Jaka jest kondycja naszej ojczyzny polszczyzny? Rachunek sumienia z lat 1989 – 2008 musi być poprzedzony refleksjami o czasie wcześniejszym. To rodowód konieczny. Czuję się w pewien sposób upoważniony, ponieważ w swoim pisaniu posługiwałem się nie tylko wyobraźnią, również obserwacją oraz czynnym i biernym uczestnictwem od kilkudziesięciu lat. Przedmiotem mego pisania byli Polacy i ich sprawy, poczynając od okupacji niemieckiej. Od tego czasu miałem uszy i oczy otwarte. To był i jest mój świat. Muszę się więc cofnąć do tych lat wcześniejszych.
Dewastacja moralna, rozbijanie i wynarodowienie Polaków trwało setki lat i dopiero dwudziestolecie międzywojenne scaliło nas w spójną całość. Motorem stał się silny etos walki o niepodległość, obudzony w XIX w., zakończony wyzwoleniem Polski i pokonaniem nawały ze Wschodu. To była wielka rzecz. Na tym stanęła nasza państwowość i nawet masy chłopskie, obarczone dziedzictwem pańszczyzny, obojętne, a często wrogie aspiracjom niepodległościowym (powstanie 1863 r.), stawały się świadomymi obywatelami wspólnoty, czego dowodem był upust chłopskiej krwi w Legionach, wojnie z bolszewikami, powstaniach śląskich i wielkopolskich, później pod okupacją niemiecką i w walce z narzuconym przez Kraj Rad „wyzwoleniem”. Dochowaliśmy się ofiarnego społeczeństwa, komuniści byli formacją ledwie śladową. Wytworzyła się warstwa inteligencji o szerokich horyzontach, ludzi oddanych służbie społecznej, autentycznie i bezinteresownie zaangażowanych w sprawy państwa i jego funkcjonowania, rozwoju gospodarczego, kulturalnego. Nie najważniejszy był podział na orientację lewicową i prawicową, dobro nadrzędne często brało górę. Inteligencja dawała wzorce, drogowskazy i nie była to warstwa o genealogii szlachecko-mieszczańskiej. Wielu Andrzejów Radków zasilało jej szeregi. Wystarczy wspomnieć Witosa, Rataja, profesorów Pigonia, Bujaka, Kota, generałów Galicę i Kustronia.
Okupacja niemiecka była egzaminem krwawym i wspaniałym. Młodzi konspiratorzy wywodzili się z różnych warstw społecznych: Jan Bytnar, bohater Szarych Szeregów, to syn nauczyciela o wiejskim pochodzeniu, Wacław Bojarski – rymarza z Bednarskiej w Warszawie, Tadeusz Gajcy – kolejarza, Andrzej Trzebiński i Zdzisław Stroiński – obaj pochodzenia ziemiańskiego. I co było istotne, ci młodzi ludzie nie tylko walczyli i dawali ofiarę z życia, oni myśleli już o przyszłym państwie polskim, snuli plany reform, gruntownej przebudowy. O tym pisze Stanisław Broniewski, ostatni komendant Szarych Szeregów. Pisze w swojej książce o etosie harcerskim poddanym groźnej próbie uczestnictwa w walce z wrogiem – wykonywali przecież wyroki śmierci, byli w pierwszym szeregu podziemnej wojny. Nie zdemoralizowali się jednak, pozostali czyści.
Okupacyjna konspiracja to zryw wszystkich warstw społecznych, całkowite oddanie dla sprawy. I nie zakłócają tego obrazu meandry działań politycznych partii, ugrupowań i ścieranie się poglądów w podziemnym państwie i polskim Londynie. Nie zapominamy o drugiej, brzydkiej stronie medalu: demoralizacji, szmalcownikach, upodleniu, zdradzie. Ale to konieczny margines w każdych okrutnych czasach.
Prawdziwa katastrofa nastąpiła po wojnie, kiedy wymarzona projekcja Polski po zwycięstwie legła w gruzach. Narzucony został obcy, wschodni porządek i walka z komunistami zakończyła się przegraną. Znaleźliśmy się pod nową okupacją, o wiele gorszą niż poprzednia, gdyż narzuconą nam przez Sowietów z udziałem polskich komunistów. I odtąd zaczyna się długotrwały proces pustoszenia moralnego narodu. Najlepsi wyginęli bądź uciekli z kraju lub gnili w tiurmach. Pozostali ukrywali się gdzieś na obrzeżach życia. Nadal przeważająca część społeczeństwa traktowała rządzących komunistów jako wrogów, zdrajców, wykonawców poleceń Kremla. Lecz życie ma swoje prawa. Lata przymusu, represji, demagogicznej propagandy spowodowały wyniszczenie duchowe, uczyły pokory, zaprzaństwa i przystosowywania się do nowych okoliczności. Prawda była zakazana i zaczęto uważać ówczesny stan rzeczy za długotrwały, jeśli nie wieczny. Polska stała się atrapą. Wrócił okupacyjny motyw przetrwania za wszelką cenę. Przetrwanie nie było już walką, lecz najwygodniejszym urządzaniem się w istniejących warunkach. Dewastacja obejmowała etykę, relacje między ludźmi, uczyła dwulicowości. Donos, współpraca z UB zaczynały być dla wielu chlebem powszednim. Słabsi łamali się z powodu tortur fizycznych i psychicznych. Gorsi widzieli w tym poprawę nędznego bytu. Janczarzy komunistycznej ideologii uważali denuncjację za naturalny oręż w walce z wrogiem klasowym. Ludzie nikczemnieli i nie dręczyły ich wyrzuty sumienia. Rozwinął się dualizm myślenia. Na użytek publiczny pełna aprobata dla władzy. Tylko w sobie i w gronie najbliższych puszczano wodze: była krytyka, oburzenie, rozterki. Historia, pamięć o przeszłości została amputowana lub zakłamana. Rodzice dzieciom nie mówili tzw. całej prawdy w obawie o ich przyszłość. Niezłomnych było coraz mniej. Wymierali. Milczeli. Jeżeli nie chcieli milczeć, kneblowano im usta.