Siedząc przed ekranem komputera lub trzymając w ręku komórkę, możesz wiele. Skrzyknąć ludzi na akcję „Krzyż" przed Pałacem Prezydenckim, jak Dominik Taras. Zorganizować chuliganów z Antify na akcję przeciwko Marszowi Niepodległości.
Możesz jednak wybrać inaczej. Wspomóc remont klasztoru benedyktynek w Jarosławiu. Dołożyć się do budowy szkoły dla niepełnosprawnych Zakątek w Poznaniu. Wysłać esemes na rodzinne domy dziecka. A nawet stworzyć portfel dobroczynny – wybierając organizacje, które chcesz wspierać regularnie.
Organizacje społeczne i charytatywne coraz śmielej wykorzystują możliwości, jakie daje telefon komórkowy, Internet i portale społecznościowe. Także zgromadzenia zakonne i parafie nauczyły się już dawać Panu Bogu szansę, jaką niosą ze sobą nowe technologie.
Tynk rozrabiany w wirtualu
Strona internetowa, do której link dostało w ubiegłym roku kilka tysięcy użytkowników, zaczynała się od „Szczęść Boże!". Przedstawiała dziewięć sióstr benedyktynek z Jarosławia. „Wiedziemy życie skromne, utrzymując się z emerytur trzech sióstr oraz niewielkiej pracowni haftu" – pisały. Życie postawiło je przed trudnym zadaniem. „Byśmy mogły dalej żyć, modlić się i pracować w klasztorze, musimy zrobić olbrzymi remont, który wiemy, że przekracza nasze możliwości. Odkładamy wszystko, co możemy, jednak to ciągle zbyt mało. Modlitwa w ciężkiej sytuacji zaowocowała pomysłem, by zwrócić się o pomoc do internautów" – napisały.
Akcja na stronie www.zrob1malykrok.pl w ciągu kilku miesięcy zyskała 4 tys. darczyńców. Na remont klasztoru udało się zebrać prawie 450 tys. zł. Siostry odnowiły budynek, a teraz, zachęcone sukcesem, podjęły próbę renowacji następnego.
Twarde efekty
O powodzeniu internetowych zbiórek decyduje nie spontaniczność, lecz profesjonalizm – mówi Andrzej Sobczyk, właściciel religijnej księgarni internetowej gloria24. Próśb o wsparcie, e-maili z błaganiami o pomoc są tysiące. Ale akcji, które zakończyły się prawdziwym sukcesem, wciąż jest niewiele.
Sobczyk pomaga zbierać fundusze tym, których cele uważa za słuszne. Nowe technologie wykorzystuje już od dziesięciu lat. Zgłaszającym się z prośbą o pomoc w rozkręceniu akcji stawia warunki. Pierwszy: organizacja musi wskazać jedną osobę odpowiedzialną za przeprowadzenie zbiórki. Drugi: osoba ta poświęci zbieraniu pieniędzy całą swą energię i czas. Dobre przygotowanie projektu wymaga bowiem pracy po osiem, dziesięć godzin dziennie. Nie wystarczy po prostu rozesłać pięćdziesiąt e-maili wśród znajomych i poprosić, by każdy z nich robił to samo. Linki trzeba rozsyłać ciągle. Na stronie internetowej musi panować ruch.
Eksperci oceniają, że ze 100 osób wchodzących na stronę zaledwie 1 – 3 proc. dokonuje wpłaty. Ale przy dobrze przeprowadzonych, „zaangażowanych" akcjach może być to nawet 5 – 18 proc. – twierdzi Sobczyk. Istotne jest, by pieniądze można było przekazać jednym kliknięciem. Wypełnienie przekazu i pójście na pocztę to kolejne etapy, na których kruszy się wola darczyńców do niesienia pomocy.
Kolejny warunek: osoba odpowiadająca za akcję musi mieć co najmniej kilku pomocników. Ich zadaniem jest codziennie aktualizować stronę, robić zdjęcia i na bieżąco informować: „Kochani, zainstalowaliśmy piec", „zerwaliśmy rakotwórczą podłogę!", „osuszyłyśmy i odgrzybiłyśmy fundamenty!". Darczyńca powinien widzieć postępy prac. A gdy pisze, iż cieszy się, że udało mu się zrobić coś dobrego, należy mu się odpowiedź. Choćby „Bóg zapłać".