kandydował do Sejmu kontraktowego, dzięki temu nie uwikłał się w konserwowanie okrągłostołowych układów, obronił swoją pozycję – twierdzi. – Myślę, że mam udział w tym, iż został premierem.Mazowiecki sprawczej roli w tym, że został premierem, nie potwierdza: – Nie przypominam sobie, by mnie przekonywał.Wyszkowski widzi też swoją rolę sprawczą w prezydenturze Wałęsy: – To ja go namówiłem do kandydowania.Zgodnie z relacją Wyszkowskiego w lutym 1990 roku zjawił się u niego rzecznik gen. Jaruzelskiego. – Stanął na baczność, ja też wstałem, i wyrecytował: – Pan generał Wojciech Jaruzelski jest gotów ustąpić ze stanowiska, jeśli zaakceptują to Mazowiecki i Geremek.Z jakiego powodu depozytariuszem tego oświadczenia Jaruzelski uczynił właśnie jego? – To jedna z wielkich tajemnic – twierdzi Wyszkowski.

Natychmiast wsiadł w pociąg i pojechał do Wałęsy. – Słuchaj, startujesz na prezydenta, trzeba obalić tego Sowieta – powiedziałem mu. Ale naciskanie na Wałęsę zajęło Wyszkowskiemu trzy dni. – Wreszcie rozstrzygnąłem dyskusje za pomocą niemoralnego argumentu, po prostu go oszukałem. Wstydzę się tego, ale musiałem powiedzieć Wałęsie coś takiego, co by przeważyło.

– I co pan powiedział?

– Zrozum wreszcie, co do ciebie mówię, to nie chodzi o to, byś był prezydentem Polski, ty masz być prezydentem zjednoczonej Europy. I Wałęsa to „złapał”. On myślał, że mam jakieś niesamowite związki światowe, z CIA, z nie wiadomo czym.Były prezydent wyraźnie zirytowany tej wersji zaprzecza: – Bzdury opowiada, to mitoman. Panikarz, zawsze się krył, a potem polował na agentów. – On zawsze wyskakuje, gdy coś się dzieje. Trzeba by zobaczyć w papierach, kto za tym stoi – mówi.

Gdy Wałęsa wystartował na prezydenta, Wyszkowski aktywnie włączył się w jego kampanię. – To ja byłem autorem hasła „Wałęsa –tak” i programu przystąpienia Polski do NATO – chwali się.

Gdy jednak Wałęsa już został prezydentem i powiedział mu „wybierz sobie jakieś stanowisko w kancelarii”, Wyszkowski odmówił. Natomiast poprosił kandydata na premiera, Jana K. Bieleckiego, by zrobił go swoim doradcą.Tak jak rozstał się z Mazowieckim, tak samo potem zaczął zwalczać Wałęsę.

Co było powodem zakończenia tej politycznej symbiozy, która w późniejszych latach przerodziła się w eskalujący konflikt?Wyszkowski: – Wałęsa mi się urwał, zorientowałem się w tym podczas jego wizyty w Hucie Katowice, w końcówce kampanii. Za nic nie chciał wygłosić oświadczenia, które mu napisałem. Wcześniej zawsze to robił, pisałem mu też wywiady. Powiedział: – Co ty chcesz, bym przegrał kampanię? To wydarzenie uświadomiło mi, że utraciłem mentalną kontrolę nad nim.

Rezygnujący doradcaW dniu wygłoszenia przez premiera Bieleckiego exposé, Wyszkowski już właściwe nie był jego doradcą. Pokłócił się o przywrócenie w sejmowym wystąpieniu fragmentów przygotowanych przez Krzysztofa Skubiszewskiego, szefa polskiej dyplomacji. Jak twierdzą jednak uczestnicy tamtych wydarzeń, a pośrednio potwierdza to sam Wyszkowski, obraził się na Bieleckiego, że ten zamierzał się spotkać z francuskimi biznesmenami. – Mamy zmieniać Polskę, a on umawia się z przedstawicielami obcego kapitału – miał wtedy stwierdzić, i nawet nie odebrał swojej przepustki do Kancelarii Premiera. Gdy wrócił po roku do kancelarii znowu jako doradca premiera, ale tym razem Jana Olszewskiego, okazało się, że czeka na niego przeterminowany dokument.Ale przez te kilka tygodni, gdy powstawał rząd Bieleckiego, swoje piętno na nim odcisnął. – To ja zaproponowałem premierowi, by rzecznikiem jego rządu został Andrzej Zarębski. Także na moją sugestię zmienił prezesa Radiokomitetu z Andrzeja Drawicza na Mariana Terleckiego.

– To prawdopodobne – mówi Zarębski. – I to ja nakłoniłem Bieleckiego, by jak najszybciej sprywatyzował dziennik „Rzeczpospolita” – dodaje Wyszkowski. – Akurat ojców tego przedsięwzięcia było wielu – uważa Zarębski. W wersji Wyszkowskiego odegrał on kluczową rolę w tworzeniu gabinetu Olszewskiego. – Namówiłem Bieleckiego, by został wicepremierem, co oznaczało, że liberałowie wejdą do rządu. Podczas decydujących negocjacji w Kancelarii Premiera umówiłem się z Jarosławem Kaczyńskim, że będzie czekał na mój znak, dany przez okno. O określonej godzinie stał na chodniku, a ja mu pokazałem, że Bielecki się zgodził zostać wicepremierem. Kaczyński przyszedł wtedy na rozmowy. I choć krótko potem Bielecki, pod presją Wałęsy, się wycofał, domek z kart został zbudowany. Wałęsa nie mógł już nic zrobić. Historia jednak się powtórzyła. Z rządu Olszewskiego także odszedł, na kilka tygodni przez jego upadkiem. Za główny powód swojego odejścia podaje teczkę Zdzisława Najdera, szefa zespołu doradców premiera. – Premier Olszewski pracował na co dzień z Najderem, a ja wiedziałem, że Wałęsa ma na biurku teczkę „Zapalniczki” (to pseudonim Najdera jako agenta SB – red.), i mu o tym powiedziałem. Było oczywiste, że mógł dzięki temu szantażować Najdera – twierdzi Wyszkowski. – On mnie o tym nigdy nie mówił, a współpracowało nam się dobrze – zaznacza Najder.Skąd Wyszkowski wiedział, co ma na biurku prezydent? – Sekretarka Wałęsy była żoną mojego przyjaciela. Na Wałęsy biurku leżała też lista jego największych wrogów. Na pierwszych dwóch miejscach byłem na zmianę albo ja, albo Jarosław Kaczyński. Mówiono mi wtedy, że „Wałęsa uważa Wyszkowskiego za demona”.

A było to niewiele ponad rok od czasu, gdy Wyszkowski był jednym z najbardziej oddanych sztabowców w kampanii prezydenckiej Wałęsy. Kiedy Wałęsa ubiegał się o reelekcję w 1995 roku, Wyszkowski właściwe kibicował Aleksandrowi Kwaśniewskiemu. Twierdził, że jeżeli Wałęsa wygra, trzeba będzie emigrować z kraju. „I nie uważałem, że to twierdzenie absurdalne. Incydent z recydywą stalinizmu był prawie pewny” wspomina Lech Kaczyński w „Alfabecie braci Kaczyńskich”.

Gdy tylko odszedł z rządu Olszewskiego, publicznie powiedział, że Krzysztof Skubiszewski, minister spraw zagranicznych, był agentem. Ta wypowiedź wywołała oczywiście burzę. A politycy Kongresu Liberalno-Demokratycznego zażądali, by wystąpił z partii. – Nawet nie wiedziałem, że jeszcze do niej należę, zapisałem się do niej w 1991 roku. KLD, ugrupowanie Donalda Tuska i Jana Krzysztofa Bieleckiego, było jedyną partią, do której należał. Dzisiaj jest zagorzałym przeciwnikiem polityków wywodzących się z tego środowiska. Ostatnio na blogu zarzucił Tuskowi, że na początku lat 90. utrzymywał podejrzane kontakty z biznesmenem i agentem WSI Wiktorem Kubiakiem.

Pierwszą swą akcję lustracyjną przeprowadził w zamierzchłych czasach, w 1979 roku na łamach „Robotnika Wybrzeża”. Napisał, że Edwin Myszk, jeden z założycieli WZZ, jest agentem, co wkrótce się potwierdziło: „Jego kompleksy, dewiacje i patologiczna mitomania uczyniły go łatwym łupem ludożerców z SB”.

Agenturalną przeszłość zarzucał także innym, oprócz Niezabitowskiej również choćby Dariuszowi Fikusowi, twórcy „Rzeczpospolitej”.

Kiedy nabrał przekonania, że Wałęsa mógł być agentem o pseudonimie Bolek? – Dopiero gdy przeczytałem listę Macierewicza i gdy zobaczyłem go w Sejmie, w noc 4 czerwca. To była wstrząsająca scena. Gdy Świtoń zarzucił mu, że jest „Bolkiem”, Wałęsa siedzący w loży prezydenckiej zaczął się histerycznie śmiać i bić po udach. Przyznał się w najstraszliwszy sposób.Od tego czasu Wyszkowski niestrudzenie tropi przeszłość pierwszego przewodniczącego „Solidarności”.

Po odejściu z rządu Olszewskiego był likwidatorem RSW Prasa-Ksiażka-Ruch. Pracował też w Interpressie i przez krótko w spółce Srebrna, związanej z ludźmi PC. W objęciu tych posad pomógł mu wieloletni przyjaciel, Krzysztof Czabański. Z czego żyje dzisiaj? – Sam nie wiem, ale mam małe potrzeby, jedynym problemem są koszty procesów z Wałęsą –twierdzi Wyszkowski, który jest na etacie w „Gazecie Polskiej”.

Życzyłbym sobie, aby wielu profesorów miało taką wiedzę o historii, jak ma Wyszkowski – ocenia Gontarczyk. – Krytyczny stosunek do twórczości Adama Mickiewicza, jej zły wpływ na Polaków był elementem, który nas zbliżył – mówi z kolei Cenckiewicz, drugi współautor książki o Wałęsie. – Wiele razy dyskutowaliśmy o tym, jak rodacy radzili sobie przez ostatnie 200 lat z polską zdradą. – Rozmawialiśmy o Konradzie Wallenrodzie jako o klasycznym przykładzie agentury i mickiewiczowskiej zdrady. Mickiewicz inspiracje do swoich tekstów czerpał z własnego życiorysu – wyjaśnia historyk. Autorzy książki o Wałęsie poznali się właśnie za pośrednictwem Wyszkowskiego.

Zdaniem zarówno przeciwników, jak i przyjaciół Wyszkowski jest uważany za człowieka o wyjątkowej inteligencji. Naukę przerwał, gdy miał 16 lat. Jego brat Błażej odnosił natomiast spore sukcesy sportowe, był międzynarodowym młodzieżowym mistrzem w żeglarstwie.Wyszkowski: – Po prostu robiłem, co chciałem. Rodzice akceptowali, choć oczywiście z żalem, wszystkie moje działania. Czytałem wtedy Nietzschego i miałem poczucie, że sam będę kształtował swój los i świat. Oprócz niego namiętnie czytałem „Pieśni Maldorora” hrabiego de Lautreamont. Uczyłem się jego wierszy na pamięć. Do dziś pamiętam ten fragment z jego poezji: „Jestem pomiotem tygrysa i samicy rekina”. Napisał w hotelu swój poemat, a potem popełnił samobójstwo.

W połowie lat 70. Wyszkowski kopał doły, a potem został stolarzem. Zatrudnił się we francuskiej sieci hoteli Novotel. – We wszystkim tym, co było w tych hotelach z drewna, miałem swój udział – mówi z dumą. Współpracując z Novotelem nauczył się też francuskiego.– Gdy inni chodzili do szkoły, Krzysztof chodził do biblioteki i czytał tam, co chciał – mówi Zarębski. Jak twierdzą znajomi Wyszkowskiego, brak szkolnej edukacji powoduje, że jego myśli chodzą innymi drogami, że funkcjonuje na innej fali niż zdecydowana większość ludzi.– Zazwyczaj jego zaskakujące intuicje polityczne okazywały się trafne, choć nieraz przesadzone – wspomina Joanna Kluzik-Rostkowska, przyjaciółka sprzed lat, a obecnie posłanka PiS. – Gdy opublikował, tuż po Okrągłym Stole, wywiad dla paryskiej „Kultury”, w którym jako pierwszy ostro skrytykował to, co się tam działo, wydawało mi się, że mocno przesadza. Po latach zrozumiałam, że miał sporo racji.– Pod wpływem rad znajomych częściowo zmieniłem ten wywiad, wykreśliłem na przykład słowo „zdrada”. Przekonano mnie, że inni uznają mnie za wariata, ale i tak – z wyjątkiem Jarosława i Lecha Kaczyńskich – zostałem za niego uznany.

On jest jak Doda Elektroda, też gra wygodną dla siebie rolę, sądzę, że sprawdza mu się bycie takim Krzysztofem Wyszkowskim – ocenia Merkel.Ale szczególnie politycy związani ze środowiskiem dawnej Unii Demokratycznej uważają, że przez ostatnie 20 lat stało się z Wyszkowskim coś złego. – To może nienawiść ludzi niespełnionych – zastanawia się Mazowiecki. – Nie chcę uczestniczyć w tym domu wariatów, to był wielki, przystojny i sympatyczny facet, szkoda, że na starość, może z powodu jakichś kompleksów, zrobił mu się taki charakter – dodaje Władysław Frasyniuk. Niektórzy mówią wprost jak Kapczyński i Najder: – To raczej materiał do analiz lekarskich. Jego stosunek do Wałęsy stwarza wrażenie obsesji.

Po najcięższe oskarżenia sięga jednak Jan Lityński: – Gdy go pierwszy raz zobaczyłem, pod koniec lat 70., wydał mi się bardzo sympatyczny, energiczny, inteligentny. Ale przy kolejnych spotkaniach zorientowałem się, że źle mówi o wszystkich, na nikim nie zostawił suchej nitki. Tylko intrygował. Mówił mi na przykład w 1980 roku, że Kuroń intryguje przeciwko Wałęsie, ale Jacek, z którym byłem blisko, nigdy mi tego nie potwierdził.Nie znam chyba żadnego innego człowieka, który by politykę odczuwał tak wprost, jako coś bezpośredniego, a nie jako zewnętrzny teatr – mówi Kluzik-Rostkowska. Antoni Macierewicz uważa, że Wyszkowski jest jednym z najlepiej poinformowanych ludzi w Polsce. Skąd bierze zakulisową wiedzę? – Prezydenci, premierzy, różni ministrowie to moi kumple. Zawsze starałem się być w miejscu, które dawało otwarte drzwi na różne strony. Tak historia mojego życia się ułożyła.

Jednak w stosunku do polityki próbuje się kokieteryjnie dystansować.

Przekonuje mnie, że dla niego najważniejsza nie jest polityka ani dziennikarstwo, tylko „życie samym ze sobą” i wychowywanie dzieci. Ma ich czwórkę, z różnych związków. O historii relacji Wyszkowskiego z kobietami można by napisać pasjonującą książkę. –Ma magiczny wpływ na kobiety – twierdzi Józef Orzeł. On sam w ostatniej rozmowie ze mną powiedział, że nosi się od lat z zamiarem napisania książki. – To będzie takie studium kobiecości – zapewnia. Ale podaje też recenzję aktualnej sytuacji w Polsce: – Niedobity postkomunizm wygrał wybory i próbuje zapanować na Polską. Następuje gwałtowna rekomunizacja służb specjalnych. Tym razem wyobrażam sobie możliwość użycia siły przez władzę, w obronie układu. Bo będzie to walka ostateczna.

Każda z tych hipotez ma swoich zagorzałych zwolenników. Krzysztof Wyszkowski, erudyta, choć legitymuje się tylko podstawowym wykształceniem, jest tą postacią polskiego życia publicznego, która od lat wzbudza skrajne emocje. Wzbudzał je także wtedy, gdy był prominentnym działaczem opozycji w PRL, choć wówczas liczba zwolenników zdecydowanie przewyższała krytyków. On sam o sobie mówi, że jest zboczeńcem.

– Żeby podjąć tzw. frontalną walkę z komunizmem, trzeba być człowiekiem szczególnym. Jestem zwolennikiem teorii Floriana Znanieckiego, który nazwał tego typu ludzi zboczeńcami. Ja do nich zaliczyłbym też wybitnych artystów. Więc w tym sensie to wszyscy byliśmy wariatami – mówi Wyszkowski. W każdym razie nie jest wykluczone, że będzie pierwszą osobą, którą Lech Wałęsa naprawdę puści w skarpetkach.Ostatnie miesiące upłynęły Wyszkowskiemu pod znakiem procesów z byłym prezydentem. Konsekwentnie i uparcie powtarzał oskarżenia o agenturalną przeszłość Wałęsy, przekonując publicznie, że był on tajnym współpracownikiem o pseudonimie Bolek. Ostatnio w Radiu Maryja, w którym jest częstym gościem, nazwał bardzo głośną – choć nie ujrzała jeszcze światła dziennego – książkę o Wałęsie autorstwa dwóch historyków IPN Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka, zbliżającym się Armagedonem. Armagedon według słownika Kopalińskiego oznacza siłę ostateczną, decydującą bitwę między siłami dobra i zła. Ale w przenośni to wielka i krwawa, wyniszczająca obie strony wojna.

Pozostało 93% artykułu
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Artur Urbanowicz: Eksperyment się nie udał