Groźny wzrok Piotra Pacewicza padł na piosenkę zespołu Złe Psy zatytułowaną „Urodziłem się w Polsce". Główny ideolog „Gazety Wyborczej" nauczający ludzi, co mają myśleć o wszystkim: od seksu po zdrowie, policzył liczbę jej słów (105, w tym 20 razy „Polska") i wydał wyrok: „Wszystko to prostackie, śmieszne. Ale i groźne, bo nienawiść jest zaraźliwa".
Czy ma rację piętnując prostotę utworku? Powinien więc potępić całą popkulturę, która co i rusz preferuje tekściki złożone z kilku słów na wszystkie tematy: sprawiedliwości, miłości, rodziców, przyrody, szczęścia i nawet śmierci. Gdzie zaś zauważył nienawiść? W zapowiedzi „będziemy wojować i wygrywać" – w teorii może to dotyczyć wszystkiego: od meczów piłkarskich po kampanie promocyjne na rzecz Polski?
Potęga zgorszenia
To zniechęca już na progu do brnięcia w dyskusję. Pacewicz zachował się dokładnie jak jury polsatowskiego programu „Must be the music". Oto czwórka celebrytów inną piosenkę o Polsce wykonaną przez licealistę z Sanoka Piotra Wolwowicza przyjęła ze zgorszeniem pobożnych niewiast, którym pokazuje się wizerunek diabła. Zacytujmy portal Niezależna.pl: „skrzywiona Kora, która wydusiła z siebie jedynie: »No prawie że umarłam«.
Z drugiej strony stawka sporu o Złe psy jest większa. Już choćby dlatego, że tym razem rzecz cała zaczęła się od odmowy wykonywania piosenki „Urodziłem się w Polsce" przez publiczne radio w Opolu. „Wolnościowość" lewicy kończy się w momencie, gdy w grę wchodzi obrona jej racji. Na stronie „Krytyki Politycznej" wielbiciel narkotyków i wróg Jana Pawła II Tomasz Piątek tak skwitował decyzję dyrektora opolskiego radia: „Wreszcie ktoś poszedł po rozum do głowy". Zaiste.
Co więcej, wątpię aby Elżbieta Zapendowska czy Kora Jackowska potrafiły sensownie wytłumaczyć, o co im chodzi. Pacewicz jednak próbuje. Jego komentarz jest obroną nauczycielki Marzanny Pogorzelskiej, która zwalczała utwór Złych Psów, za co podobno spotkała ją w Opolu „nagonka". Komentator „Wyborczej" przeciwstawia patriotyzm muzyków („bezrefleksyjny i szukający wrogów rzekomo zagrożonej polskości") jej patriotyzmowi („otwartemu, obywatelskiemu, nowoczesnemu"). Więc choć natchnionym tonem do debaty zniechęca, warto zadać co spokojniejszym wyznawcom jego poglądów pytanie. Jaki patriotyzm jest nam potrzebny? I czy jest w ogóle potrzebny?
O wstępną odpowiedź trudno. Gdy próbujemy zgadnąć na podstawie tekstu Pacewicza, na czym ma polegać „nowoczesny patriotyzm" Pogorzelskiej, dowiadujemy się, że na... zwalczaniu patriotyzmu bezrefleksyjnego.
Zadania nie ułatwia nam też sama nowoczesna nauczycielka. Jej uwaga, że odczuwanie dumy narodowej jest pozbawione sensu, bo nie można być dumnym z czegoś, na co nie ma się wpływu, bije w samą istotę pojęcia „patriotyzm". Jest skądinąd przejawem kłopotów z logiką – trudno odmówić komuś prawa bycia dumnym choćby z rodziców. Ale nie pomaga nam też w odkryciu tajemnicy „nowoczesnego patriotyzmu", podobnie zresztą jak inne tego typu wypowiedzi. Najwyraźniej ma to być patriotyzm... bezobjawowy.
A „Pierwsza Brygada"?
Prof. Paweł Śpiewak zareagował ostatnio z oburzeniem – w książce „Żydokomuna"– na stereotyp „spadkobierców KPP". W zamian zaproponował inną charakterystykę: redaktorzy „Gazety Wyborczej" mieliby być rzecznikami liberalnego, tolerancyjnego patriotyzmu a la przedwojenne „Wiadomości literackie".
Z pewnością to uwaga słuszna w stosunku do lat 70. i 80. Niektórzy szli wtedy nawet dalej: „Z dziejów honoru w Polsce" Adama Michnika to napisana pięknie próba pogodzenia tradycji insurekcyjnej i endeckiego pozytywizmu (tak, tak). W obu tych tradycjach syn KPP-owca zdawał się czuć jak u siebie w domu.
Ale dzisiaj? Czy skamandryci naprawdę zareagowaliby oburzeniem na piosenkę „Urodziłem się w Polsce"? Mogliby mieć zastrzeżenia do jej wartości literackich. Ale czy wyklinaliby ją jako przejaw nienawiści? Czy „Pierwsza Brygada" była na przykład szerzej „otwarta na świat" od tego rockowego kawałka? Bardziej tolerancyjna?
Nie chcę się bawić w psychologa i wyrokować, co tu jest wyssane z mlekiem matki, a co przyjęte jako element towarzysko-politycznej poprawności w dorosłym wieku? Czego tu więcej? Starych obaw przed demonami wyzierającymi z polskości, nawet nie tylko tej endeckiej? Czy aplikowania nam współczesnej zachodniej pedagogiki, która każe traktować nieufnie wszystko, co kojarzy się z dawnymi „nacjonalistycznymi" tożsamościami?