Mimo że na czele amerykańskiej dyplomacji stoi Hillary Clinton, a Sarah Palin długo trzęsła prawą stroną amerykańskiej sceny politycznej, wśród amerykańskich polityków kobiety wciąż stanowią mniejszość. – Sądzę, że przeciętna osoba daje się nabrać i myśli, że jest nas we władzach o wiele więcej niż w rzeczywistości – tłumaczy Katherine Spillar, wiceszefowa organizacji Feminist Majority, podkreślając, że obecność kobiet w polityce – zarówno we władzach federalnych, jak i na poziomie lokalnym – jest kluczowa, ponieważ kobiety mają często lepsze niż mężczyźni rozeznanie w takich sprawach jak choćby system opieki zdrowotnej.
Tuż przed ostatnimi wyborami w 2010 roku Joelle Schmitz z Uniwersytetu Harvarda ostrzegała jednak, że pod względem liczby pań we władzach Stany Zjednoczone wciąż są daleko w tyle za takimi krajami jak Rwanda, Tadżykistan czy Uganda. Po podliczeniu głosów okazało się, że w 2011 roku liczba kobiet zaprzysiężonych w Kongresie pierwszy raz od 30 lat spadła: Amerykanki zajmują teraz na Kapitolu zaledwie 16 proc. miejsc. Pań ubyło również w stanowych Kongresach.
Stany Zjednoczone w rankingach pokazujących skalę równouprawnienia w polityce są więc obecnie – ex aequo z Turkmenistanem – na 78. miejscu, za Polską (47. miejsce), Irakiem, Meksykiem, Kanadą, Kambodżą, a nawet Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi.
***
Zdaniem ekspertów główny problem nie polega na tym, że kobiety nie potrafią wygrywać wyborów – bo gdy zdecydują się już na start, mają porównywalne z mężczyznami szanse na zwycięstwo – ale na tym, że wciąż bardzo niewiele pań chce kandydować. Brakuje im bowiem wiary w to, że rzeczywiście mogą pokonać rywali, a także, iż uda im się zebrać kilka milionów dolarów na kampanię przedwyborczą, które są niezbędne, aby zapewnić sobie miejsce w Kongresie.
– Co ciekawe, takie dysproporcje w płci polityków utrzymują się, mimo że od lat 80. XX wieku w Stanach Zjednoczonych w wyborach bierze udział proporcjonalnie więcej kobiet niż mężczyzn – zauważa w rozmowie z „Rz" dr Lara Brown, politolog z Villanova University.
Dzieje się tak, ponieważ w wielu przypadkach kobiety nie mają tak wielkich ambicji politycznych. Są także zbyt zajęte swoją karierą zawodową, a także wykonywaniem większości obowiązków domowych, aby myśleć jeszcze o starcie w wyborach do Kongresu. Problem leży też w naszym dwupartyjnym systemie, który sprawia, że co prawda teoretycznie każdy może wziąć udział w walce o Biały Dom, ale faktycznie może to zrobić tylko ten, kto wygra walkę o nominację partii. A w tej kobiety wciąż mają mniejsze szanse, ponieważ dopiero od niedawna partyjni liderzy traktują je jak osoby, które mogą piastować poważniejsze stanowiska – dodaje dr Brown, zwracając uwagę, że ostatnio zarówno u demokratów, jak i u republikanów kobiety zajmują coraz wyższe stanowiska w partii.