W ciągu ostatnich 20 lat Jaruzelskiemu i jego zwolennikom udało się nie tylko uniknąć odpowiedzialności za wprowadzenie stanu wojennego, lecz także przekonali znaczną część opinii publicznej, że działali w stanie wyższej konieczności, chcąc jakoby ratować Polskę przed zbrojną interwencją Związku Sowieckiego. Według tej wersji Jaruzelski jawi się jako mąż stanu, który rzekomo uchronił naród polski przed rozlewem krwi oraz okupacją sowiecką.
Dostępne dzisiaj źródła zaprzeczają jednak takiemu zagrożeniu. Wynika bowiem z nich, że Jaruzelski zgoła prosił Kreml o zbrojną pomoc, a decydenci sowieccy odmówili, ale bynajmniej nie z przyczyn ideologiczno-politycznych czy też moralnych, lecz wyłącznie gospodarczych.
Znając historię imperium sowieckiego i jego wcześniejsze interwencje zbrojne, trudno w to na pierwszy rzut oka uwierzyć. Przecież los Węgier w 1956 roku czy Czechosłowacji w 1968 roku jest doskonale znany.
Jest to jednak pozorna sprzeczność. W roku 1956 i 1968 panowała całkowicie inna sytuacja polityczna, a przede wszystkim gospodarcza. W latach 50. i 60. XX wieku gospodarka sowiecka znajdowała się jeszcze w stosunkowo dobrej kondycji, natomiast w roku 1980 znalazła się w stanie daleko posuniętej zapaści. Do tego Związek Sowiecki prowadził w tym czasie wojnę w Afganistanie. Zatem zbrojna interwencja w Polsce oznaczałaby upadek gospodarczy sowieckiego imperium, co przecież wydarzyło się, tylko parę lat później.
Podstawy gospodarcze imperium
ZSSR przeżył dwa skoki modernizacyjne, pierwszy w latach 30. XX wieku, drugi po 1945 r.
W latach 30. Stalin i jego poplecznicy wybudowali od podstaw przemysł ciężki i zbrojeniowy. Stało się to możliwe dzięki importowi dóbr inwestycyjnych, które Kreml finansował środkami pochodzącymi z eksportu głównie zboża, drewna, złota i towarów. Zboże bolszewicy zabierali chłopom zapędzonym do kołchozów, w których praca była formą niewolnictwa. Praca niewolnicza w czystej formie istniała w łagrach dostarczających drewna i złota.
Zbudowany w ten sposób przemysł ciężki i zbrojeniowy pozwolił wygrać wojnę z Niemcami, którzy, paradoksalnie, wnieśli ogromny wkład w rozbudowę sowieckiego przemysłu zbrojeniowego, dostarczając nowoczesnych maszyn i zapewniając kredyty. Zwycięstwo nad Niemcami położyło podwaliny pod drugi i zarazem ostatni sowiecki skok modernizacyjny.
Na terenach Niemiec zajętych przez Armię Czerwoną, „komanda trofiejne" demontowały całe ośrodki przemysłowe, fabryki i zakłady, urządzenia przemysłowe i infrastrukturę na niespotykaną w historii skalę. Sowieci rabowali także na terenach polskich w granicach z 1938 r., w szczególności na Górnym Śląsku. Według ich własnych danych wywieźli do Kraju Rad z terenów dzisiejszej Polski (zarówno byłych terenów niemieckich, jak i polskich przedwojennych) 1119 nowoczesnych zakładów przemysłowych.
Ponadto wyzyskiwali na inne sposoby „wyzwolone" kraje bloku wschodniego, w tym Polskę, bezlitośnie i na ogromną skalę. W ten sposób finansowano rozbudowę i modernizację sowieckiej gospodarki oraz gigantyczne zbrojenia. Efektem tego był drugi stalinowski „cud gospodarczy" po roku 1945, który zapewnił Związkowi Sowieckiemu status supermocarstwa.
Panaceum na kryzys gospodarczy
W latach 50. XX wieku ten „cud" zaczął jednak tracić swój impet. Zrabowane maszyny zużyły się stosunkowo szybko, a praca niewolnicza nigdy nie była efektywna. Z podbitych krajów coraz trudniej było ściągać haracze, ponieważ Związek Sowiecki narzucił im swój niewydolny system gospodarczy, niezdolny do rozwoju bez dopływu nowoczesnej technologii, bez stosowania rabunku i wyzysku, zabijając tym samym krowę, którą chcieli doić.
W tej sytuacji sowieccy decydenci zaczęli postrzegać w wydobyciu ropy naftowej i gazu szansę na wyjście z pogłębiającego się kryzysu. Jawiły im się one wręcz jako cudowne panaceum na uzdrowienie sowieckiej gospodarki.