Znacie państwo „Sztuczne fiołki"? Powinniście, głośno o nich nie tylko na Facebooku (dwadzieścia tysięcy fanów!), ale i na papierze: ich kolaże przedrukowuje „Przekrój", życzliwie wypowiada się „Gazeta Wyborcza" i indagowana przez nią pani kurator Agnieszka Tarasiuk. Cmokają blogerki.
Pomysł jest prosty jak chlaśnięcie scyzorykiem w poprzek fotela w kinie, jak zhartowanie peta na ramie okiennej, jak zagwożdżenie zapałką kasownika – i równie skuteczny. Się bierze obraz jakiś – i, bez żadnego Photoshopa, prostą techniką „wklej ramkę", starczą dwa kliknięcia – dorabia się obecnym na nim postaciom prostokątny „dymek", do którego można wpisać kilka słów. Ot, „Sąd Ostateczny" Stefana Lochnera – królujący na tęczy Zbawiciel oznajmia: „Dobre zombie na prawo, złe zombie na lewo proszę". A to „Malutkie, słodkie mopsy" – zachwala zmartwychwstały Chrystus u Grünewalda. A to: „Ten stary dziad znowu tu jest" – ostrzega Maria syna w portrecie Świętej Rodziny Niderlandczyka Gerarda Davida. Ta zabawa nigdy się nie kończy.
Tak, oczywiście, takie pomysły ranią chrześcijanina do żywego, do krwi: nie oszczędzono żadnego z wizerunków dotykających sacrum, od Zwiastowania po zdjęcie z Krzyża. Ale to nie religia jest głównym celem ataku „Fiołków" (w odróżnieniu na przykład od facebookowej strony „Janusz, ufam tobie" – [9 tysięcy fanów]– gdzie właściwie jedyny witz stanowi sporządzanie kolażu: mała pasyjka z Ukrzyżowanym wklejana jest w środek zdjęć kąpiących się dziewczyn, tancerzy, bójek w barze – wszędzie tam, gdzie pasuje widok rozłożonych szeroko ramion. Boki zrywać – zresztą, jeden już rozerwany). Nawet nie patos świecki i historyczny, choć raz czy drugi jakiś Grunwald się zdarzył i poddanie Bredy. Zdarzy się oczywiście zgrabny kopniak w kostkę pod adresem kurdupla-prezesa czy osób, które ośmieliły się skrytykować „Pokłosie", ale to tylko tak, ukłon w stronę ludowych emocji.
Jeśli, zacisnąwszy zęby, obejrzeć całość dorobku „Sztucznych fiołków" (i dziesiątek pokrewnych stron we wszystkich językach: łatwe uciechy szybko się rozchodzą), można dojść do wniosku, że u istoty powtarzanego po stokroć figla tkwi coś innego. Na celowniku znalazło się wszystko, co „wysokie" – nie od rzeczy byłoby przywołanie w tym kontekście kategorii sublimis, tak cenionej ongi w renesansowych i barokowych poetykach, a ostatnio wywołanej z niebytu bibliotek przez Lyotarda... Dość, żeby obok siebie siedziały dwie panny, delikatny blask atłasu na ich bufiastych rękawach – i już drzemy łacha. Starczy rodziny, zastygłej w nienaturalnych trochę pozach – i, okazuje się, mamusia nawąchała się butaprenu. Nie musi to być zresztą barok – Monetowi też się dostało.
Rozpoczyna się rozdzieranie, deptanie jedwabi,