„Reytanem" zamknął Rymkiewicz swoją polską tetralogię. Jej najkrótsze i może trochę (ale tylko trochę) złośliwe podsumowanie byłoby następujące: „Wieszanie" – pochwała politycznego mordu; „Kinderszenen" – pochwała śmierci; „Samuel Zborowski" – pochwała anarchii; „Reytan. Upadek Polski" – pochwała szaleństwa. Polacy byliby nadal narodem dumnym – diagnozuje Rymkiewicz – a nasze państwo miałoby się znacznie lepiej, gdybyśmy nie sprzeniewierzyli się swojej naturze. To znaczy, gdybyśmy zamordowali przynajmniej jednego ze swoich królów, gdybyśmy widzieli dobro w umieraniu w najbardziej beznadziejnych okolicznościach i bez żadnej nadziei na to, że przyniesie to jakiś skutek, gdybyśmy nie poddawali się nakazom i zakazom i gdyby stać nas było przynajmniej w ostatnim momencie istnienia I Rzeczypospolitej na prawdziwe szaleństwo. Takie, jakie stało się udziałem nowogródzkiego posła być może już tamtego kwietniowego dnia roku 1773, gdy upadł na progu sali sejmowej na Zamku Królewskim w Warszawie („Niejaki Rejtan, zresztą poseł z Nowogrodu, co w jakiś sposób jego krok tłumaczy mi, z szaleństwem w oczach wszerz wyciągnął się na progu i nie chciał puścić posłów w uchylone drzwi" – śpiewał Jacek Kaczmarski w roku 1980).
„Reytan" to spośród czterech wspomnianych książek Rymkiewicza najsłabsza, bo w największym stopniu zrywająca z realną historią, widzianą w szerszym planie. Być może również najszkodliwsza ze względu na nadużycie, jakie popełnia w niej Rymkiewicz, przeciwstawiając szaleństwo rozsądkowi.
Nieoznaczoność Rymkiewicza
W swoim pisaniu o historii – pisaniu, dodajmy, bardzo efektownym i wciągającym – Rymkiewicz stosuje coś na kształt zasady nieoznaczoności Heisenberga. Widzimy efekt czyichś działań, ale na ogół dostajemy do ręki kilka lub kilkanaście źródeł, z których każde przedstawia sytuację nieco inaczej. Im dawniej sięgamy, tym oczywiście źródeł jest mniej. Rymkiewicz poczyna sobie z wiedzą, którą z tych źródeł czerpie, dość dowolnie, wybierając najatrakcyjniejszą dla siebie wersję lub zachęcając czytelnika, aby sam wyobraził sobie sytuację zgodnie ze swoimi upodobaniami (wybierzmy, w jaki sposób Reytan popełnił samobójstwo). Tę metodę z powodzeniem stosuje Rymkiewicz w każdej z książek polskiej tetralogii, choć przy lekturze ostatniej z nich chwyt wydaje się już ograny i mało nowatorski. W takim traktowaniu historii przez pisarza nie ma jednak nic złego i takie jest prawo autora, który przecież nigdy nie rościł sobie pretensji do tego, aby jego książki traktować jak historyczne rozprawy. Przeciwnie – to jedynie wariacje na temat polskich dziejów.
Tym razem jednak problemem jest natura procesu, za rozbiór którego zabrał się poeta z Milanówka. Żadna z poprzednich trzech książek nie zajmowała się tak istotnym punktem polskiej historii. Istotnym, bo stanowiącym zwieńczenie długiego i bardzo złożonego procesu, jakim był rozkład państwa.
„Wieszanie" opowiada o czasie egzekucji zdrajców podczas insurekcji kościuszkowskiej. To moment, gdy los Polski jest już rozstrzygnięty i powstanie nie może tego zmienić, a same procesy i powieszenie części spośród polskich sprzedajców (by pożyczyć termin od Rymkiewicza, który z kolei zapożycza go od Juliana Ursyna Niemcewicza) było – mówiąc szczerze – z punktu widzenia rozwoju zdarzeń sprawą poboczną. Fakt, iż szubienicy umknął choćby prymas Michał Poniatowski – o jego bracie, wówczas jeszcze królu Polski, nie mówiąc – niczego nie zmieniał. I zapewne nie zmieniłby także z dzisiejszego punktu widzenia, wbrew przekonaniu Rymkiewicza.
„Kinderszenen", które mówi o Warszawie czasu Powstania Warszawskiego, również nie jest opowieścią o momencie zwrotnym. Powstanie, choć miało takim być w zamyśle niektórych, być nim nie mogło. Zresztą nie o to w jego opowieści chodzi Rymkiewiczowi. „Kinderszenen" nie jest opowieścią o heroizmie powstania ani tym bardziej o tym, czy miało ono polityczny lub militarny sens. W tych kategoriach Rymkiewicz go w ogóle nie analizuje. Są dla niego zbyt przyziemne. Po lekturze „Reytana" można śmiało powiedzieć: zbyt rozsądne. Interesuje go tylko piękno wojny i śmierci. „Kinderszenen" to opowieść o poetyczności umierania. Opowieść, trzeba przyznać, momentami wręcz żenująca swoim entuzjazmem.