W filmie „Zazdrość i medycyna" przewodnie tango jest zarazem marszem żałobnym. To muzyka, która wprowadza nerwowe napięcie nie do wytrzymania. Mamy tu trzy składniki. Tango, czyli wiatr, grozę i pożądanie. Wszystkie elementy miałem w sobie w ostatnich dniach. I ekscytację podniecenia, i nerwowe rozedrganie, które wiatr zawsze podbija. Wiatr – depresja, wiatr – podniecenie, atmosfera, którą stwarza każdy silniejszy podmuch. Zawsze wtedy dzieje się coś strasznego albo tak podpowiada nam bujna wyobraźnia.

Śnieg zaczął padać, jak tylko zafarbowałam włosy na czarno, na pewno śnieg w Denver nie wróży nic dobrego – to swobodna parafraza monologu Krystle Carrington, żony Blake'a, i kiczowatej blond ikony lat 90. Bohaterka „Dynastii", którą mogliśmy oglądać w spektaklu młodej reżyserki Korczakowskiej podczas Warszawskich Spotkań Teatralnych, kpi z nas w żywe oczy. A właściwie pokpiwa z siebie i z naszej naiwności, wiary w american dream i make it easier. Po złowieszczej koloryzacji umiera senior rodu, ale można zaryzykować tezę, że zejście nastąpiło z przyczyn naturalnych. Chociaż w świecie naftowych potentatów i wielkiej polityki niczego nie można być pewnym.

„Paskudny wiatr. Taki wiatr za tydzień wymiecie wszystkich chorych na tamten świat" – mówię jako uwodziciel, doktor Tamten, patrząc beztrosko w oczy zdradzanemu mężowi. W scenie rozmowy z Mariuszem Dmochowskim (Widmar, rzeczony mąż) i Ewą Krzyżewską (niewierna żona Rebeka) atmosfera jest rzeczywiście napięta. Każda postać albo ukrywa tajemnicę, albo stara się ją rozszyfrować. Z marnym skutkiem. Na planie filmu Janusza Majewskiego nastrój był za to bardzo przyjemny.  Codziennie po zdjęciach piliśmy z Mariuszem colę z rumem na zgodę. Świetny aktor, który zagrał wszystkie postacie z pomników – królów, hetmanów, a w najgorszym wypadku „rannych pułkowników AK na noszach", pokazał twarz zwykłego śmiertelnika. Bez cienia ironii przyznaję, że z zazdrością mu do twarzy.

Bohaterowie książki Choromańskiego cierpią na senne, a raczej wietrzne majaki. Strzelające o framugi okna są „wietrznie" niedomknięte, a kapelusze nie chcą trzymać się głów. Wiatr sieje zepsucie. Lekarze okłamują pacjentów, a samotna pacjentka zaczyna dialog z moim Tamtenem (?) od słów: „Jestem sama w domu, bardzo się boję...".

Na koniec audiotele. Jeśli ktoś z państwa nie pamięta, który z filmowych bohaterów wygłosił tę kwestię, proszę się nie martwić i zamiast na esemesa wydać pieniądze na jakieś dobre DVD. Oto cytat, który (biorąc pod uwagę wyłącznie niedawne wichury, bo z pobytu w ośrodkach zdrowia mam wspomnienia więcej niż dobre) nie przeterminował się zupełnie: „Podczas takiego wiatru trzeba siedzieć w domu, bo mogą pęknąć płucka. A wtenczas z gardła wyleje się cała krew. O przeziębienie bardzo łatwo, a wyzdrowieć to tylko łajdak potrafi".