Czy żyliśmy w Ubekistanie? Nasza rodzina na pewno.
W latach 60., 70. i do końca 80. trochę półżartem, trochę z lękiem mówiło się u nas w domu, że ściany mają uszy, wymownie przesuwając po nich wzrokiem, ściszało się głos, unikało wymieniania nazwisk, szczególnie „politycznych”, wysyłało listy za granicę na nieznane – jak się zdawało – nikomu adresy, wewnątrz prosząc o przesłanie na właściwy adres. Nie było raczej prawdziwej konspiracji, choć dość gadatliwa Mama, zaangażowana w różne przedsięwzięcia opozycyjne, jak Klub Krzywego Koła, Klub Inteligencji Katolickiej czy kontakty z „Kulturą” paryską, potrafiła w wielu sprawach zachować tajemnicę aż po grób. Jej serdeczny przyjaciel Wojtek Ziembiński, zaprzyjaźniony opozycjonista i wytrwały niepodległościowiec, odradzał nawet rozmawianie przez telefon. „Zadzwoń, umów się i dosyć” – mawiał.
Oddawało to dobrze ówczesne poczucie permanentnej opresji, którą się najczęściej raczej czuło, niż dostrzegało. Choć czasem się dostrzegało to i owo. W autobusie znowu ktoś widziany dziś po raz piąty, wypytywanie przez dozorcę akurat nagle zainteresowanego sprawami, które do tej pory obchodziły go tyle co zeszłoroczny śnieg, uchylone drzwi od sąsiadów, nienormalnie intensywny podkład szumów w telefonie. W większości sprawy wytłumaczalne w sposób naturalny – ot, tyle się tym zajmowaliśmy, żeby nie zwariować i nie popaść w paranoję, ale i nie zamykać całkiem oczu na rzeczywistość.
Jednakże to, co znalazłam na kilkunastu tysiącach stron, udostępnionych mi w IPN, przeszło moje najśmielsze wyobrażenia.
Były okresy, np. w czasie sprawy sądowej lub KOR, że śledzono każdy krok mojej Matki, nagrywano i spisywano każdą rozmowę w naszym mieszkaniu, opisywano każdy zakup i każdy wrzucony list. Nie list otrzymany, ale list wrzucony do skrzynki! „List przejęto” – piszą oficerowie SB na marginesach protokołów z obserwacji Mamy, a potem załączają fotokopie oryginału. A ileż to musiało kosztować, tylu ludzi, tyle przepisywania, fotografowania, nie było wtedy kserówek, tylko musieli robić prawdziwe fotografie na kliszy celuloidowej!
W raportach Mamę nazywano „figurantką”, nadano jej kryptonimy „Liza” i „Ruda”, widocznie od nazwiska (Anna Rudzińska). Jako „Ruda” występuje również na podpisach na zdjęciach operacyjnych.