[b]Kim chciałby pan być?[/b]
Nie jestem człowiekiem niespełnionym, choć oczywiście żałuję, że z pewnych wyborów nie skorzystałem, na przykład że nie gram na żadnym instrumencie. Rodzice dali mi tyle wolności, że nic nie musiałem, więc nie grałem. Gdybym to mógł zmienić, to chętnie zostałbym perkusistą. Kiedyś chciałem być Fredem Astaire’em, kochałem taniec i chciałem się nauczyć stepowania, ale nie było gdzie. Chciałem być też badmintonistą – uważam, że jak na amatora grałem świetnie, choć nigdy się tego nie uczyłem. Ale u mnie tak było ze wszystkim: gdy miałem pięć lat, poszedłem z rodzicami do parku Ujazdowskiego, była tam wypożyczalnia rowerów, i mówię: „Dajcie mi rower”. A mama na to: „Ale przecież ty nie jeździsz na rowerze”. „No, jak to nie jeżdżę? Wsiądę i pojadę”. No i wsiadłem i pojechałem.
Gdybym nie był leniwy, a byłem, właśnie z tego powodu, że wszystko mi przychodziło tak łatwo, to chętnie zostałbym piłkarzem. Tylko że miałbym kłopot, bo sam bym wymierzał sprawiedliwość w trakcie meczów. Nie jestem w stanie pogodzić się ze szwindlami na boisku, nie znoszę sędziów, którzy „się mylą”, graczy, którzy symulują faule. Obrzydzenie mnie bierze, jak to widzę.
[b]Bo pan ma zbyt czarno-biały obraz świata.[/b]
Tak, ja jestem czarno-biały. Może to błąd. U mnie przejściowych stanów nie ma. Jest albo tak, albo tak. Jak coś robię, to na całego albo wcale. Jak palę papierosy, to 40 dziennie, jak nie palę, to w ogóle. Gdybym grał na tej perkusji, tobym walił godzinami.
[b]Ale dobrym perkusistą też chyba by pan nie był. Chyba że AC/DC albo jakiejś innej łupanki. W grze na tym instrumencie potrzebna jest subtelność i odnajdywanie półcieni. Zresztą pan chyba lubi AC/DC, co dla mnie jest czymś niewiarygodnym. Ale nie pierwszy raz spotykam ludzi, których meandry wrażliwości są nie do pojęcia. Jak można cenić jednocześnie AC/DC i Franka Sinatrę?[/b]
Można. Choć AC/DC lubię raczej umiarkowanie. Bardziej Led Zeppelin, The Beatles, Deep Purple, Budgie, Ellę Fitzgerald, Sinatrę i jeszcze parę ton innych. Nie wiem, jak te rzeczy się ze sobą godzą, ale ja odbieram muzykę na poziomie emocji. Albo ściska w dołku, albo nie, i wszystko jedno, jaki to styl. Ja w ogóle dziesiątki różnych rzeczy próbuję i dają mi one przyjemność. Tylko że to bywa trochę niebezpieczne i wygodne. Może służyć jako wytłumaczenie życiowe. Bo skoro wszystko mogę, to po co mam się starać? Tylko że ja nie wiem, czy jakbym się naprawdę postarał i by mi nie wyszło, to czy byłbym równie spełniony i zadowolony z siebie. No to tkwię sobie w tym nieosiąganiu, podpierając się przekonaniem, w którym sam się utwierdzam i inni mnie utwierdzają, że jakbym chciał, tobym mógł. To naprawdę jest wygodne.
[b]Wygodne, owszem. Ale chyba lepiej tak niż na odwrót. Otwiera pan telewizor i widzi wszystkich tych, którzy bardzo chcą, ale nijak nie mogą.[/b]
Bo człowiek powinien znać swoje możliwości i miejsce. I tego też się trzymam. Myślę, że jestem dobry jako „ten drugi”. O ile Wojtek Mann jest znakomitą „lokomotywą”, o tyle ja uważam się za dobrego „dopowiadacza”. Tu wrzucę dowcip, tam coś dopowiem itd. To wcale nie jest gorsza funkcja. Lepiej być dobrym aktorem drugoplanowym niż słabym w roli głównej.
[b]Teraz, gdy rezygnuje pan z Trójki, duet Mann – Wasowski znowu zawiesi działalność.[/b]
Tylko w radiu i bardzo tego żałuję, bo uważam, że jesteśmy wymarzoną parą. Tak długo się znamy, że Wojtek wie, co zamierzam powiedzieć, zanim się odezwę. I ja też wiem, co on powie, zanim otworzy usta. Ale jakoś te drogi co jakiś czas nam się rozchodzą. Kiedyś robiliśmy audycje: „Lista przebojów dla oldboyów”, „Nie tylko dla orłów”, „RadioMann”, potem „CDN”, później Wojtek związał się z Krzysztofem Materną, a ja z Rychem Szczęśniakiem, ale żałuję, że z Wojtkiem nie pracowaliśmy więcej. Z całym szacunkiem dla Rycha, bo przecież wiele mnie z nim wiąże, to Wojtek jest tą moją drugą połówką. Na szczęście mamy jeszcze program w TVP Kultura.
[b]Ma pan jakieś obsesje?[/b]
Tak. Mam obsesję zła. Uważam, że zło rządzi światem.
[b]Poważnie, czy pan żartuje? Kiedyś T-Raperzy znad Wisły nagrali taki znakomity kawałek „Książę Ciemności, umyj mi nogi, bym nie zabrudził twojej podłogi”.[/b]
To numer Rycha, rzeczywiście fantastyczna parodia tych kretyńskich tekstów metalowych. Ale ja poważnie mówię.
[b]Diabeł rządzi światem?[/b]
A jak inaczej mogłoby dojść do tych wszystkich rzeczy, które znamy z historii: wojen, obozów, rzezi? Przecież zawsze triumfuje zło, ludzie bez honoru i poczucia przyzwoitości. Teraz byli ubecy, ludzie, którzy katowali bohaterów, żyją długie lata w spokoju i świetnych warunkach materialnych, w zdrowiu – bo przecież nie mają stresów, a nie mają stresów, bo są niewrażliwi. A gdy ktoś próbuje ich rozliczyć, to usłyszy, że jest pozbawiony współczucia wobec starych, schorowanych ludzi. Ja bym ich wszystkich powsadzał do więzienia. Bez względu na wiek. Jeśli ktoś zniszczył życie drugiemu człowiekowi, to niech idzie do więzienia – nawet jeżeli ma 80 lat. Albo do kamieniołomów.
[b]Hasło „Zło dobrem zwyciężaj” nie jest panu bliskie.[/b]
Jest mi bliskie, ale w nie nie wierzę. Gdyby to dobro, a nie diabeł, rządziło światem, to moja córka nie umarłaby, mając niecałe 27 lat.
[b]Czuje pan więź z Polakami?[/b]
Czuję więź z „Zośką”, „Parasolem”, Jagiełłą, Sobieskim, ale z tymi, którzy są teraz, nijak nie czuję.
[b]Nie przesadza pan? Naprawdę myśli pan, że ci ludzie, którzy występują co dzień w telewizjach, ci, których oglądamy w Sejmie, że to oni rządzą światem? Przecież oni do pana dostępu nie mają. I nigdy nie mieli.[/b]
Nie mieli, nie mają, tylko co z tego? I tak oni zwyciężą. Jeśli dobro wygrywa, to tylko na chwilę i nic z tego dobrego nie wynika.
[i]Grzegorz Wasowski – dziennikarz muzyczny, satyryk, autor tekstów. W Trójce od 1971 roku, zawiesił działalność w marcu w związku z odwołaniem Krzysztofa Skowrońskiego. Wraz z Wojciechem Mannem prowadzi program„Archiwizja” w TVP Kultura. [/i]