Do decyzji o zarządzaniu ryzykiem trzeba dorosnąć. Wiele osób musi zostać najpierw obitych brutalnie przez los, zanim to zrozumie. Na przykład nie unikają podejrzanych miejsc w środku nocy, do czasu, aż zostaną napadnięte, pobite i okradzione. Wtedy zaczynają zarządzać ryzykiem związanym z osobistym bezpieczeństwem późno w nocy.
Wiele osób nie ubezpiecza mieszkania, aż do chwili, gdy zostaną okradzeni. Wtedy nauczeni doświadczeniem kupują polisę. Wielu właścicieli małych firm nie ma nawyku zarządzania ryzykiem: brak im doświadczenia, wiedzy, czasu i środków i często bankrutują, bo trafili na nieuczciwego kontrahenta. Jeśli właściciel założy nowy biznes, wdroży procedury badania wiarygodności kontrahentów. Firmy posiadające większe zasoby nie czekają, aż zostaną poturbowane przez los albo nieuczciwych partnerów: wdrażają procedury, wykupują polisy.
Ta potrzeba dorastania dotyczy też całych krajów. Dobrze zorganizowane społeczeństwa zawczasu budują infrastrukturę przeciwpowodziową. W krajach źle zorganizowanych toleruje się fakt, że powódź co kilka lat zalewa jakieś duże miasto: po dekadzie rzetelnie policzone koszty usuwania skutków powodzi są o wiele większe niż koszty budowy tej infrastruktury.
Takie zdarzenia można jednak ulokować wśród zagrożeń typowych, które co jakiś czas mają miejsce, których koszty mogą być wysokie, ale rodzina, firma lub kraj jest sobie w stanie z tym poradzić. Skradziony sprzęt za jakiś czas się odkupi, można założyć nową firmę, miasto się posprząta, a powodzianom wypłaci zasiłki. Są jednak także inne zagrożenia, nadzwyczaj mało prawdopodobne, ale posiadające potworną siłę rażenia: na przykład wojna. W świecie finansów określa się takie zdarzenia terminem „wylądował czarny łabędź". Wiadomo, że istnieją, ale prawie nikt ich nie widział. Tego rodzaju ryzykiem zarządza się najtrudniej. Wiadomo, że jest bardzo mało prawdopodobne, więc trudno zaakceptować koszty, które trzeba ponosić przez lata lub dekady, po to tylko, żeby ograniczyć koszty potencjalnej katastrofy. Niektóre instytucje zdobywają się na to: banki centralne mają zapasowe centra informatyczne na wypadek zniszczenia podstawowego centrum. Są nawet przepisy mówiące, o ile kilometrów muszą być oddalone od siebie. Postępują tak również niektóre duże firmy. Pewna niemiecka korporacja postarała się o licencję bankową, żeby trzymać swoje wolne środki bezpośrednio w EBC, bo obawia się, że banki komercyjne mogą zbankrutować. Nadeszły czasy, gdy zwrot kapitału jest ważniejszy niż zwrot z kapitału. Ale nawyk zarządzania „ryzykiem czarnego łabędzia" nie jest powszechny. No bo jaka jest szansa, że zobaczymy tego ptaka na wolności?
Wyobraźmy sobie jednak, że podczas przechadzki zobaczyliśmy pływające po stawie stadko czarnych łabędzi. Nie parkę: kilkanaście sztuk. Czy po takim doświadczeniu ciągle będziemy uważali, że czarny łabędź żyje tylko w Australii, czy zmienimy nasz pogląd?