Ciągle w dół

Publikacja: 07.12.2012 19:00

Wojciech Stanisławski

Wojciech Stanisławski

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

Znacie państwo „Sztuczne fiołki"? Powinniście, głośno o nich nie tylko na Facebooku (dwadzieścia tysięcy fanów!), ale i na papierze: ich kolaże przedrukowuje „Przekrój", życzliwie wypowiada się „Gazeta Wyborcza" i indagowana przez nią pani kurator Agnieszka Tarasiuk. Cmokają blogerki.

Pomysł jest prosty jak chlaśnięcie scyzorykiem w poprzek fotela w kinie, jak zhartowanie peta na ramie okiennej, jak zagwożdżenie zapałką kasownika – i równie skuteczny. Się bierze obraz jakiś – i, bez żadnego Photoshopa, prostą techniką „wklej ramkę", starczą dwa kliknięcia – dorabia się obecnym na nim postaciom prostokątny „dymek", do którego można wpisać kilka słów. Ot, „Sąd Ostateczny" Stefana Lochnera – królujący na tęczy Zbawiciel oznajmia: „Dobre zombie na prawo, złe zombie na lewo proszę". A to „Malutkie, słodkie mopsy" – zachwala zmartwychwstały Chrystus u Grünewalda. A to: „Ten stary dziad znowu tu jest" – ostrzega Maria syna w portrecie Świętej Rodziny Niderlandczyka Gerarda Davida. Ta zabawa nigdy się nie kończy.

Tak, oczywiście, takie pomysły ranią chrześcijanina do żywego, do krwi: nie oszczędzono żadnego z wizerunków dotykających sacrum, od Zwiastowania po zdjęcie z Krzyża. Ale to nie religia jest głównym celem ataku „Fiołków" (w odróżnieniu na przykład od facebookowej strony „Janusz, ufam tobie" – [9 tysięcy  fanów]– gdzie właściwie jedyny witz stanowi sporządzanie kolażu: mała pasyjka z Ukrzyżowanym wklejana jest w środek zdjęć kąpiących się dziewczyn, tancerzy, bójek w barze – wszędzie tam, gdzie pasuje widok rozłożonych szeroko ramion. Boki zrywać – zresztą, jeden już rozerwany). Nawet nie patos świecki i historyczny, choć raz czy drugi jakiś Grunwald się zdarzył i poddanie Bredy. Zdarzy się oczywiście zgrabny kopniak w kostkę pod adresem kurdupla-prezesa czy osób, które ośmieliły się skrytykować „Pokłosie", ale to tylko tak, ukłon w stronę ludowych emocji.

Jeśli, zacisnąwszy zęby, obejrzeć całość dorobku „Sztucznych fiołków" (i dziesiątek pokrewnych stron we wszystkich językach: łatwe uciechy szybko się rozchodzą), można dojść do wniosku, że u istoty powtarzanego po stokroć figla tkwi coś innego.  Na celowniku znalazło się wszystko, co „wysokie" – nie od rzeczy byłoby przywołanie w tym kontekście kategorii sublimis, tak cenionej ongi w renesansowych i barokowych poetykach, a ostatnio wywołanej z niebytu bibliotek przez Lyotarda... Dość, żeby obok siebie siedziały dwie panny, delikatny blask atłasu na ich bufiastych rękawach – i już drzemy łacha. Starczy rodziny, zastygłej w nienaturalnych trochę pozach – i, okazuje się, mamusia nawąchała się butaprenu. Nie musi to być zresztą barok – Monetowi  też się dostało.

Rozpoczyna się rozdzieranie, deptanie jedwabi,

Rozpoczyna się tłuczenie szkła, drzewa, miedzi, niklu, srebra, pian,

Gipsowych blach, strun, trąbek, liści, kul, kryształów.

Że ubożuchne to – to jasne. Pomysłowy Marcelek raz domalował Giocondzie wąsy (ściślej, kilka razy: najpierw na czarno-biało, potem wspólnie z Picabią, potem dla pewności kilka razy w kolorze) i poooszło! – można młotkować do woli. W tle papuzi chór kuratorek i krytyków, ten sam co zawsze. „Krytyczne stawianie pytań arcydziełom". „Tożsamość dziełom nadają widzowie". „Wyszukane strategie remiksu i recyklingu". „Gry intertekstualne". Blah, blah, ziew.

Ja zastanawiam się jednak, jaka aksjologia stoi za tym konceptem, za tą wizją świata, za tymi wykrzywionymi drwiąco ustami. Bo przecież nie idzie tu o prosty, jarmarczny żart – wywinięcie kozła na skórce od banana, kopniak w tyłek, pacnięcie twarzą w tort. Nie, bachtinowski karnawał śmieszny był, bo odwracał kierunki, ale ich nie unieważniał. Co zmierzało w górę, teraz dążyło w dół, ale i odwrotnie. Teraz jest inaczej. Zza wyszydzonego Poussina, Ugolino di Sieny i Turnera wychyla się ze swą uszminkowaną twarzą Joey z „Kabaretu" i milcząco, z gasnącym uśmiechem kiwa głową, patrząc nam w oczy. Świat stał się jednokierunkowy, wyciągnięty, niczym na Madejowym łożu, na jednej osi, i zmierza w dół. W dół. „Schodzenie / ciągle w dół / ciągle schodzenie / a jutro stwierdzą / to tylko trzy stopnie pod ziemią" – jak napisał w wierszu ostatnim, konając z bólu, Aleksander Wat.

Tak: idzie o to, by już na zawsze skruszyć przeszywający nas jeszcze czasem harpun zachwytu. To w sumie nietrudno: Miętus ostatecznie zawsze wygra z Syfonem, jeśli nie w pojedynku wprost, to gwałcąc przez uszy. Drwina jak joker Joey bije wszystkie karty: dwa, trzy dymki i nic nie zostanie z Dantego, Fra Angelico i Bacha, z Marii goszczącej anioła i z „Matki" Whistlera. Każdy w końcu puści bąka, a na warsztat „Sztucznych fiołków" wcześniej czy później trafi wszystko, co wysokie, co oferuje wzorzec lub bodaj nadzieję w, zgódźmy się, nieprzytulnym świecie. Kiedy już wieczny trickster upora się z Malczewskim, z „Pokłonem pasterzy" Benozzo Gozzoli i wynikami przedszkolnego konkursu rysunkowego „Moja rodzina" (starczy domalować tłustą kredką parę fallusów, i załatwione!), przyjdzie czas na – jeśli tylko zdoła odnaleźć oryginał – „Portret z kotem".

Mała dziewczynka ogląda książkę z wizerunkiem kota,

Który nosi kryzę puchatą i ma zielone ubranko.

Jej usta, bardzo czerwone, są półotwarte w miłym zapatrzeniu.

Dzieje się to w 1919 albo 1912, obraz nie ma daty.

Namalowała go Marjorie C. Murphy, Amerykanka,

Urodzona w 1888, tak jak moja matka, mniej więcej.

Patrzę na obraz w miasteczku Grinnell, w stanie Iowa,

Pod koniec stulecia. Ten kot ze swoją kryzą

Gdzie jest? A dziewczynka? Czy spotkałem ją kiedyś,

Jedną z uróżowionych mumii stukających laską?

Ale twarz: perkatość noska, okrągłość policzka,

Tak, wzrusza mnie, zupełnie jak twarz, którą w środku nocy

Budząc się, widziałem na poduszce obok.

Kota nie ma, jest w książce, książka na obrazie.

Dziewczynki nie ma, choć jest tutaj, przede mną,

Nie utracona nigdy. Prawdziwe nasze spotkanie

W strefach dzieciństwa: podziw zwany miłość,

Myślenie o dotknięciu, kot w aksamicie.

Tak „Sztucznymi fiołkami" kończy się czytanie XIX-wiecznych naturalistów, którzy po raz pierwszy sformułowali w wysokim języku tezę, od dawna wycharkiwaną po karczmach, lupanarach i izbach tortur: człowiek jest zwierzęciem, które chce tylko żreć, pić i ruchać: dużo, szybko i tłusto. I nic więcej, nic więcej: cała reszta to zamki obłudy, a „piramida potrzeb" Maslowa to tak naprawdę zikkurat.

A skoro tak, skoro raz przyjmie się za prawdę ten okruch zwierciadła, który zgrabnym ruchem wepchnęli pod powiekę pan Friedrich Nietzsche, pan Zygmunt Freud i pan Jerzy Urban, to początkowe politowanie wobec tych, którzy jeszcze w coś wierzą – naiwniaki – zamienia się w pogardę. O, ubłocimy im te atłasowe ubranka. Połamiemy im te ołtarzyki. Wyprujemy flaki kotu.

O, jaki smutek, nieświadomy, że jest smutkiem!

Jaka rozpacz, nieświadoma, że jest rozpaczą.

Wszystkie cytaty kursywą pochodzą z wierszy Czesława Miłosza

Znacie państwo „Sztuczne fiołki"? Powinniście, głośno o nich nie tylko na Facebooku (dwadzieścia tysięcy fanów!), ale i na papierze: ich kolaże przedrukowuje „Przekrój", życzliwie wypowiada się „Gazeta Wyborcza" i indagowana przez nią pani kurator Agnieszka Tarasiuk. Cmokają blogerki.

Pomysł jest prosty jak chlaśnięcie scyzorykiem w poprzek fotela w kinie, jak zhartowanie peta na ramie okiennej, jak zagwożdżenie zapałką kasownika – i równie skuteczny. Się bierze obraz jakiś – i, bez żadnego Photoshopa, prostą techniką „wklej ramkę", starczą dwa kliknięcia – dorabia się obecnym na nim postaciom prostokątny „dymek", do którego można wpisać kilka słów. Ot, „Sąd Ostateczny" Stefana Lochnera – królujący na tęczy Zbawiciel oznajmia: „Dobre zombie na prawo, złe zombie na lewo proszę". A to „Malutkie, słodkie mopsy" – zachwala zmartwychwstały Chrystus u Grünewalda. A to: „Ten stary dziad znowu tu jest" – ostrzega Maria syna w portrecie Świętej Rodziny Niderlandczyka Gerarda Davida. Ta zabawa nigdy się nie kończy.

Pozostało 85% artykułu
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą