Jak namalować ikonę?

  Budzą się wcześnie. Po nabożeństwie szybkie śniadanie i wszyscy rozchodzą się do swoich Bogurodzic

Publikacja: 31.12.2010 00:01

Trzy drewniane domy i cerkiewka. Biblijna Sarepta stworzona w Nowicy dla grekokatolickiej młodzieży. I dla innych. Po gwarnych wakacyjnych miesiącach przemodlona – tak mówi ksiądz Jan, tutejszy gospodarz. Niezwykła – dodają dwutygodniowi goście. Unici i katolicy. Ukraińcy i Polacy. Ikonopisi.

Budzą się wcześnie. Przed ósmą w kaplicy czeka ksiądz Jan. Po nabożeństwie szybkie śniadanie i rozchodzą się do swoich Bogurodzic.

Dziki ikonopis – tak mówi o sobie Ewa, archeolog i księgowa. Praca nie była jej pasją, ale jakoś trzeba było żyć. I nagle, cztery lata temu, przyszła pewność przeznaczenia. Swój ostatni warszawski rok spędziła na nauce pisania ikon w Studium Chrześcijańskiego Wschodu. Odkąd mieszka we Wrocławiu, pracuje samodzielnie.

Pod jej ręką Maria rodzi się w momencie zwiastowania. Ewa zrezygnowała wcześniej z tego pomysłu, bo się wystraszyła, że nie podoła. Wybrała zaśnięcie. Ale w nowickich planach było ich już zbyt wiele i pierwszy temat do niej wrócił. Nie ma przypadków, jak mówi ksiądz Jan.

Ewa odtwarza rosyjską ikonę z XII wieku. Ma mało czasu, jeszcze tyle szat do napisania zostało. Ale jest nieźle. Jeśli we Wrocławiu trafi na leniwego stolarza, który wszystko robi na opak, samo przygotowanie deski trwa dwa tygodnie. Stres wtedy jest ogromny, szczególnie jeśli się pisze dla kogoś. Na ślub na przykład. Ale jaka satysfakcja, kiedy się zdąży i jeszcze święty imienny pana młodego (którego się nie widziało na oczy, bo ikonę zamówił świadek) ma jego twarz. Kiedy Ewa pracuje, lepiej zostawić ją samą. To przecież modlitwa.

W Sarepcie wszyscy więc dbają o ciszę. To szczególnie ważne, jeśli się chce odwiedzić Joannę. Drugi stopień schodów w jej domu jest chwiejny, trzeba więc w tym miejscu robić podwójny krok, żeby nie narobić hałasu. Kiedyś się dowiedziała, że w Bieszczadach jest ktoś, kto prowadzi galerię ikon. Postanowiła sprawdzić, jak się realizuje jej niespełnione marzenie. Spakowała się na dwa dni, została siedem miesięcy.

W tym czasie właściciel wynajmowanego przez nią w Łodzi mieszkania stracił sentyment do jej rzeczy. Nie wie nawet, czy już przepadły – Joannie teraźniejszej nie są niezbędne.

Skończyła malarstwo. Ale przed jej obrazami nikt nie płakał, tak jak przed ikonami, które pisze od sześciu lat. Może więc wyzbyła się już typowego dla artystów przedstawiania w pracach głównie siebie. Może twarz Matki Boskiej z jej nowickiego zaśnięcia, którą kreśli, nakładając na ciemnobrązowy podkład coraz jaśniejsze pigmenty, skłoni kogoś do modlitwy.

Na poddaszu centralnego budynku Sarepty powstała Mała Ukraina. Ale i tu czasami słychać polski. Kostka, wykładowca na lwowskiej ASP, mówi w naszym języku, bo jego rodzina pochodzi stąd. A Andriej, wolny duch, wsłuchiwał się kiedyś w słowa płynące z polskiego radia i się nimi zauroczył.

Tu – jak wszędzie – panuje twórczy nieład. Słoiki z pigmentami, kubki z żółtkiem i winem do ich rozpuszczania, papiery ścierne do szlifowania gruntu, płatki złota... I dwie Matki Boskie – ta z Chrystusem i św. Józefem Kostki i Hodegetria Andrieja. Panowie pracują szybko, więc są też takie, które już schną w szufladzie szafy.

U Andrieja i Kostki nie ma tylko albumów – oni nie przepisują przedstawień sprzed wieków. Tworzą własne. Andriej pierwszą ikonę napisał na zajęciach i... tak jakoś wyszło. Odnalazł się w tym artystycznie i duchowo. Kostka mówi jeszcze o misji. Ukraina, po czasach komunizmu, odradza się religijnie. Są więc pionierami – zapełniają powstające co krok cerkwie.

Mimo stokroć większego doświadczenia bardzo cenią kolegów z Polski – ich skrupulatność, dokładność, odpowiedzialność. Mówią tylko, że dobrze by było, żeby pozwolili sobie na samodzielność. Zresztą, Bóg daje ją prędzej czy później. Ich mistrz wciąż im to powtarza. Nawet tu, bo jakże by mógł z nimi nie przyjechać.

Profesor lwowskiej akademii Roman Vasylyk też w Nowicy pisze . Jego Matka Boża Korsuńska jest na etapie gruntowania. Rozpuszczonej w wodzie kredy szampańskiej (konsystencja ciasta na naleśniki) nakłada się 10 – 12 warstw. Nadmiar każdej trzeba zdjąć. Najlepiej warszawską kartą miejską, bo jest elastyczna i się nie rozwarstwia.

Mimo zapracowania profesor często odwiedza piszących. Cieszy się. Bo dawno nie widział ludzi tak różnych, których ikona połączyła we wspólnotę. Te wędrówki przerywa dzwonek. Czas na obiad w łemkowskiej części plebanii.

[srodtytul]Medytacja z młotkiem w ręku[/srodtytul]

Tu niepodzielnie rządzi pani Helenka z Gładyszowa. Nieczęsto ma czas na rozmowę. Jeśli jednak go znajdzie, zdarza jej się opowiadać o wygnaniu Łemków. Kiedy cofa się do 1947 roku i akcji „Wisła”, jej oczy wypełniają łzy. Ten smutek udziela się szczególnie Annie. Kto jak kto, ale ona wie, co to znaczy żyć nie u siebie.

Przyjechała z Nowego Jorku. Z dyplomem historyka sztuki w kieszeni trafiła tam na ostatnie wakacje. Miała wrócić w styczniu 1982 roku. No, ale zdarzył się grudzień. Sztuka poszła w kąt, trzeba się było zająć biznesem. Kiedy córka skończyła studia i wyszła za mąż, Anna wróciła. Na chwilę do Polski, na zawsze do marzeń sprzed lat. W Krynicy poznała księdza Jana. On ją zaprosił do Nowicy.

Większość dnia spędza w pokoju po sąsiedzku z Małą Ukrainą. Ma ogromną chęć uczenia się. Biega, pyta, chłonie każdy szczegół. Dzięki temu na swoją pierwszą w życiu ikonę położyła złoto. To wymagało nie lada cierpliwości

– płatki są kapryśne, wolno ich dotykać tylko specjalnym pędzlem, nawet oddychać się nie powinno, w słońcu oślepiają... Ozłocona Maryja nie ma jeszcze szaty. Tę Anna pisze wgłębieniami wystukiwanymi młoteczkiem. Powtarza ten gest z tysiąc razy – schodzi prawie cały dzień.

Rodzi się tu i druga w życiu Anny Matka Boska Ostrobramska z koralików. Jeszcze szal trzeba przykleić i będzie dobrze. Anna nie przejmuje się nietypowością Maryi. To była kobieta, prawda? Na pewno lubiła się stroić. I w końcu to jest ikona tylko dla Anny.

Między młotkiem a koralikami wysoka blondynka z nowojorskiej samotni mówi o spotkanych tu ludziach. Bała się, jak ją przyjmą. A okazało się, że tutaj można znaleźć przyjaźń.

Dowodem na to są Majka i Ihor. Widują się często, ich rodziny się poznały. Majka będzie matką chrzestną jego dziecka. Najświętsze Panienki też piszą razem.

Na rozgrzanej słońcem werandzie Majka wspomina swoją pierwszą ikonę – Chrystusa Pantokratora sprzed sześciu lat. Co to się działo! Próby na tekturze, deska wygięta w łuk, kolejne szkice... I niekończące się e-mailowe konsultacje z ojcem Jackiem Wróblem z Drogi Ikony. Na początku on chyba myślał, że to słomiany zapał. Ale była uparta i się nie odczepiła. A ojciec zaczął ją doceniać. Zobaczyła uznanie w jego oczach, kiedy spotkała się z nim pierwszy raz w realu dwa lata temu.

Radości pisania u pielęgniarki psychiatrycznej nic nie jest w stanie nadszarpnąć. Nawet kiedy po dziesięciogodzinnym dniu pracy i zajęciach przy trójce dzieci głowa sama opada. Przecież noc jest długa, a spać można dwie godziny. Ikona daje siłę.

W Nowicy Majka cieszy się jednak z oderwania od codzienności. Tu człowiek czuje się lepszy, spokojniejszy, szczęśliwszy. Cóż, ikonopis przecież nie jest święty – uśmiecha się Ihor. Przy pracy powinien mieć czysty dobry nastrój. Ale różnie bywa. Czasami trzeba się wspomóc, choćby muzyką. Taką, która mu akurat podchodzi. I Bóg się nie obraża. Na użyczanie świętym twarzy swoich bliskich też nie.

Ihor malował od dziecka, ale hobbystycznie. No i realistycznie. Z wiekiem przyszła gra na harmonii, pisanie wierszy, śpiewanie w liceum przy klasztorze. Był 300 kilometrów od domu, pieniędzy miał mało – zarabiał portretami. Nauczyciele zobaczyli jego prace i wysłali go do ikonopisa na lekcje. I tam Ihor powiedział sobie: będę pisał. Myślał, że to się dzieje szybko. Ale w końcu zrozumiał, że nie ma potrzeby się spieszyć. Nad pierwszą ikoną pracował miesiąc. Rok po liceum przeżył z pisania. A później dostał się na akademię.

W życiu bywa różnie – powtarza Ihor. Każdego do Nowicy przywiodła inna droga – mówi. Ale przez każdego mówi Bóg. Każdy, kto pisze ikonę, jest i przez nią pisany.

[srodtytul]Kanon i wyobrażenie[/srodtytul]

Wieczorem drogi wszystkich znów się schodzą. Po kolacji i modlitwie dwutygodniowi mieszkańcy Sarepty rozmawiają. O ikonicznym kanonie choćby. Że ułożenie rąk czy ciał postaci, określone wyrazy twarzy, obdarzone znaczeniami kolory są ważne. Dla tradycji, dla czytelności, dla duchowości. Ale i o tym, że Matka Boska każdemu inaczej się objawia. I w tym, że pisze się według swojego wyobrażenia, chyba nie ma nic złego. Nie ma – mówi profesor Vasylyk – inne ikony pisze się dla cerkwi, inne dla domu. Są tradycyjne, awangardowe, narodowe...

Ich rozmowom przysłuchuje się ksiądz Jan. Jest zmęczony wakacyjnymi turnusami dla grekokatolickiej młodzieży i ciągłymi kursami między Nowicą a Krynicą, gdzie ma parafię. Uskrzydla go jednak patrzenie na tych ludzi. Walczą tak dzielnie ze swoimi ograniczeniami. Spędzają ze sobą czas długo w noc. Ktoś śpiewa, ktoś gra na pianinie, padają poważne i niepoważne słowa.

Wtedy Matka Boska – choć bez twarzy czy szat – śpi już bezpiecznie owinięta w bibułki. Wie, że urodzi się w Nowicy, kiedy przyjdzie czas.

Katarzyna Czarnecka,dziennikarz działu kultury „Życia Warszawy”

Trzy drewniane domy i cerkiewka. Biblijna Sarepta stworzona w Nowicy dla grekokatolickiej młodzieży. I dla innych. Po gwarnych wakacyjnych miesiącach przemodlona – tak mówi ksiądz Jan, tutejszy gospodarz. Niezwykła – dodają dwutygodniowi goście. Unici i katolicy. Ukraińcy i Polacy. Ikonopisi.

Budzą się wcześnie. Przed ósmą w kaplicy czeka ksiądz Jan. Po nabożeństwie szybkie śniadanie i rozchodzą się do swoich Bogurodzic.

Dziki ikonopis – tak mówi o sobie Ewa, archeolog i księgowa. Praca nie była jej pasją, ale jakoś trzeba było żyć. I nagle, cztery lata temu, przyszła pewność przeznaczenia. Swój ostatni warszawski rok spędziła na nauce pisania ikon w Studium Chrześcijańskiego Wschodu. Odkąd mieszka we Wrocławiu, pracuje samodzielnie.

Pozostało 92% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy