W ustach przesympatycznej osóbki, z którą rozmawiałem, określenie „poważny człowiek" było chyba komplementem. Taką przynajmniej mam nadzieję.
Bo coraz częściej słowo „poważny" staje się synonimem słów „nudny" czy „nieatrakcyjny". Poważny to ten, który zajmuje się tym, co potrafi robić, i wypowiada się na tematy, na których się zna. Poważny to ten, który odpowiedzialnie traktuje swoje zobowiązania. Mógłbym tu wymienić parę nazwisk poważnych ludzi, polityków na przykład, ale po co, skoro pewnie każde z nich nie kojarzyłoby się większości czytelników z niczym konkretnym. Tym bardziej że część z nich już dawno została wypchnięta z życia publicznego.
Ci poważni nie bywają zapraszani do modnych audycji, bo nie mają tam do pokazania nic oprócz swoich umiejętności i kompetencji. A jeśli już ktoś przypadkiem ich zaprosi, są nazbyt przewidywalni – nie obrażają po chamsku swoich interlokutorów, nie przychodzą do studia ze świńskim ryjem na tacy. Jeśli są otyli, to nie biegają z wielkim brzuchem za piłką w świetle telewizyjnych reflektorów. Jeśli zdarzy im się kupować bieliznę dla narzeczonej, to nie zapraszają tabloidów do sklepu na sesję fotograficzną. Nie jeżdżą na golasa na koniu, nie chwalą się, że w młodości palili marihuanę, nie fotografują się z nagimi kolanami podczas wizyty u lekarza. A w sytuacjach oficjalnych starają się nosić klasyczne stroje.
„Kiedyś do programu telewizyjnego nie wpuszczano bez krawata, dziś każą zdjąć krawat" – zażartował ktoś ostatnio. To prawda, nawet poważne jeszcze do niedawna audycje zamieniają się w infotainment – są podszyte rozrywką. Stacje telewizyjne do ważnej debaty politycznej lubią dopraszać politycznych trefnisiów, którzy wprawdzie mogą zburzyć całą merytoryczną koncepcję rozmowy, ale w zamian za to wywołają jakąś awanturkę i słupki oglądalności pójdą w górę. Rewelacyjnie jest też, gdy na pozór poważny gość przyjdzie w pomiętej marynarce i w nazbyt kolorowej koszuli, a w dodatku będzie prezentować obrazoburcze tezy.
Oczywiście politycy nie byli pierwsi, wcześniej ze stanu powagi wyprowadzono ludzi sztuki, a szczególnie tych, którzy reprezentują kulturę popularną – piosenkarzy i aktorów. Tyle że w ich przypadku tabloidowe i telewizyjne „luzactwo" nie raziło tak bardzo, można wręcz uznać, że było naturalne. Skoro czyimś zadaniem jest dostarczanie rozrywki na scenie, to może też dostarczać podobnej rozrywki jako gość w talk-show.