Niebawem miną cztery lata rządów Platformy. Formalnie była to koalicja PO – PSL, ale udział chłopskiej partii we władzy niknął na tle wyrazistego stylu rządzenia Donalda Tuska. Do czego porównać ten sposób sprawowania władzy?
Nasuwa się używana wobec Unii Europejskiej metafora „kryształowego pałacu". Swoistej cieplarni w świecie bez wojen, gdzie wzrost konsumpcji zmienia oczekiwania wobec polityki. Ale te zachodnie pałace, nawet jeśli wyśmiewane za ażurowość, są zbudowane na znacznie solidniejszych fundamentach, niż nasza nadwiślańska wersja stojąca na o wiele mniej stabilnym gruncie.
To skutek zamiatania wielu zjawisk pod dywan, ale też i naszego położenia geopolitycznego. W naszym polskim pałacu wiele okienek jest wybitych i wskutek tego wewnątrz konstrukcji hula wiele przeciągów. Choć chwalcy ekipy Tuska z uporem udowadniają, że żadnych przeciągów nie ma. Politycy PO zżymają się, gdy rządy Platformy porównywane są do epoki Edwarda Gierka. Ale przecież wtedy także wierzono, że rozwój ekonomiczny będzie trwał w nieskończoność, podobnie jak wzrost poziomu życia. Wtedy także przekonywano o szacunku, jakim Polska cieszy się w Europie. Problem w tym jednak, że uzyskanie przez rząd poparcia większości mediów i wieczna mobilizacja pod hasłem „albo Platforma, albo barbarzyńcy" w znacznym stopniu odpycha nas od realnej analizy kadencji rządu Tuska.
Oto 9 czynników, jakie każą z niepokojem myśleć o silnych aspiracjach Platformy do zdobycia po wyborach pełni władzy.
1 Dziel i rządź
Gdy w listopadzie 2007 roku zwycięski Donald Tusk zadeklarował, że „najważniejsza jest miłość", wydawało się, iż jego partia chce zakończyć brutalny spór na prawicy z lat rządów PiS. Szybko okazało się, że Platforma raz zachłysnąwszy się, niczym narkotykiem, siłą używania nienawiści w walce z przeciwnikiem politycznym – nie jest w stanie porzucić tego oręża. Tym bardziej, że jak wskazywali medialni cynicy – bezkarne obrażanie opozycji oddziaływało podświadomie na wielu wyborców budując wizerunek PiS jako ugrupowania słabego i nieudacznego. Kolejną cezurą był zamach na biuro PiS w Łodzi dokonany przez Ryszarda C. Incydent ten zakończony śmiercią działacza opozycji nie wywołał większego szoku społecznego i nie zmusił PO do porzucenia ostrego języka.
Ten system posługiwania się nienawiścią ma zresztą bardzo starannie zaplanowaną strukturę. Sam Donald Tusk jest poza nim – zarezerwował dla siebie wizerunek męża stanu, który stroni od mocnego języka. Z kolei na najniższym szczeblu tej maszynerii bywali politycy, którym język nienawiści sprawia sporą frajdę. To przypadek niegdyś Janusza Palikota, a dziś Stefana Niesiołowskiego. Do dyspozycji są też różni dyfamatorzy – od Tomasza Nałęcza po sojuszników PO Romana Giertycha czy od niedawna Michała Kamińskiego.