Gulasz przestał być strawny

Jeśli ludzie krytykują dziś postkomunistów, to nie za to, co robili oni przed 1989 r., ale za to, co zrobili od 2002 r. - mówi Zoltan Balog, węgierski polityki opozycyjny, w rozmowie z Grzegorzem Górnym

Aktualizacja: 07.03.2009 08:21 Publikacja: 07.03.2009 01:02

Ferenc Gyurcsány: „Odważmy się być małymi”

Ferenc Gyurcsány: „Odważmy się być małymi”

Foto: AFP

[b]Rz: Ostatnio premier Gyurcsány polecił instytucjom państwowym, by przestały prenumerować opozycyjny wobec władz dziennik „Magyar Hirlap”.[/b]

Premier ponownie przekonał nas, że nie jest w stanie zmienić swej mentalności, która ukształtowała się przed 1990 r. Ferenc Gyurcsány w latach 80. jako przewodniczący komunistycznej młodzieżówki KISZ w małym węgierskim miasteczku miał za zadanie usuwać niecenzurowane pisma z tamtejszego uniwersytetu. Dziś jako premier wzywa do bojkotu dziennika „Magyar Hirlap”, ponieważ nie spodobał mu się jeden artykuł w gazecie. Oczywiście ma prawo mieć swoje zdanie na ten temat. Ale nie powinien wydawać rozporządzeń, by organy i firmy państwowe zrezygnowały z prenumeraty tej gazety. Nasza opinia jest taka, że zamiast cenzurowaniem trzeba by się zająć na serio rządzeniem w państwie.

[b]Odnoszę wrażenie, że postkomuniści, czego najlepszym przykładem był zwłaszcza ich poprzedni premier Peter Medgyessy, prowadzą taką samą politykę gulaszowego komunizmu jak za czasów Kadara. Kupują spokój społeczny za kredyty, które trzeba będzie jednak kiedyś spłacić. I teraz właśnie nadchodzi czas zapłaty…[/b]

Według mnie system, jaki panuje teraz na Węgrzech, to nie neokadaryzm, ale putinizm w wersji soft. Tyle że bez gazu i ropy. Ma pan jednak rację, że podejście postkomunistów do polityki się nie zmieniło. Moim zdaniem wynika ono z głębszych przyczyn, a mianowicie z prezentowanej antropologii, czyli z tego, jaka wizja człowieka leży u podstaw danej ideologii politycznej. Ich wizja jest skrajnie materialistyczna. Człowiek jest dla nich mianowicie kombinacją pokarmu, który spożywa, oraz interesów materialnych, jakie posiada. Ich propaganda bazuje więc na ludzkiej zazdrości: temu damy, a tamtemu nie damy. Nie lubimy klasy średniej, więc jej odbierzemy i damy tym, którzy nas popierają. Towarzyszy temu ogromna nieufność i niewiara w siłę i możliwości społeczeństwa. Między innymi z tego powodu na Węgrzech nie funkcjonuje prawdziwa gospodarka wolnorynkowa. Zamiast tego mamy wiele obszarów podlegających koncesjom i limitom oraz sieć zamówień publicznych, które wygrywają zawsze firmy związane z postkomunistami. Przedmiotem konkurencji stają się więc powiązania, a nie jakość czy cena towaru lub usług. To psuje oczywiście całą gospodarkę.

Uważam, że powinniśmy zmienić to podejście i w większym stopniu postawić na przedsiębiorczość, innowacyjność oraz kreatywność naszych obywateli. Trzeba wspierać małe i średnie firmy, wzmacniać rodziny i lokalne społeczności. To także wynika z antropologii: w naszej wizji człowieka jest miejsce na tożsamość, wiarę, wspólnotę. To symptomatyczne, że kiedy Fidesz ogłosił kiedyś swoje hasło wyborcze: „Odważmy się być wielkimi”, socjaliści odpowiedzieli swoim hasłem: „Odważmy się być małymi”. No i rzeczywiście konsekwentnie prezentują swą małość.

Jeśli ludzie krytykują dziś postkomunistów, to nie za to, co robili oni przed 1989 r., ale za to, co zrobili od 2002 r. Wszystkie wskaźniki społeczne i gospodarcze, zarówno makro-, jak i mikroekonomiczne, pokazują, że od roku 2002, gdy postkomuniści objęli władzę, sytuacja kraju stale się pogarsza. Moim zdaniem jednak błędna polityka socjalna i ekonomiczna tego rządu wynika właśnie z jego komunistycznej proweniencji.

[b]Czy nie przesadza pan, nazywając system panujący na Węgrzech putinizmem w wersji soft? Putinizm w Rosji – oprócz ropy i gazu – opiera się na przemocy i socjotechnice opartej na kłamstwie.[/b]

Socjotechnika oparta na kłamstwie to jedna z metod rządzenia obecnej ekipy na Węgrzech. Powiedział to zresztą wprost sam premier Ferenc Gyurcsany. Przecież źródłem obecnego kryzysu władzy u nas jest jego wypowiedź, która przedostała się do opinii publicznej jesienią 2006 r. Na zamkniętej naradzie dla partyjnych towarzyszy, z której nagrania przeciekły do radia, premier mówił, że socjaliści wygrali wybory tylko dzięki temu, że kłamali rano, w dzień i w nocy. Wypowiedź ta sprowokowała zamieszki społeczne, podczas których władza po raz pierwszy od czasów powstania 1956 r. użyła siły wobec własnego społeczeństwa. 23 października 2006 r. pobito brutalnie wielu niewinnych obywateli. Tego dnia, według opinii wielu organizacji pozarządowych, prawa człowieka na Węgrzech zostały podeptane. Z pewnością demokracja ma się u nas gorzej niż dziesięć lat temu.

[b]Jak możliwe było okłamywanie przez tak długi czas nie tylko własnego narodu, ale i Unii Europejskiej, gdyż do Brukseli posyłano fałszywe dane?[/b]

Po dojściu do władzy socjaliści wyrzucili z pracy – całkowicie bezprawnie zresztą – szefa Głównego Urzędu Statystycznego. Jak się potem okazało, po to, by mogli swobodnie manipulować danymi statystycznymi. To tylko jeden z wielu przykładów erozji naszych instytucji demokratycznych. Każda demokracja bazuje bowiem na pewnej równowadze między władzą a instytucjami społeczeństwa obywatelskiego. Tymczasem postkomuniści, od kiedy objęli rządy, zaczęli walczyć z tego rodzaju organizacjami. Atakowali bezpardonowo każdego, kto zachowywał niezależność: prezesa Węgierskiego Banku Narodowego, przedstawicieli Kościołów, nieposłusznych dziennikarzy. Prezes Urzędu Kontroli Finansowej został ciężko pobity przez „nieznanych sprawców”. Tego rodzaju przykłady można mnożyć.

[b]Wracając do wydarzeń z października 2006 r. – część komentatorów uważa, że władza leżała wówczas na ulicy, i zarzuca Fideszowi, że nie sięgnął po tę władzę.[/b]

Niestety, nie istnieją środki konstytucyjne, które pozwalałyby na odsunięcie postkomunistów od władzy przed upływem parlamentarnej kadencji. Nie było żadnych prawnych możliwości, by doprowadzić do przedterminowych wyborów. Nie mogliśmy pozwolić sobie na ryzyko wyprowadzenia ludzi na ulice i rozlewu krwi. Wykorzystaliśmy jedyną dostępną nam metodę konstytucyjną, czyli referendum, które odbyło się w 2007 r. i zakończyło naszym sukcesem. Osiągnęło ono rekordową frekwencję. Nigdy tak wiele osób, także o poglądach lewicowych, nie wypowiedziało się tak krytycznie o polityce lewicowego rządu. Pod wpływem wyników tego referendum rozpadła się koalicja rządowa postkomunistów z lewicowymi liberałami ze Związku Wolnych Demokratów. Dziś mamy więc na Węgrzech socjalistyczny rząd mniejszościowy.

[b]Na czym polega wasz sukces, skoro socjaliści dalej rządzą? Pytania w referendum dotyczyły przecież polityki gabinetu Gyurcsánya, a nie jego dalszego trwania. Koalicji rządowej co prawda nie ma, ale jest koalicja parlamentarna, bo lewicowi liberałowie i tak głosują za projektami obecnego gabinetu…[/b]

To zależy, co rozumiemy jako sukces. W krótkiej perspektywie sukcesem byłaby dymisja rządu i przyspieszone wybory. Wtedy nowy gabinet musiałby przejąć tę całą masę upadłościową, którą pozostawia po sobie Gyurcsány. Jest jednak sukces w perspektywie średnioterminowej. To przepływ elektoratu w naszym kierunku. Po raz pierwszy bowiem na tak dużą skalę tak wielu dotychczasowych wyborców i sympatyków lewicy opowiedziało się za pomysłami Fideszu. Biorąc pod uwagę, jak nasza partia jest demonizowana przez większość mediów, które są lewicowo-liberalne, to naprawdę ewenement. Do tej pory między elektoratami lewicy i prawicy istniał mocny, nieprzekraczalny, stabilny mur. Tymczasem referendum socjalne z 2007 r. wzniosło ponad tym murem most, którym sympatycy lewicy przechodzą w naszym kierunku. W optyce długoterminowej może się to okazać ważniejsze niż szybkie odsunięcie socjalistów od władzy, gdyż daje perspektywę dłuższych rządów.

[b]Czy nie jest pan rozczarowany postawą Związku Wolnych Demokratów, który wyrósł z pnia opozycji antykomunistycznej, a jednak po upadku realnego socjalizmu zawsze wchodził w koalicję z postkomunistami, a nigdy z prawicą?[/b]

Dużym zawodem była dla mnie postawa wolnych demokratów już w 1994 r., gdy po raz pierwszy zawarli koalicję z partią socjalistyczną. Oni prezentowali zawsze pewną dumę polityczną, uważali, że są niezastąpieni, że bez ich wiedzy i doświadczenia kraj nie będzie się mógł rozwijać. W 1994 r. postanowili to udowodnić i wtedy scementowali swój związek z postkomunistami, od których z czasem się uzależnili. Chciałbym jednak dodać, że na Węgrzech istnieje zapotrzebowanie na ugrupowanie prezentujące prawdziwy liberalizm. Być może to wyjście z koalicji będzie oznaczać dla wolnych demokratów szansę na uniezależnienie się od socjalistów i rzeczywisty zwrot w kierunku liberalizmu.

[b]Polaków martwi polityka energetyczna węgierskiego rządu, który zacieśnia relacje z Rosją i torpeduje plany uniezależnienia się Europy Środkowej od rosyjskiego monopolu dostaw ropy i gazu.[/b]

Także uważam, że poważnym problemem jest brak wspólnej europejskiej polityki energetycznej, przez co bezpieczeństwo energetyczne naszej części Europy jest mocno zagrożone. Należałoby powołać środkowoeuropejski fundusz energetyczny grupujący koncerny z wielu krajów: od państw bałtyckich do Chorwacji. Gabinet Gyurcsánya jest temu przeciwny, ale nie będzie rządził wiecznie. Myślę, że na przychylność Polaków dla takiego projektu możemy liczyć. Słowaków, z którymi mamy napięte stosunki, nie podejmujemy się przekonywać, ale mogą to zrobić Polacy…

[b]Za rządów Gyurcsánya ożywiły się jednak bardzo kontakty gospodarcze Węgier z Rosją.[/b]

Nam kapitał rosyjski nie przeszkadza, dopóki jest traktowany na równi z innymi. Ale ożywiły się także związki polityczne. Podczas ostatniej kampanii wyborczej Putin przyjechał do Budapesztu i udzielił Gyurcsányemu poparcia.

[b]W Polsce poparcie ze strony Putina byłoby traktowane jak pocałunek śmierci. Dlaczego na Węgrzech jest inaczej?[/b]

Ten przykład pokazuje, że mocne uzależnienie gospodarcze jest w stanie stłumić nie tylko odruchy sumienia, ale nawet instynkt samozachowawczy. Poza tym wielu ludzi, zwłaszcza starszych, myśli, że od Unii Europejskiej nie możemy liczyć na zbyt wiele, natomiast od Moskwy jak najbardziej.

[b] Czy są w środowisku węgierskiej lewicy obecne elementy charakterystyczne dla nowej lewicy zachodniej, która skupia się bardziej na sprawach kulturowych, obyczajowych i światopoglądowych?[/b]

To paradoks, że grupy społeczne, które najbardziej boją się o swoje bezpieczeństwo socjalne, głosują na partię socjalistyczną. Wystarczy bowiem przejrzeć listę 100 najbogatszych Węgrów, by odnaleźć na niej nazwiska czołowych działaczy lewicy. Jest tam i premier, i minister finansów, i były minister gospodarki, i skarbnicy partii socjalistycznej.

W sprawach światopoglądowych i obyczajowych większość lewicowych wyborców jest nastawiona konserwatywnie. Postulaty nowej lewicy podnoszą nie socjaliści, lecz przede wszystkim Związek Wolnych Demokratów, który w tych kwestiach zawsze może liczyć na poparcie większości czołowych mediów. Tak było w 2006 r., gdy parlament przegłosował powszechne prawo do sterylizacji dla osób, które ukończą 18. rok życia. Posłowie socjalistyczni byli przeciwko tej ustawie, ale ulegli wolnym demokratom, gdyż tamci stanowili w koalicji języczek u wagi i postawili na swoim. Podobnie było w przypadku zalegalizowania związków jednopłciowych. Także wówczas socjaliści stali się zakładnikami lewicowych liberałów.

[b]Z sondaży wynika, że Fidesz jest dziś jedyną siłą zdolną uzyskać takie poparcie społeczne, by samodzielnie rządzić. Nie boicie się, że będziecie musieli przeprowadzić niepopularne reformy, spotkacie się z sabotażem urzędników średniego szczebla i totalną krytyką mediów? Ściągniecie na siebie społeczne niezadowolenie i utracicie władzę.[/b]

Czasem ktoś musi wychylić ten gorzki kielich. Sądzę jednak, że rozmiar zapaści państwa przekonuje większość obywateli, że socjaliści nie są w stanie sprawnie rządzić krajem. Myślę, że obecna kadencja okaże się dla nich ostateczną kompromitacją.

[b]Czy węgierscy socjaliści podzielą los polskiego SLD?[/b]

Nie przypuszczam, aby był możliwy tak olbrzymi spadek popularności socjalistów, ale ugrupowanie to może się rozpaść na mniejsze partie. Są tam bowiem trzy grupy, między którymi dochodzi do napięć: komuniści, socjaldemokraci i neoliberałowie. Przestaje też działać jedna z najsilniejszych broni postkomunistów, czyli demonizowanie przeciwnika. Oni zawsze powtarzają, że jedyną alternatywą dla ich rządów jest triumf ksenofobii, rasizmu, antysemityzmu, jakie wiążą się rzekomo z prawicą. Ale coraz więcej ludzi przekonuje się, że to kłamstwo, a ludzie nie lubią być okłamywani.

[ramka][b]Zoltan Balog[/b] – węgierski polityk, pastor kalwiński, przewodniczący parlamentarnej Komisji Praw Człowieka, wiceprzewodniczący partii Fidesz.[/ramka]

[b]Rz: Ostatnio premier Gyurcsány polecił instytucjom państwowym, by przestały prenumerować opozycyjny wobec władz dziennik „Magyar Hirlap”.[/b]

Premier ponownie przekonał nas, że nie jest w stanie zmienić swej mentalności, która ukształtowała się przed 1990 r. Ferenc Gyurcsány w latach 80. jako przewodniczący komunistycznej młodzieżówki KISZ w małym węgierskim miasteczku miał za zadanie usuwać niecenzurowane pisma z tamtejszego uniwersytetu. Dziś jako premier wzywa do bojkotu dziennika „Magyar Hirlap”, ponieważ nie spodobał mu się jeden artykuł w gazecie. Oczywiście ma prawo mieć swoje zdanie na ten temat. Ale nie powinien wydawać rozporządzeń, by organy i firmy państwowe zrezygnowały z prenumeraty tej gazety. Nasza opinia jest taka, że zamiast cenzurowaniem trzeba by się zająć na serio rządzeniem w państwie.

Pozostało 94% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy