Tydzień po zamachach 11 września prezydent Bush, przemawiając przed połączonymi izbami Kongresu, dał odpowiedź na tytułowe pytanie: „Nienawidzą tego, co widzą w tej sali: demokratycznie wybranego rządu. Nienawidzą naszych swobód: wolności religii i słowa, prawa wyboru i gromadzenia się, prawa do wyrażania sprzeciwu wobec argumentów drugiej strony”.
Jesienią 2001 roku takie postawienie sprawy wydawało się sensowne, w Polsce do dziś stawianie pytania zadanego w tytule jest co najmniej nietaktem. Wiemy, że Ameryki nienawidzą nie „ludzie”, tylko co najwyżej muzułmańscy terroryści, francuscy lewacy, niemieccy postmoderniści i inne komuchy.
My, Polacy, generalnie zgadzamy się z wymową cytatu, który znalazłem kiedyś na frontonie Chelsea Hotel w Nowym Jorku: „Ameryce, mojej nowej ojczyźnie: ten, kto cię nienawidzi, nienawidzi rodzaju ludzkiego”. Tak mówił irlandzki pisarz Brendan Behan i tak jest słusznie, przynajmniej dla większości z nas, może z wyjątkiem nieszczęśników, którym podły urzędnik w ambasadzie na Pięknej odrzucił podanie o wizę.
Zapewne zaskoczeniem dla obserwatorów ostatnich wydarzeń w Iranie jest zatem fakt, że protestom przeciwko wynikom wyborów nie towarzyszy fala miłości Irańczyków do USA. Przeciwnie – większość irańskich komentatorów tych wydarzeń, również ci, którzy perfekcyjną angielszczyzną krytykują władze irańskie na antenach CNN czy BBC, równie energicznie protestuje przeciwko jakiejkowiek ingerencji Ameryki w ich sprawy – choćby interwencji propagandowej, o politycznej czy – Boże broń – militarnej nie wspominając. Rozruchy w Iranie, zwane szumnie „rewolucją”, a przez najbardziej rozpalone głowy „rewolucją demokratyczną”, nie zawierają w sobie zapowiedzi jakiejś zasadniczej zmiany stosunku Iranu do USA.
Nie zakładają zresztą znaczących zmian w żadnej z dziedzin, które według wartości wyznawanych w USA świadczą o zaawansowanym rozwoju wolności i demokracji: poszanowania praw człowieka, tolerancji dla mniejszości religijnych czy seksualnych czy choćby takich drobiazgów jak wolne wybory. Przynajmniej nikt jak dotąd, a zwłaszcza kontestujący wyniki elekcji Mir Hosejn Musawi, o czymś takim nie wspominał.