Między chciwością a honorem

Legenda głosi, że w czasie wielkiego kryzysu prezesi upadłych firm ze wstydu masowo rzucali się z okien. To nieprawda. Etos bankierów zawsze był na podobnym poziomie. Niezbyt wysokim

Publikacja: 28.01.2012 00:01

Nick Leeson jako makler doprowadził do bankructwa Barings Bank. Dziś, zapraszany na sympozja o banko

Nick Leeson jako makler doprowadził do bankructwa Barings Bank. Dziś, zapraszany na sympozja o bankowości, prezesuje klubowi piłkarskiemu Galway United

Foto: AFP

Od z grubsza 30 lat pensje prezesów dużych korporacji finansowych rosną w tempie stratosferycznym i kompletnie oderwały się od ich wyników. Ta szalona pogoń za bonusami jest niebezpieczna, i dla firm, i dla światowej gospodarki. Wraz z towarzyszącym jej upadkiem etyki zawodowej była jedną z przyczyn wybuchu obecnego kryzysu. Znani międzynarodowi potentaci zaczynają właśnie ujawniać, ile wydali w ubiegłym roku na wynagrodzenia dla zarządów. Zaczął się też sezon wypłacania bonusów za cały rok. Prezes banku inwestycyjnego Morgan Stanley James Gorman zainkasował 10,5 mln dolarów, głównie z tytułu premii. I to mimo, że firma nie osiągnęła zakładanych celów, a przez dwa kwartały miała straty. Z kolei Goldman Sachs broni się, że w ubiegłym roku przeznaczył na pensje o jedną piątą mniej pieniędzy, ale kwota 8 mld funtów i tak robi wrażenie. To po 238 tys. funtów na pracownika.

Oczywiście statystycznie, bo wynik zdecydowanie zawyża prezes banku Lloyd Blankfein, który zarabia 19 mln dol. rocznie, nie licząc bonusów. Tymczasem w Polsce średnie roczne wynagrodzenie szefa spółki giełdowej sięga 700 tys. zł, a prezesi największych banków mogą liczyć na pobory w granicach 5 mln zł, czyli kilkanaście razy mniej od Blankfeina. Ale w końcu Polska to nie Ameryka.

Niechybnie znów będzie awantura, piętnowanie bankierów i ich chciwości, dyskusja o upadku etyki w świecie finansów. Do ataku ruszą "Okupuj Wall Street" czy europejscy "Oburzeni". Szczególnie wściekli na swoich bankierów w londyńskiego City powinni być Brytyjczycy, którzy zmagają się z recesją i cięciami budżetowymi. W ich oczach winowajcy kryzysu grają wszystkim na nosie. Otrzymali państwową pomoc z pieniędzy podatników, szybko odkuli się i dalej wypłacają sobie ogromne premie. Żyją "w świecie równoległym" i za nic mają sobie opinie rządu, czy obywatelskich grup nacisku taich, jak Compass, który powołał specjalną komisję ds. wysokich zarobków.

Bankierzy nie zarabiają jednak wcale najwięcej. Według amerykańskiej ubiegłorocznej edycji miesięcznika "Forbes" numerem 1 w USA jest Stephen J. Hemsley z zajmującej się ubezpieczeniami zdrowotnymi firmy UnitedHealth Group. Bankierzy znaleźli się poza pierwszą dziesiątką.

Niższe bonusy za ubiegły rok to wyjątek potwierdzający regułę. To był znacznie słabszy rok dla finansistów niż doskonały 2010, gdy napędzana programami stymulacyjnymi światowa gospodarka wystrzeliła jak rakieta. Zapewne więc to tylko mały przystanek na pnącym się szybko wykresie wynagrodzeń.

Że są już za duże, zdają sobie sprawę sami bankierzy. Jak wynika z raportu ośrodka ComRes na zlecenie chrześcijańskiego think tanku St Paul's Institute, 66 proc. pracowników londyńskiego City przyznaje, że są opłacani zbyt wysoko.

Pozostało jeszcze 84% artykułu

Dostęp na ROK tylko za 79zł z Płatnościami powtarzalnymi BLIK

Jak zmienia się Polska, Europa i Świat? Wydarzenia, społeczeństwo, ekonomia i historia w jednym miejscu i na wyciągnięcie ręki.
Subskrybuj i bądź na bieżąco!
Plus Minus
Chińskie marzenie
Plus Minus
Jarosław Flis: Byłoby dobrze, żeby błędy wyborcze nie napędzały paranoi
Plus Minus
„Aniela” na Netlfiksie. Libki kontra dziewczyny z Pragi
Plus Minus
„Jak wytresować smoka” to wierna kopia animacji sprzed 15 lat
gra
„Byczy Baron” to nowa, bycza wersja bardzo dobrej gry – „6. bierze!”