Retro jest OK

To nie w twoim stylu tak machać nogami. Ty jesteś poważnym człowiekiem" – powiedział mi ktoś ostatnio

Publikacja: 07.12.2012 19:00

Dominik Zdort

Dominik Zdort

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

W ustach przesympatycznej osóbki, z którą rozmawiałem, określenie „poważny człowiek" było chyba komplementem. Taką przynajmniej mam nadzieję.

Bo coraz częściej słowo „poważny" staje się synonimem słów „nudny" czy „nieatrakcyjny". Poważny to ten, który zajmuje się tym, co potrafi robić, i wypowiada się na tematy, na których się zna. Poważny to ten, który odpowiedzialnie traktuje swoje zobowiązania. Mógłbym tu wymienić parę nazwisk poważnych ludzi, polityków na przykład, ale po co, skoro pewnie każde z nich nie kojarzyłoby się większości czytelników z niczym konkretnym. Tym bardziej że część z nich już dawno została wypchnięta z życia publicznego.

Ci poważni nie bywają zapraszani do modnych audycji, bo nie mają tam do pokazania nic oprócz swoich umiejętności i kompetencji. A jeśli już ktoś przypadkiem ich zaprosi, są nazbyt przewidywalni – nie obrażają po chamsku swoich interlokutorów, nie przychodzą do studia ze świńskim ryjem na tacy. Jeśli są otyli, to nie biegają z wielkim brzuchem za piłką w świetle telewizyjnych reflektorów. Jeśli zdarzy im się kupować bieliznę dla narzeczonej, to nie zapraszają tabloidów do sklepu na sesję fotograficzną. Nie jeżdżą na golasa na koniu, nie chwalą się, że w młodości palili marihuanę, nie fotografują się z nagimi kolanami podczas wizyty u lekarza. A w sytuacjach oficjalnych starają się nosić klasyczne stroje.

„Kiedyś do programu telewizyjnego nie wpuszczano bez krawata, dziś każą zdjąć krawat" – zażartował ktoś ostatnio. To prawda, nawet poważne jeszcze do niedawna audycje zamieniają się w infotainment – są podszyte rozrywką. Stacje telewizyjne do ważnej debaty politycznej lubią dopraszać politycznych trefnisiów, którzy wprawdzie mogą zburzyć całą merytoryczną koncepcję rozmowy, ale w zamian za to wywołają jakąś awanturkę i słupki oglądalności pójdą w górę. Rewelacyjnie jest też, gdy na pozór poważny gość przyjdzie w pomiętej marynarce i w nazbyt kolorowej koszuli, a w dodatku będzie prezentować obrazoburcze tezy.

Oczywiście politycy nie byli pierwsi, wcześniej ze stanu powagi wyprowadzono ludzi sztuki, a szczególnie tych, którzy reprezentują kulturę popularną – piosenkarzy i aktorów. Tyle że w ich przypadku tabloidowe i telewizyjne „luzactwo" nie raziło tak bardzo, można wręcz uznać, że było naturalne. Skoro czyimś zadaniem jest dostarczanie rozrywki na scenie, to może też dostarczać podobnej rozrywki jako gość w talk-show.

Mam jednak wrażenie, że na artystach i politykach się nie skończy. Puśćmy wodze wyobraźni. Kto będzie następny? Może teraz przyjdzie kolej na ludzi biznesu. Prezesi, szefowie rad nadzorczych, ba, nawet obrzydliwie bogaci właściciele spółek, jeśli będą marzyli o sukcesie kolejnej emisji akcji swojej firmy, o zawarciu kolejnego kontraktu, to zamiast prowadzić od rana do nocy negocjacje lub byczyć się pod palmami na plaży w egzotycznym kraju, będą musieli zapuścić dredy, włożyć koszulę w kwiaty i pokornie odpowiadać na infantylne pytania Kuby Wojewódzkiego.

A potem może być jeszcze ciekawiej... Dziś na redaktorów poważnych czasopism coraz częściej nie powołuje się doświadczonych dziennikarzy, wybitnych publicystów, inteligentnych edytorów, ale ludzi, których jedynym atutem jest twarz znana z telewizji, mająca choć na chwilę przyciągnąć uwagę najmniej wyrobionego – za to masowego – czytelnika. Niebawem podobny sposób rekrutacji może dotyczyć najwyższych stanowisk w biznesie – head-hunterzy będą obdzwaniali celebrytów, których najważniejszym życiowym dorobkiem było prowadzenie telewizji śniadaniowej, występy w teleturniejach i programach wyłaniających talenty. I – wyobraźmy to sobie – lada dzień do sali obrad zarządu Orlenu wkroczy jedna z takich sław. Po czym zasiądzie w skórzanym fotelu i, wpychając w podarte dżinsy rozciągnięty T-shirt, podejmie decyzję w sprawie planów inwestycyjnych na najbliższy kwartał...

Zawsze się zastanawiałem, kiedy pojawią się u mnie pierwsze oznaki starości. Na głębokie zmarszczki wciąż czekam, coraz bardziej intensywne siwienie lekceważę. Ale teraz pojawił się znaczący symptom – nie nadążam za dziwactwami tego świata i zaczynam gderać. No cóż, od dzieciństwa byłem trochę retro, trochę za poważny, rzeczywiście rzadko machałem nogami. Ale nie wstydzę się tego. Więcej – mam nadzieję, że nie jestem jedyny. Że jest nas – tych, którzy nie zgadzają się na to, iż wszystkie sprawy tego świata są umowne, którzy wierzą, że życie w stylu retro jest OK – znacznie więcej.

W ustach przesympatycznej osóbki, z którą rozmawiałem, określenie „poważny człowiek" było chyba komplementem. Taką przynajmniej mam nadzieję.

Bo coraz częściej słowo „poważny" staje się synonimem słów „nudny" czy „nieatrakcyjny". Poważny to ten, który zajmuje się tym, co potrafi robić, i wypowiada się na tematy, na których się zna. Poważny to ten, który odpowiedzialnie traktuje swoje zobowiązania. Mógłbym tu wymienić parę nazwisk poważnych ludzi, polityków na przykład, ale po co, skoro pewnie każde z nich nie kojarzyłoby się większości czytelników z niczym konkretnym. Tym bardziej że część z nich już dawno została wypchnięta z życia publicznego.

Pozostało 84% artykułu
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą