[b]Rz: Ostatnio premier Gyurcsány polecił instytucjom państwowym, by przestały prenumerować opozycyjny wobec władz dziennik „Magyar Hirlap”.[/b]
Premier ponownie przekonał nas, że nie jest w stanie zmienić swej mentalności, która ukształtowała się przed 1990 r. Ferenc Gyurcsány w latach 80. jako przewodniczący komunistycznej młodzieżówki KISZ w małym węgierskim miasteczku miał za zadanie usuwać niecenzurowane pisma z tamtejszego uniwersytetu. Dziś jako premier wzywa do bojkotu dziennika „Magyar Hirlap”, ponieważ nie spodobał mu się jeden artykuł w gazecie. Oczywiście ma prawo mieć swoje zdanie na ten temat. Ale nie powinien wydawać rozporządzeń, by organy i firmy państwowe zrezygnowały z prenumeraty tej gazety. Nasza opinia jest taka, że zamiast cenzurowaniem trzeba by się zająć na serio rządzeniem w państwie.
[b]Odnoszę wrażenie, że postkomuniści, czego najlepszym przykładem był zwłaszcza ich poprzedni premier Peter Medgyessy, prowadzą taką samą politykę gulaszowego komunizmu jak za czasów Kadara. Kupują spokój społeczny za kredyty, które trzeba będzie jednak kiedyś spłacić. I teraz właśnie nadchodzi czas zapłaty…[/b]
Według mnie system, jaki panuje teraz na Węgrzech, to nie neokadaryzm, ale putinizm w wersji soft. Tyle że bez gazu i ropy. Ma pan jednak rację, że podejście postkomunistów do polityki się nie zmieniło. Moim zdaniem wynika ono z głębszych przyczyn, a mianowicie z prezentowanej antropologii, czyli z tego, jaka wizja człowieka leży u podstaw danej ideologii politycznej. Ich wizja jest skrajnie materialistyczna. Człowiek jest dla nich mianowicie kombinacją pokarmu, który spożywa, oraz interesów materialnych, jakie posiada. Ich propaganda bazuje więc na ludzkiej zazdrości: temu damy, a tamtemu nie damy. Nie lubimy klasy średniej, więc jej odbierzemy i damy tym, którzy nas popierają. Towarzyszy temu ogromna nieufność i niewiara w siłę i możliwości społeczeństwa. Między innymi z tego powodu na Węgrzech nie funkcjonuje prawdziwa gospodarka wolnorynkowa. Zamiast tego mamy wiele obszarów podlegających koncesjom i limitom oraz sieć zamówień publicznych, które wygrywają zawsze firmy związane z postkomunistami. Przedmiotem konkurencji stają się więc powiązania, a nie jakość czy cena towaru lub usług. To psuje oczywiście całą gospodarkę.
Uważam, że powinniśmy zmienić to podejście i w większym stopniu postawić na przedsiębiorczość, innowacyjność oraz kreatywność naszych obywateli. Trzeba wspierać małe i średnie firmy, wzmacniać rodziny i lokalne społeczności. To także wynika z antropologii: w naszej wizji człowieka jest miejsce na tożsamość, wiarę, wspólnotę. To symptomatyczne, że kiedy Fidesz ogłosił kiedyś swoje hasło wyborcze: „Odważmy się być wielkimi”, socjaliści odpowiedzieli swoim hasłem: „Odważmy się być małymi”. No i rzeczywiście konsekwentnie prezentują swą małość.