Nic, proszę pana, nie mam

Z Olegiem Zakirowem, byłym oficerem KGB rozmawia Piotr Zychowicz

Aktualizacja: 29.05.2010 15:24 Publikacja: 29.05.2010 00:35

Nic, proszę pana, nie mam

Foto: Fotorzepa, Radek Pasterski RP Radek Pasterski

[b]Rz: Kiedy zaczął się pan zajmować zbrodnią katyńską?[/b]

To było w 1984 roku. Byłem wówczas oficerem KGB w Smoleńsku. Podczas jednej z rozmów z kolegami z pracy pewien emerytowany czekista, który służył w NKWD podczas wojny, powiedział, że polskich oficerów „zrobiliśmy my”. Jakiś młody funkcjonariusz naturalnie od razu zaoponował, powiedział, że to Niemcy. Ale ja intuicyjnie wyczułem, że tamten człowiek może mieć rację. Zacząłem więc, najpierw z ciekawości, potem z coraz większym przerażeniem, szperać w dokumentach. Tak zaczęło się moje prywatne śledztwo.

[b]Jak ono wyglądało?[/b]

Oczywiście studiowałem dokumenty, do których jako funkcjonariusz KGB miałem większy dostęp niż zwykli śmiertelnicy. Ale przede wszystkim docierałem do świadków, do starych NKWD-zistów. Rozmawiałem z katami, z wykonawcami zbrodni katyńskiej. Bez trudu mogłem ich namierzyć i nakłonić do zeznań. Pokazywałem legitymację i mówiłem, że rozmowa ma charakter służbowy. Oni nie mogli tego od razu sprawdzić. Dopiero później, gdy rozeszła się fama, że działam na własną rękę, niektórzy odmawiali. Ale z wieloma z nich rozmawiałem bardzo długo i szczerze. Jak czekista z czekistą.

[b]Co mówili?[/b]

Rzeczy mrożące krew w żyłach.

Na przykład to, że po pracy – jeżeli to można nazwać pracą – mieli ręce po łokcie unurzane we krwi polskich oficerów. I tą krew zmywali spirytusem, którego wielką bańkę dostawali od swoich przełożonych. Mieli go pić przed wykonywaniem zadania. Aby było łatwiej.

[b]Opowiadali panu o samych egzekucjach?[/b]

Oczywiście. Jeden z nich opisał taką scenę. W jednym z miejsc straceń stawiano Polaków pod płotem, rzekomo po to, żeby ich zidentyfikować i przeliczyć. Wywoływano ich po nazwisku, ale za tym płotem na specjalnym podwyższeniu już czekał oprawca. Gdy Polak stawał na miejscu, ten człowiek się wychylał i znienacka strzelał mu w tył czaszki. Wyobraża pan sobie bardziej bandycki sposób uśmiercenia człowieka? Bez najmniejszego ostrzeżenia, od tyłu. To metoda najgorszych oprychów, którzy w ciemnej ulicy walą przechodniów po głowie rurą. Czysty bandytyzm.

[b]Czy był pan w piwnicach siedziby smoleńskiego NKWD, gdzie rozstrzelano część Polaków?[/b]

W 1993 roku udało mi się tam nawet sprowadzić polską ekipę telewizyjną. Gdy tam weszliśmy, polski operator, zamiast kręcić, odłożył kamerę, rzucił się na kolana i zaczął się modlić. Trudno opisać grozę tych pomieszczeń.

[b]Czy oprawcy, z którymi pan rozmawiał, mieli wyrzuty sumienia?[/b]

Zależy od człowieka. Jedni robili to na zimno i do końca nie wykazali najmniejszej skruchy. Wypijali pół litra, robili swoje i szli do domu. Inni jednak nie wytrzymywali psychicznie. Wyrzuty sumienia prześladowały ich do końca życia. Jeden z katów się zastrzelił, inny zabił się nożem. Ci, z którymi rozmawiałem, oczywiście twierdzili, że to nie oni pociągali za spust. Każdy zrzucał winę na kolegów. Oni mieli tylko pomagać.

[b]Skąd pan wiedział, że kłamali?[/b]

W ich oczach widziałem niepewność i strach przed odpowiedzialnością i karą za to, co zrobili. Poza tym znałem listy funkcjonariuszy odznaczonych w 1940 roku za „operację specjalną”. Wiedziałem, że w taki sposób NKWD okazywało swoją wdzięczność katom Polaków.[b]

Co pan robił z pozyskanymi informacjami i dokumentami?[/b]

Przekazywałem je mediom. Najpierw niezależnym mediom rosyjskim, m.in. zamordowanej niedawno Annie Politkowskiej, a potem – po 1990 roku – również mediom polskim. Czasami taśmy z nagraniami konfiskowało KGB, ale wiele rzeczy udało się ocalić. Trafiły do Polski.

[b]Dlaczego pan to robił?[/b]

Może to zabrzmi naiwnie, ale robiłem to dla prawdy. Im więcej dowiadywałem się o zbrodni katyńskiej, tym bardziej rosła moja determinacja, aby ją wyjaśnić. W pewnym momencie poczułem, że mam wobec zamordowanych Polaków do spłacenia jakiś dług.

[b]Zdawał pan sobie sprawę, że może sobie złamać karierę?[/b]

No cóż, ja byłem krnąbrnym funkcjonariuszem. Szybko trafiłem na czarną listę. Kolejno pozbawiano mnie funkcji, aż wreszcie trafiłem na tak zwany cmentarz czekistów. Miejsce pracy tych funkcjonariuszy, którzy się czymś narazili organizacji. Czyli wlepili mi służbę dyżurną. Polegało to na tym, że po prostu odbierałem cały dzień telefony. Ale to był z ich strony poważny błąd. Chwała Bogu, że tak się stało. Pracowałem bowiem 24 godziny, a potem dwie doby miałem wolne. Przez te dwie doby mogłem prowadzić swoje śledztwo.

[b]Były oficer KGB mówi o Bogu?[/b]

Coś panu pokażę. [Zakirow sięga do kieszeni koszuli i wyciąga różaniec] Dał mi go w Smoleńsku ksiądz Peszkowski, który dostał go z kolei od Jana Pawła II w Rzymie. Zawsze noszę go przy sobie.

[b]

Nie żałuje pan tego wszystkiego? Gdyby nie zajął się pan Katyniem, byłby pan pewnie teraz zamożnym człowiekiem.[/b]

Tak, może miałbym drużynę piłkarską. (śmiech) Ale poważnie mówiąc: bardzo się cieszę, że tak się stało. Dzięki sprawie katyńskiej nie stałem się bandytą, nie jestem jednym z wielu byłych czekistów, którzy zrobili fortuny, wiążąc się z mafią i prowadząc brudne interesy. Doskonale wiem, jak potoczyły się kariery moich kolegów z firmy. Ja wybrałem inaczej i być może dlatego pozostałem człowiekiem.

[b]

Jak skończyła się pańska praca w KGB?[/b]

Wylali mnie. To było wiosną 1991 roku, gdy Związek Sowiecki już dogorywał. Zabrali mnie do polikliniki KGB i tam resortowa lekarka stwierdziła, że jestem chory psychicznie. Że jestem szaleńcem. Na podstawie tego orzeczenia natychmiast mnie usunięto ze służby. Potem, gdy spotkałem się z tą kobietą, przyznała, że dostała taki rozkaz. Jeżeli pan dzisiaj zadzwoni do FSB i zapyta, dlaczego mnie wyrzucili, odpowiedzą panu: „Zakirow zbzikował”.

[b]Co się działo z panem później?[/b]

W pierwszej połowie lat 90. w Smoleńsku nie było najgorzej. Wybory wygrał demokratyczny kandydat na gubernatora, pracowałem wtedy w jego administracji. Po kilku latach KGB, przepraszam FSB, otrząsnęło się jednak z szoku i zaczęło dochodzić do siebie. Służby zaczęły odzyskiwać swoją pozycję, a wreszcie z powrotem przejęły całkowitą kontrolę. To był dla mnie koniec. Dowiedziałem się, że się na mnie szykują. Zaczęły się dziwne telefony, grożono mi śmiercią. Znowu wylano mnie z pracy, dwukrotnie mnie zaatakowano fizycznie. W końcu zdecydowałem się na ucieczkę do Polski.

[b]

Kiedy to było?[/b]

W 1998 roku. Rozpuściłem wieść, że jadę do Moskwy, ale w rzeczywistości ruszyłem w stronę polskiej granicy przez Białoruś. Funkcjonariusze FSB szukali mnie w Moskwie, byli wściekli, że im się wymknąłem. Gdy zorientowali się, gdzie naprawdę pojechałem, byłem już w Brześciu.

[b]Powitano pana na granicy czerwonym dywanem?[/b]

Niech pan nie żartuje. Na dzień dobry polscy celnicy kazali mi się wynosić z powrotem. Nie chcieli mnie wpuścić do Polski! Chodziło o sprawy proceduralne. Byłem z żoną i córką. Doszło do dramatycznych scen. Powrót do Rosji był dla mnie oczywiście niemożliwy. W końcu powiedziałem miejscowemu dowódcy Straży Granicznej, kim jestem, pokazałem mu plik katyńskich dokumentów, które wiozłem ze sobą do Polski. Przekonałem go, przymknął oko i pozwolił mi jechać dalej.

[b]Miejscowy szef Straży Granicznej? Nie uzyskał pan żadnej pomocy od polskich władz?![/b]

Żadnej. A wcześniej bardzo wiele mi obiecywano. I to obiecywał nie byle kto. Czołowy polski dyplomata w Rosji, który później zrobił w Polsce zawrotną karierę, był ministrem. Osobiście zapewniał mnie, że Polska zatroszczy się o człowieka, który badał sprawę zbrodni katyńskiej. Że dostanę mieszkanie, przyzwoitą pracę. Ale gdy przyjechałem nikt nie chciał ze mną gadać. Nawet drobni urzędnicy unikali mnie jak ognia. Przykro to mówić, ale zostałem oszukany.

[b]Przykro też słuchać.[/b]

Ja potem próbowałem się zresztą spotkać z tym człowiekiem. On nie chciał mnie jednak przyjąć. Nie odpowiadał na telefony. Jego sekretarka mówiła, że jest zajęty. Wreszcie udało mi się z nim skontaktować i skłonić do spotkania. Zgodził się. Wziąłem ostatnie pieniądze i pojechałem z Łodzi, gdzie mieszkam, do Warszawy. Niestety, pocałowałem klamkę. Pomimo obietnicy pan minister mnie nie wpuścił do swojego gabinetu.

[b]Jak pan się urządził w Łodzi?[/b]

Na początku pracowałem na czarno na budowie. Ale ta praca się w końcu skończyła. Moja sytuacja była dramatyczna, nie miałem środków do życia. Trudno o tym mówić, ale będę szczery: żebrałem na ulicy Piotrkowskiej. Chodziłem też wieczorami na bazary i zbierałem zepsute warzywa i owoce, które wyrzucali handlarze. Zanosiłem je do domu. Moja rodzina to jadła.

Co ciekawe, prezydent Aleksander Kwaśniewski, pod presją dziennikarzy, którzy zainteresowali się moją sprawą, dał mi order.

Na początku odmawiałem jego przyjęcia, ale w końcu dałem się namówić. No cóż, powiedziałem wówczas, przypnę go sobie do ubrania i jak będę żebrał, może dostanę więcej pieniędzy.

[b]A jak dziś wygląda pańska sytuacja, ma pan pracę?[/b]

Nic, proszę pana, nie mam.

Oleg Zakirow, „Obcy element", Wydawnictwo Rebis, Poznań 2010

[b]Rz: Kiedy zaczął się pan zajmować zbrodnią katyńską?[/b]

To było w 1984 roku. Byłem wówczas oficerem KGB w Smoleńsku. Podczas jednej z rozmów z kolegami z pracy pewien emerytowany czekista, który służył w NKWD podczas wojny, powiedział, że polskich oficerów „zrobiliśmy my”. Jakiś młody funkcjonariusz naturalnie od razu zaoponował, powiedział, że to Niemcy. Ale ja intuicyjnie wyczułem, że tamten człowiek może mieć rację. Zacząłem więc, najpierw z ciekawości, potem z coraz większym przerażeniem, szperać w dokumentach. Tak zaczęło się moje prywatne śledztwo.

Pozostało 94% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy