Szlachetne kłamstwa olimpijskie

Czystość olimpijskich ideałów starożytnej Grecji to świetne lekarstwo na kaca moralnego, jakiego mamy, jadąc na igrzyska do Pekinu. Ale prawda o antycznych olimpiadach jest daleka od naszych optymistycznych wyobrażeń

Publikacja: 02.08.2008 01:45

Szlachetne kłamstwa olimpijskie

Foto: bridgeman art library

Red

W powszechnym mniemaniu odbywająca się w Olimpii raz na cztery lata impreza była bowiem podniosłym religijnym świętem, podczas którego rywalizowali ze sobą najsprawniejsi mężczyźni greckiego świata. W rzeczywistości było jednak zupełnie inaczej. Starożytne olimpiady, z których pierwsza, jaką odnotowały znane mam źródła, odbyła się w 776 roku p.n.e., niczym nie różniły się od obecnych. Szlachetne idee brzmiały dobrze w ustach kapłanów, a zawodnicy robili swoje. Na boiskach często rozgrywały się walki na śmierć i życie, a ich uczestnicy czuli się rozgrzeszeni z powodu mniej lub bardziej przypadkowego zabójstwa rywala. W ramach bezpardonowych zmagań, podobnie jak dziś, stosowano doping, oszukiwano i przekupywano przeciwników.

Na dodatek każde zwycięstwo biegacza czy zapaśnika miało wyraźny podtekst polityczny. Tak jak dziś Chiny, Rosja czy Stany Zjednoczone rywalizują między sobą w liczbie zdobytych medali, tak i w starożytności poszczególne greckie miasta-państwa prześcigały się w liczbie zebranych nagród.

Olimpijski pokój, czyli całkowite zawieszenie broni, ogłaszano zazwyczaj kilka tygodni przed zawodami. Obyczaj ten wprowadzono po to, by zawodnicy z setek helleńskich miast i kolonii rozrzuconych w rejonie basenu Morza Śródziemnego mogli bez przeszkód dotrzeć w okolice Olimpii. Jednak pokój ten wielokrotnie naruszano. Tukidydes wspomina, że w 420 roku p.n.e. tuż przed igrzyskami Spartanie wysłali karną ekspedycję przeciw fortowi w Firkos, za co zostali ukarani przez organizatorów olimpiady grzywną w wysokości 2 tysięcy min. Sumy tej jednak nie zapłacili i zostali wykluczeni z zawodów.

Kilkadziesiąt lat później, w 364 roku p.n.e., na teren samej Olimpii wkroczyli Arkadowie z Peloponezu. Obwieścili, że teraz oni, a nie – jak dotąd – mieszkańcy leżącej nieopodal Olimpii Elidy, będą organizować igrzyska. Doszło do krwawej bitwy, podczas której zbezczeszczono nawet święty okrąg Zeusa, gdzie rosły drzewa oliwne, z których gałązek robiono wieńce dla zwycięzców.

Teoretycznie w igrzyskach mógł wziąć udział każdy wolny Grek. Jednak, tak jak dziś, nie każdy mógł sobie na to pozwolić. By uzyskać przyzwoite wyniki, trzeba było się całkowicie poświęcić uprawianiu sportu. Nic zatem dziwnego, że najsłynniejsi helleńscy zawodnicy wywodzili się z arystokracji, która nie musiała pracować, by przeżyć.

Przygotowania do olimpiady trwały ok. 11 miesięcy. Trenowano codziennie. Wstęp do gimnazjonu, czyli kompleksu bieżni i boisk, gdzie uprawiano różnego rodzaju sporty, był co prawda bezpłatny, ale trenera należało już sowicie wynagrodzić. Około 300 roku p.n.e. niektóre greckie polis zaczęły opłacać z publicznej kasy instruktorów dla najzdolniejszych zawodników. Z czasem okazało się bowiem, co odkrywają i dzisiejsze samorządy, że posiadanie zwycięzcy olimpijskiego wśród mieszkańców stanowi dla miasta świetną reklamę. Dlatego podczas igrzysk delegaci niektórych polis próbowali nakłaniać triumfatorów poszczególnych dyscyplin do zmiany obywatelstwa. Sumy, które zmieniały wówczas właścicieli, były ogromne.

Jedną z takich historii opisuje Pauzaniasz – grecki geograf z II wieku n.e. Ojciec niejakiego Antypatrosa wziął łapówkę od przedstawicieli Syrakuz i ogłosił, że jego syn jest syrakuzańczykiem. Słysząc to, chłopak się oburzył i głośno krzyknął, że jest obywatelem Miletu, po czym kazał te słowa wyryć na swoim posągu, który ufundował w Olimpii. Ale nie wszyscy zawodnicy byli równie uczciwi. Z zachowanych dokumentów wynika, że w latach 488 i 484 p.n.e. niejaki Astylos zwyciężał dla Krotonu, a w 480 r. p.n.e. dla Syrakuz.

Starożytne olimpiady trwały zaledwie pięć dni i odbywały się tylko latem. Zmagania zawodników oglądali przede wszystkim mężczyźni. Opinie dotyczące obecności kobiet na widowni są wśród naukowców podzielone. Prof. Robert Dal z University of Chicago uważa na przykład, że popisy olimpijczyków mogły podziwiać niezamężne dziewczęta. Dorosłym kobietom, czyli według greckich obyczajów mężatkom i wdowom, nie wolno było tego robić. Karą za nieprzestrzeganie zakazu była śmierć.

Według Pauzaniasza w ciągu blisko 1000 lat organizowania olimpiad tylko jedna niewiasta odważyła się go złamać. Była to Kallipatejra. Gdy zmarł jej mąż, przebrała się za trenera i wraz z synem udała się do Olimpii. „Ci trenerzy są w czasie igrzysk trzymani na uboczu, w miejscu ogrodzonym. W chwili zwycięstwa swego Pejsirodosa Kallipatejra przeskoczyła barierę, zrzucając męskie szaty. Wtedy dopiero odkryto, że jest kobietą. Nie ukarano jej jednak i wypuszczono na wolność, w ten sposób oddając cześć jej ojcu, braciom i synowi. Wszyscy byli bowiem zwycięzcami olimpijskimi”.

Tak historię dzielnej Kallipatejry opisał Pauzaniasz. Odważna matka ocaliła życie, ale od tej pory trenerzy musieli występować nago, by nie było wątpliwości co do ich płci.

Olimpijskie równouprawnienie zostało wynalezione dopiero w czasach nowożytnych. Ale może to i lepiej, bo wypadki na boisku zdarzały się w starożytności znacznie częściej niż obecnie. Na przykład podczas biegów, kiedy zawodnicy podkładali sobie nogi, albo zapasów, które zezwalały na duszenie przeciwnika. Walki bokserskie też nie były zabawami dla grzecznych chłopców, zwłaszcza że nie istniały wówczas kategorie wagowe. Trwały tak długo, aż jeden z zawodników poddawał się lub tracił przytomność. Dlatego w boksie zwyciężali zazwyczaj najpotężniejsi, najsilniejsi i co najważniejsze – najbrutalniejsi mężczyźni. Za swoje triumfy płacili jednak sporą cenę, czego dowodzą zachowane starożytne rzeźby, na przykład wizerunek boksera z rzymskiego Museo delle Terme. Człowiek ten ma złamany nos, spuchnięte uszy, a jego twarz pokrywają blizny.

Istnieje także satyryczna opowieść rzymskiego pisarza Lucyliusza (żyjącego w II wieku p.n.e.) o bokserze Augustusie, który procesował się o spadek. Kiedy Augustus pojawił się w sądzie tuż po walce, jego własny brat przekonał sędziów, że ów przybysz jest oszustem. Nie był bowiem w ogóle podobny do swojego portretu namalowanego przed olimpiadą. Dzięki temu nieuczciwy krewniak zagarnął cały spadek.

Jednak tak naprawdę Augustus miał szczęście, bo choć podczas walki stracił urodę, zdołał ocalić życie. Wielu zawodników ginęło podczas starożytnych olimpiad. Dokładna liczba takich przypadków nie jest znana, ale można je śmiało szacować na dziesiątki, jeśli nie setki.

Najwięcej tragicznych zdarzeń miało miejsce podczas zmagań pankratiastów. Przepisy uprawianej przez nich dyscypliny – pankration – łączącej elementy zapasów i boksu zabraniały jedynie szczypania oraz wydłubywania oczu. Jeśli w czasie walki pankratiasta poniósł śmierć, jego rywala rozgrzeszano z mimowolnego zabójstwa, po czym ogłaszano zwycięzcą. W długiej historii olimpiad zdarzały się także pośmiertne triumfy. Na przykład zanim pewien zawodnik umarł uduszony przez przeciwnika, zdołał złamać mu kostkę i zmusić do poddania się.

Podobnie jak obecnie, również w starożytności zdobycie tytułu mistrza olimpijskiego było marzeniem wszystkich zawodników. Nic zatem dziwnego, że słabsi chcieli za wszelką cenę zwiększyć wydajność swojego organizmu. A ponieważ nie znano wówczas sterydów, stosowano różnego rodzaju diety. Grecy wierzyli bowiem, że niektóre pokarmy mogą zwiększać siłę mięśni. W zależności od wyznawanej teorii zawodnicy jedli głównie ser, figi lub zboże. W VI wieku p.n.e. pod wpływem nauk Pitagorasa sportowcy z greckiej kolonii Krotona w południowej Italii zaczęli preferować mięso, a unikać fasoli. Czasami jednak zmiana jadłospisu nie przynosiła spodziewanych rezultatów. Wtedy zawodnicy zdobywali się na jeszcze większe poświęcenia. Platon wspomina w jednym ze swych tekstów niejakiego Ikkosa z Tarentu, który podczas intensywnego przedolimpijskiego treningu (czyli wspominanych już 11 miesięcy) w ogóle nie uprawiał seksu ani z kobietami, ani z chłopcami.

Zdarzało się jednak, że mimo tych ogromnych poświęceń upragnione sukcesy nie nadchodziły. Wtedy sięgano po broń ostateczną – łapówki. Pauzaniasz wspomina: „Pewien Elejczyk, Damonikos, w czasie 192 olimpiady (12 rok p.n.e.), pragnąc zapewnić swemu synowi zwycięstwo w pięściarstwie, przekupił jego przeciwnika”. Jednak próba oszustwa została wykryta i sędziowie nałożyli ogromną karę finansową na nieuczciwego zawodnika. Za uzyskane w ten sposób środki ufundowali wspaniały posąg Zeusa. Ciekawe, że takich rzeźb stało w Olimpii kilkadziesiąt, co dowodzi, że ta droga ku sławie cieszyła się sporą popularnością.

Starożytni triumfatorzy olimpiad, nie inaczej niż współcześni mistrzowie, wracali do rodzinnego miasta opromienieni blaskiem chwały. W ojczyźnie stawiano im posągi, goszczono w najprzedniejszych domach, pisano na ich cześć poematy. Teagenes z Tazos po śmierci został obwołany nawet bogiem. A jednak stosunek starożytnych filozofów do uwielbianych przez tłumy siłaczy czy lekkoatletów był raczej niechętny. Platon opisywał ich jako przerośniętych, uciążliwych dla społeczeństwa prostaków, „najgorszą z dolegliwości nękających Grecję”.

Jednak dla tysięcy młodych greckich chłopców kariera atlety była szczytem marzeń. Podobnie jest dzisiaj. Bo wśród uczestników olimpiad obok napakowanych sterydami oszustów wciąż są na szczęście także prawdziwi herosi stadionów.

W powszechnym mniemaniu odbywająca się w Olimpii raz na cztery lata impreza była bowiem podniosłym religijnym świętem, podczas którego rywalizowali ze sobą najsprawniejsi mężczyźni greckiego świata. W rzeczywistości było jednak zupełnie inaczej. Starożytne olimpiady, z których pierwsza, jaką odnotowały znane mam źródła, odbyła się w 776 roku p.n.e., niczym nie różniły się od obecnych. Szlachetne idee brzmiały dobrze w ustach kapłanów, a zawodnicy robili swoje. Na boiskach często rozgrywały się walki na śmierć i życie, a ich uczestnicy czuli się rozgrzeszeni z powodu mniej lub bardziej przypadkowego zabójstwa rywala. W ramach bezpardonowych zmagań, podobnie jak dziś, stosowano doping, oszukiwano i przekupywano przeciwników.

Pozostało 92% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy
Materiał Promocyjny
Transformacja w miastach wymaga współpracy samorządu z biznesem i nauką