Inaczej niż w Polsce, gdzie kłopoty gospodarcze prowadzą do uspokojenia walki politycznej, na Ukrainie jest wręcz przeciwnie. Na kryzys gospodarki nałożył się też głęboki podział polityczny i wyniszczająca wojna prezydenta z premierem, którą ten pierwszy przegrał z kretesem.
Jedyny niejasny czynnik to zachowanie ukraińskiego społeczeństwa. Do tej pory poważnych protestów udało się uniknąć. Słyszałem opinie, że dojdzie do nich na wiosnę, jak tylko skończą się mrozy. Inni znawcy utrzymują, że ukraińskie społeczeństwo przez dziesiątki lat przywykłe do życia w ubóstwie i biedzie sowieckiej potrafi się dostosować do nowych warunków. Że chwilowe bogactwo było udziałem nielicznych. Że żadnego buntu na wielką skalę nie będzie, a społeczeństwo powierzy swój los temu, kto obieca zaspokojenie podstawowych potrzeb.
Co z tego wynika dla Polski? Słuchając głosów ekspertów, trudno nie dostrzec, że Ukraina przesuwa się na Wschód. Krótki czas pomarańczowej rewolucji i następujący po niej okres, kiedy to można było wierzyć, że Kijów podąży na Zachód, przechodzi do przeszłości. Rosja może po prostu czekać, aż targana wewnętrznymi sporami i coraz bardziej osłabiona Ukraina poprosi o pomoc. A wtedy, w zamian za pomoc, Moskwa odzyska dominację. Wygląda na to, że ukraiński sen o niepodległości i polski sen o Ukrainie należącej do Zachodu kończy się.
Skomentuj na [link=http://blog.rp.pl/blog/2009/02/27/pawel-lisicki-koniec-ukrainskiego-snu/]blog.rp.pl[/link]