Ludowcy wobec komunistów

Zapomnieliśmy o tych, którzy – gdyby nie triumf wspieranej przez Rosję PPR – byliby polityczną elitą powojennej Polski

Publikacja: 12.02.2011 00:01

Kongres PSL w 1946 roku. Pierwszy z prawej Stanisław Mikołajczyk.

Kongres PSL w 1946 roku. Pierwszy z prawej Stanisław Mikołajczyk.

Foto: PAP/CAF

Opowiem o jednym polskim życiorysie. Stanisław Jagusz, rocznik 1902, urodzony we wsi Chróstne w powiecie garwolińskim na Mazowszu. Chłopski syn, ukształtowany przez harcerstwo, jako uczeń gimnazjum w Siedlcach rozbrajał w 1918 roku Niemców w oddziale POW. W roku 1920 poszedł na front wojny z Sowietami.

Skończył prawo na UW i okazał się na tyle zdolny, że wysłano go na stypendium na Sorbonę. W latach 30. napisał dwie prace o kłopotach polskiej przeludnionej wsi: jedną po francusku, drugą po angielsku. Będąc już sędzią, potem adwokatem, działał w Związku Młodzieży Wiejskiej Wici i w Stronnictwie Ludowym, co przysparzało mu w warunkach sanacyjnej półdyktatury kłopotów – ludowcy byli wszak stronnictwem opozycyjnym.

[srodtytul]Chłopski syn na frontach[/srodtytul]

Jako członek prowizorycznego samorządu adwokackiego stworzonego przez Niemców sprzeciwił się wraz z większością członków tego ciała skreśleniu z palestry kolegów Żydów. Za to został latem 1940 roku wysłany z grupą prawników do Auschwitz. Spędził w niemieckich obozach prawie całą okupację.

Po wojnie udręczony mecenas Jagusz dostaje szansę na życiowe odkucie się. Kolega z obozu, socjalista Henryk Świątkowski, zostaje ministrem sprawiedliwości. I ułatwia mu zajęcie posady sędziego, a z czasem prezesa Sądu Okręgowego w Warszawie.

Ale ciągle niestary (ma 43 lata) prawnik dokonuje kolejnego dramatycznego wyboru: przyłącza się do PSL Stanisława Mikołajczyka, który wraca do Polski i próbuje, odwołując się do angielskich i amerykańskich gwarancji, ratować resztki demokracji, a nawet suwerenności. Chłopi (i chłopscy synowie) znajdują się nagle na pierwszej linii frontu. To nie do końca nowość, zważywszy na chłopski charakter większości oddziałów AK. Ale w dziedzinie czystej polityki – jednak tak.

Początkowo na nowym froncie Jagusz się nie wybija, trudno mu godzić aktywność polityczną z sędziowaniem. Komuniści szybko jednak mu pomagają, usuwając go z sądownictwa. Zostaje wybrany na posła w sfałszowanych wyborach z 19 stycznia 1947 roku, w których ludowcy dostali około 70 procent głosów, ale zaledwie 28 mandatów na 444. Jest zwolennikiem linii: trwać i walczyć do końca.

Załamuje się po ucieczce Mikołajczyka za granicę, jesienią 1947 roku. Przesłuchiwany, żali się na temat swego przywódcy: obiecywał być z nami do końca, a jednak nas porzucił. Ale to nie popycha prawnika, jak niektórych jego kolegów, do współpracy z komunistami. „Nosi się z zamiarem złożenia do dyspozycji stronnictw mandatu poselskiego i wycofania się z pracy politycznej” – informuje TW Kmicic w donosie z 13 grudnia 1947.

Ostatecznie Jagusz nie odchodzi z Sejmu. Możliwe, że jak wielu mu współczesnych nie ma już siły, po pięciu latach niemieckiego obozu i dwóch latach szamotaniny w opozycji, gdzie ryzykowało się szykany, utratę pracy, a czasem aresztowanie lub śmierć. Immunitet poselski może rodzić złudne nadzieje na bezpieczeństwo. Ale w kwietniu 1949 roku nowe władze PSL złożone ze zwolenników podporządkowania się komunistom wyrzucają go z partii, zarzucając mu... bierność w kompletnie już sterroryzowanym parlamencie.

W roku 1950 składa mandat poselski i podejmuje kolejną dramatyczną decyzję. Jak to już zrobiło kilku znaczących PSL-owców, ucieknie za granicę. On próbuje tego z zaprzyjaźnionym AK-owcem Zygmuntem Ziemięckim z pułku Baszta, który chce wywieźć archiwum Kedywu. Wpadają, gdy nie zjawia się rybak, który miał ich wywieźć kutrem z Sopotu. Oznacza to dla byłego więźnia Oświęcimia śledztwo, bicie, wyrok ośmiu lat więzienia.

Wychodzi w 1956 roku i nie garnie się do polityki. Od roku 1969, gdy zaprzestał praktyki adwokackiej, jak możemy przeczytać we wspomnieniu o nim w piśmie „Palestra”, znika dla świata, izoluje się, przygnieciony obozowymi i więziennymi wspomnieniami. Jest jednym z wygnańców żyjących na marginesie PRL, tak kapitalnie sportretowanych w filmie Wojciecha Wójcika „Bez końca”. Umiera zapomniany jako 88-latek w roku 1990, już w wolnej Polsce.

A propos filmów – czy nie jest to życiorys godny filmowego dzieła? Mamy tu wszystko: selfmademana pokonującego przeciwności losu, ale też przykład uobywatelnienia wsi – piszący po francusku adwokat organizuje w Garwolińskiem Związek Zawodowy Rolników. Mamy wierność patriotycznym przekonaniom na początku drogi i dramatyczny gest wobec niemieckiego okupanta, zgodny z etosem lewicowej (choć może nie tylko) inteligencji. Mamy wreszcie chłopskiego syna rozdartego, usiłującego przetrwać i zarazem, jak w wierszu Herberta „Potęga smaku”, a wbrew „klasowemu” stereotypowi, niemogącego się zdobyć na akt kolaboracji z nowym systemem. Mamy nieudaną ucieczkę i okrutne śledztwo. I wreszcie smutny koniec: egzystencja bez nadziei.

[srodtytul]Okruchy biografii[/srodtytul]

Nie byłby to komercyjny film z happy endem, ale byłby dramatyczny i prawdziwy. Nazwiska takich ludzi jak Stanisław Jagusz zostały jednak zapomniane.

Kto dziś pamięta upartego chłopa Stanisława Bańczyka, który w czasie wojny parł w lewo, spotykał się z komunistami, wierzył w Polskę Ludową? Ale będąc wymarzonym kandydatem na „pozytywnego ludowca”, oskarżył w Krajowej Radzie Narodowej bezpiekę o zamykanie do aresztów chłopów, a potem przeniósł się do Mikołajczyka. A kiedy pod koniec 1948 roku wyrzucony poza nawias polityki zdołał uciec za granicę, komuniści zabili po sfingowanym procesie jego brata. Aby się zemścić.

A co powiedzieć o Zygmuncie Załęskim, dawnym legioniście i szefie Departamentu Rolnictwa podziemnej Delegatury Rządu na Kraj, który jako czołowy działacz PSL kilka razy skłaniał się ku współpracy z komunistami, a jednak zawsze coś go od nich odpychało. Który w 1949 roku, znów wbrew stereotypom odmawiającym pragmatycznym ludowcom prawa do straceńczych gestów, głosował samotnie w Sejmie przeciw nominacji Rosjanina Konstantego Rokossowskiego na polskiego ministra obrony, w 1950 powędrował do stalinowskiego więzienia, a choć po Październiku ,56 wszedł do koncesjonowanego ZSL, skończył życie jako człowiek bezpartyjny. Albo o posłance Hannie Chorążynie, przedstawicielce niemałej grupy dzielnych PSL-owskich kobiet, którą w roku 1950 komuniści wtrącili do szpitala psychiatrycznego w Tworkach, aby ją złamać. Albo....

Zapomnieliśmy o nich, a mamy do czynienia z ludźmi, którzy przy innym obrocie zdarzeń, gdyby nie triumf wspieranej przez Rosję PPR, byliby polityczną elitą powojennej Polski. Mocno zmienionej, zdemokratyzowanej, przechylonej w lewo, co zapowiadały dokumenty emigracyjnych i podziemnych władz oraz nastroje ludności, a przecież zakorzenionej w tradycji, patriotycznej.

Skąd znam okruchy tych tak strasznie okaleczonych biografii? Właśnie z okruchów rozsianych w nielicznych książkach, dokumentach, w internetowych notkach. Zbyt suchych, aby oddać ich dramatyzm. Okrucieństwo sytuacji, gdy ludzie ciężko doświadczeni przez wojnę muszą ścierać się z PPR-owcami i ubekami o manierach gangsterów. Strach. Pokusę przystosowania. Niewiarę w sprawiedliwość.

[srodtytul]PSL z przodu i tyłu[/srodtytul]

Ale oto pojawiły się nowe materiały. Instytut Pamięci Narodowej zaczął wydawać zbiory dokumentów dotyczących PSL. To z grubej księgi „Stanisław Mikołajczyk w dokumentach aparatu bezpieczeństwa tom 1” zaczerpnąłem fragment donosu dotyczącego nastrojów w Klubie PSL, w tym planów posła Jagusza.

Z kolei w wydawnictwie „Zniszczyć PSL. Działania Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego wobec ruchu ludowego w województwie lubelskim w latach 1944 – 1956” znalazłem adres parlamentarzysty z tamtych czasów: Marszałkowska 41 mieszkania 4. Został utrwalony na liście poselskiej z okręgu Siedlce przepisanej w jednym z raportów Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa z Siedlec dla naczelnika Wydziału V Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa w Lublinie. Pod listą pytanie bezpieczniaka majora Nowosada: „Proszę o dalsze wskazówki, co mamy zrobić z listą PSL-owską: czy ją odrzucić, czy przyjąć?”. To kwintesencja ówczesnej polityki.

O zajęcie się historią mikołajczykowskiego PSL apelowali do IPN niektórzy historycy, na przykład Andrzej Friszke. Nadawali temu postać kontrowersji politycznej, sugerując, że młodzi badacze są zbyt zafascynowani mitem żołnierzy wyklętych, partyzantki niepodległościowej z pierwszych lat po wojnie.

To ślad dawniejszych kontrowersji. Tradycja PSL jako pierwszej próby cywilnego zorganizowania społeczeństwa przeciw komunistycznej przewadze była już w późnym PRL mocniej eksponowana przez nurt KOR-owski opozycji niż tak zwany niepodległościowy. Niektórzy uważali Mikołajczyka za prekursora postawy łączącej niechęć do komunizmu z uznaniem „realiów”.

Tyle że choć Mikołajczyk zawdzięczał możliwość podjęcia działalności w Polsce pertraktacjom ze Stalinem, starał się potem mówić jak najmniej o Sowietach, za to powtarzał, że Polska musi zachować związki z Zachodem. To wpływ USA i Anglii na sytuację w środkowej Europie miał mu zapewnić przetrwanie. Była to kalkulacja zbyt optymistyczna.

Przeciwstawianie tradycji PSL tradycjom zbrojnego podziemia wydaje się tylko częściowo słuszne. Liderzy ludowców odcinali się werbalnie od oporu w lasach, ale niemal wszyscy byli kombatantami, mieli po tamtej stronie przyjaciół. Dokumenty bezpieki lubelskiej poświęcone są w dużej mierze demaskowaniu związków z „bandami” lokalnych działaczy PSL. Nawet jeśli spora część tych spraw była sfingowana, na wsiach i w miasteczkach, przenikanie się obu środowisk musiało być znaczne. To był ten sam świat. Na pewno za to, pomimo lewicowego programu społeczno-gospodarczego, ludowcy nie mieli nic wspólnego z bohaterami późniejszych rewizjonistów. To Władysław Bieńkowski, wtedy gorliwy PPR-owiec, wołał w Sejmie do Mikołajczyka, że powinien postawić pomnik Hitlerowi.

Z pewnością Mikołajczyk był uwikłany w dwuznaczność udziału w powojennej polityce za zgodą Rosjan. Tę dwuznaczność kapitalnie pokazuje jeden z pierwszych dokumentów z poświęconego mu zbioru – anonimowy informator opisuje wystąpienie Mikołajczyka w Poznaniu 5 lipca 1945 roku. Jest tam witany entuzjastycznie, ale część tłumu, zwłaszcza młodzież akademicka, hasła typu: „Precz z bolszewikami”, „Wilno, Lwów” czy „Gdzie reszta?” (mowa o tej części emigracji, która wracać na takich warunkach nie chciała), rzuca trochę przeciw niemu. A w każdym razie kłuje go nimi, testuje granice jego możliwości.

Jednocześnie była to oferta idąca znacznie dalej niż późniejsze próby naprawiania socjalizmu. Mikołajczyk nie ukrywał, o co mu chodzi. Tak wołał w ostatnim sejmowym wystąpieniu z czerwca 1947 roku do komunistów: „Wy jesteście marksistami, my chrześcijańskim światopoglądem społecznym chcemy wypełnić sferę ducha i kultury. (...) Wprowadźcie nie jak premier mówił »demokratyczną praworządność«, wprowadźcie praworządność”.

Z perspektywy lat nie ma wielkiego sensu przeciwstawiać PSL innym formom oporu przeciw komunizmowi – i te, i tamte były skazane na klęskę.

[srodtytul]Honory czy cela?[/srodtytul]

W IPN-owskim zbiorze poświęconym Mikołajczykowi pojawiają się donosy dotyczące szczegółów wewnątrzpartyjnego życia z jego emocjami i intrygami. Takie donosy z pewnością pomagały komunistom rozgrywać jednych działaczy przeciw drugim. Relacje obrazują nastroje w PSL – od początkowej euforii i wiary (łącznie z nadziejami na nowy konflikt mocarstw) poprzez mieszaninę determinacji i rozterek wywoływanych represjami po załamanie wywołane wyborczą klęską, a potem ucieczką Mikołajczyka.

Przy czym najbardziej poufnych, prowadzonych w kilkoro oczu rozmów na ogół nie poznajemy. Nie mając początkowo agentury wśród polityków PSL, UB była skazana na zaglądanie przez dziurkę od klucza. Jak wtedy, gdy kierowca ministra administracji Władysława Kiernika, jednego z liderów PSL, relacjonuje jego rozmowy z Mikołajczykiem prowadzone po angielsku. Kierowca chwali się, że zna ten język, ale tak naprawdę nic z podsłuchanych dialogów nie rozumie. W późniejszych latach UB zdołała zwerbować kilku znaczących działaczy (ale nie spośród pierwszej dziesiątki), których, śledząc przypisy, możemy nawet zidentyfikować. Jednak wrażenie dotknięcia wielkiej tajemnicy będzie nam odmówione. Czymś, co unosi się nad tymi śladami działalności coraz mocniej terroryzowanej opozycji, są pytania o ludzkie motywacje, trudne do odczytania w zalewie nazwisk i faktów.

Pierwszy dokument tego zbioru to list dwóch ludowców Tadeusza Reka i Stanisława Piotrowskiego z czerwca 1945 roku ostrzegający bezpiekę przed Mikołajczykiem jeszcze przed jego powrotem do Polski. Rek, warszawski adwokat więziony w Oświęcimiu z tego samego powodu co Jagusz, był pod koniec 1944 zatrzymany na parę tygodni przez sowieckie NKWD. Po wypuszczeniu przeszedł przemianę: przystąpił do PSL, ale tylko po to, aby go zaraz zacząć rozbijać, a skończył karierę jako stalinowski urzędnik resortu sprawiedliwości. Warto dodać, że i niektórzy inni przeciwnicy polityki Mikołajczyka, ba, wspominani już zwerbowani agenci, doznawali przemiany po przejściu przez areszty UB.

Wpływ represji na partyjne debaty to okoliczność, o której trzeba pamiętać. „Po radzie naczelnej nastroje są ponure. W rozmowach PSL-owcy dają wyraz wielkiego niepokoju nie tylko o losy stronnictwa, lecz boją się też prześladowań ludzi ze strony UB. Uważają, że byle potknięcie się jakiegoś działacza wystarczy, aby znaleźć się w więzieniu” – informuje TW Radecki to samo UB. I dalej: „Gójski powiedział, że na następnym zjeździe kolega Laskowski wyczyta zaginionych, uwięzionych, straconych już nie 30 czy 60, lecz 10 razy więcej i tak będzie szło, aż nie będzie komu kierować stronnictwem”.

Dodajmy, że i Józef Gójski, i poseł Stanisław Laskowski skończyli jako zwolennicy PSL-owskiej lewicy żądającej rezygnacji z „nieprzejednanej linii Mikołajczyka”. Takie debaty i wybory były więc wypisywane politykom na skórach.

Były, choć nie brakuje i świadectw zwykłej ludzkiej słabości. Oto jeden z informatorów przypisuje PSL-owskim ugodowcom Czesławowi Wycechowi i Władysławowi Kiernikowi najniższe motywacje: gdy byli ministrami w Tymczasowym Rządzie Jedności, ich żony zagustowały w światowym życiu. Wybór był do pewnego momentu prosty: „między obozem dla nieprawomyślnych a honorami i łaską dworu”, jak śpiewał po latach, naturalnie o późniejszych dylematach, Jacek Kaczmarski. Wcześniejsze biografie nie przesądzały o niczym. Komunizujący radykał Bańczyk wybrał emigrację. Ci, co go podczas wojny strofowali z antykomunistycznych pozycji: Józef Niećko czy Czesław Wycech – współpracę na kolanach. Z dokumentów wynika, że ich „komitety lewicy PSL” były organizowane wprost przez UB.

Oczywiście utrwaleni w tych dokumentach politycy uważani za pryncypialnych także kluczą, też się boją i bywają podejrzewani przez informatorów o własne kalkulacje. A jednak jak ćmy zbyt blisko ognia nie unikają spalenia. Na jednym skraju mamy rozmowę Kiernika z bliskimi mu sekretarkami, które bronią wobec niego podziemia. A on, przedwojenny minister i przyjaciel Wincentego Witosa, powtarza nieprzekonująco slogany o realizmie. Skrajem drugim jest los Stanisława Tabisza, szefa gdańskiej organizacji PSL, aresztowanego po ucieczce Mikołajczyka. „Zmarł z niewyjaśnionych przyczyn po przesłuchaniu w więzieniu mokotowskim w Warszawie (w nocy z 3 na 4 lutego 1948 roku), według oficjalnego protokołu autopsji zmarł na serce, autopsja ujawniła również »niewielki wylew krwawy w tkance podskórnej w okolicy ciemieniowej lewej i niewielkie otarcia naskórka«” – informuje sucho protokół.

Naturalnie możliwe, że śmiertelnie przerażony Kiernik pozwolił się dalej toczyć swojej karierze aż do „honorów i łask dworu” w późnych latach 60. (po drodze było całkowite wyparcie się tradycji ruchu ludowego, której służył przez dziesięciolecia). Tabisz zaś nie miał u schyłku życia żadnego wyboru. Ale te sytuacje były konsekwencjami decyzji wcześniejszych, a szamotanina takich ludzi jak Jagusz, Bańczyk, Załęski czy Chorążyna pokazuje, że nawet próbując ratować siebie, można było zachować trochę godności. Były przecież i sytuacje odwrotne. Inżynier i poseł PSL Bronisław Drzewiecki ukorzył się przed komunistami już w roku 1946. Mimo to w roku 1950 powędrował do więzienia – jako szwagier Bańczyka, który miał mu ułatwić ucieczkę.

[srodtytul]Mściwość i zapomnienie[/srodtytul]

Dotyczy to i ludzi na dole, którym w większym stopniu poświęcone są dokumenty bezpieki w województwie lubelskim. Mniej tam donosów (choć opis zjazdu powiatowego PSL w Tomaszowie Lubelskim z sierpnia 1946 roku zaczyna się od kurtuazyjnych wystąpień przedstawicieli władz państwowych, a kończy najściem ubeków). Przeważają monotonne instrukcje represji – wysyła się oddziały, aby przeszukiwały chałupy, zamykały działaczy i zawieszały kolejne koła, a potem powiatowe zarządy.

W tych dokumentach zapisana jest też małostkowa mściwość tamtej władzy, nie tylko wobec polityków. Oto szef bezpieki w Radzyniu prosi szefa bezpieki wojewódzkiej o zgodę na niedopuszczenie dwóch dziewcząt do Szkoły Spółdzielczo-Rolniczej w Nałęczowie. Jedna jest sekretarką w powiatowym PSL, druga córką lokalnego działacza. Czyż można się w tej sytuacji dziwić kolejnym zaleceniom inwigilowania byłych działaczy jeszcze w latach 50.? Nigdzie już nie należą, unikają polityki, a jednak nadal szuka się na nich haków. Bada, z kim się spotykają i czy nie słuchają Wolnej Europy.

Lektura takich zbiorów pokazuje połowiczność dotychczasowych badań naukowych. Chaotyczne zapiski agentów i pedagogiczne zalecenia bezpieki warto by uzupełnić choćby ludzkimi relacjami ich bohaterów. Tymczasem ostatni polityk PSL, były poseł Laskowski, zmarł trzy lata temu. Czym wypełnić stratę świadków?

Jeszcze bardziej palące wydaje się objaśnienie tych wszystkich instrukcji represji. Przykładowo, co oznaczają rozkazy rewizji opatrzone adnotacją, że dany działacz, często niedawny partyzant, chowa w domu broń? Czy to świadectwo wiedzy pozyskiwanej dzięki agenturze czy wielkiej mistyfikacji związanej z masowym podrzucaniem dowodów winy? Tego nie da się stwierdzić bez relacji. Bohaterowie już nie żyją. Czy można uzupełnić cokolwiek, choćby pytając rodziny? Albo szukając innych dokumentów (jakich?)? Czy możemy się dowiedzieć czegoś więcej?

Nie wiem. Wiem natomiast, że pisanie historii to żmudne ustalanie prawdy. I wiem też, że mikołajczykowskie PSL zasługuje na to. I na coś więcej.

Wbrew schematowi z pierwszych odcinków serialu „Dom” poparcie dla PSL – także wśród mieszkańców miast, także wśród ludzi wtedy młodych – było masowe. Prawdą jest jednak, że poszło ono po 1947 roku w zapomnienie. Tak jakby społeczeństwo, coraz mocniej ulegające nieubłaganej logice systemu, samo chciało zatrzeć swoje pierwsze uniesienia.

[srodtytul]W poszukiwaniu mitu[/srodtytul]

Różne były przyczyny rozwodnienia mitu – coraz większa nieprzystawalność do niego warstwy chłopskiej, gdy rolnicy zwłaszcza po rezygnacji władzy z kolektywizacji stali się warstwą zachowawczą. Ale też coraz silniejsze związki różnych środowisk z komunizmem – to symboliczne, ale nawet PZPR-owski ideolog Jerzy Wiatr zaczynał jako opozycyjny działacz ZMW Wici. Z pewnością wpływ na zniknięcie mitu miał także dwuznaczny koniec Mikołajczyka – ucieczka, która utwierdzała jego stereotyp chytrego gracza.

Jakkolwiek bronić jego ryzykownej próby wykorzystania ostatniej szansy, zarysowanej w teorii przez zachodnie gwarancje, można zadać pytanie, czy od lidera żądającego od innych trwania do końca należało oczekiwać heroizmu? Decyzji o własnym męczeństwie? Odpowiedź trudna. Z dokumentów w IPN-owskim zbiorze wyłania się w każdym razie specyficzna sylwetka Mikołajczyka. Ten lokalny przedwojenny aktywista zmienił się w lidera, charyzmatycznego, rozumującego kategoriami politycznej gry. Ale też instrumentalnie traktującego ludzi i mało empatycznego.

A przecież mikołajczykowskie PSL mogło stać się historycznym łącznikiem – między społeczeństwem uwikłanym w system i racjami, które kazały ten system odrzucić. Przypomnienie Polakom, że zanim dali się zastraszyć czy skorumpować, stawili opór, miało walor potencjalnie terapeutyczny. Narodowi w dużej mierze chłopskiemu z pochodzenia warto było pokazać innych chłopów niż z peerelowskiej propagandy – patriotycznych, naprawdę obywatelskich.

Legenda PSL mogła pozwolić na odebranie komunistom monopolu na społeczną sprawiedliwość. W dokumentach lubelskiej bezpieki pojawia się postać gospodarza Stanisława Zaniewicza. „Do 1939 należał do SL, był członkiem organizacji BCh, jest krzykaczem i wiejskim filozofem. Przed wojną wykazywał tendencje lewicowe, nienawidził obszarników. Po wyzwoleniu wstąpił do PSL. Do obecnego ustroju jest źle ustosunkowany” – informuje powiatowy Urząd Bezpieczeństwa w Radzyniu. To niezły przyczynek do rozważań o komplikacjach przemian po wojnie. I do pytania, jak wyglądałaby po 1945 roku Polska niekomunistyczna. Dodajmy, że to córka Zaniewicza została na polecenie UB niedopuszczona do szkoły rolniczej.

Pozbyliśmy się komunizmu, nie odwołując się do zapomnianego mitu. Teraz stoi przed nami inne pytanie: co jesteśmy dziś winni tamtym ludziom, którzy w skrajnie niesprzyjających okolicznościach próbowali zatrzymać walec historii? Czy powinniśmy przypomnieć, że żadna grupa ani środowisko nie miała w Polsce monopolu na rozumny pragmatyzm ani na romantyczny opór?

Tak, powinniśmy. Marzą mi się nie tylko nowe zbiory dokumentów, ale także kompleksowe opisanie dramatów tamtych ludzi. A może jednak film o nich? Tylko kto zobaczy w tym ciekawą historię?

Opowiem o jednym polskim życiorysie. Stanisław Jagusz, rocznik 1902, urodzony we wsi Chróstne w powiecie garwolińskim na Mazowszu. Chłopski syn, ukształtowany przez harcerstwo, jako uczeń gimnazjum w Siedlcach rozbrajał w 1918 roku Niemców w oddziale POW. W roku 1920 poszedł na front wojny z Sowietami.

Skończył prawo na UW i okazał się na tyle zdolny, że wysłano go na stypendium na Sorbonę. W latach 30. napisał dwie prace o kłopotach polskiej przeludnionej wsi: jedną po francusku, drugą po angielsku. Będąc już sędzią, potem adwokatem, działał w Związku Młodzieży Wiejskiej Wici i w Stronnictwie Ludowym, co przysparzało mu w warunkach sanacyjnej półdyktatury kłopotów – ludowcy byli wszak stronnictwem opozycyjnym.

Pozostało 97% artykułu
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Artur Urbanowicz: Eksperyment się nie udał