Koń trojański

Dla komunistów najcenniejsi byli nie agenci UB w sutannach, ale księża-ideowcy wspierający linię polityczną Polski Ludowej. I to spośród nich rekrutowali się najważniejsi działacze ruchu „księży patriotów".

Publikacja: 20.09.2013 01:01

Obrady I Krajowego Zjazdu Delegatów Komisji Księży przy ZBoWiD, luty 1952. Ze świętych obrazów – Bol

Obrady I Krajowego Zjazdu Delegatów Komisji Księży przy ZBoWiD, luty 1952. Ze świętych obrazów – Bolesław Bierut.

Foto: CAF/PAP

Red

Podczas narady kierownictwa Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego o planach pracy agenturalnej z klerem 18 lipca 1949 roku płk Julia Brystygierowa, dyrektor Departamentu V w resorcie, zaproponowała, aby rozszerzyć dotychczasową praktykę tych działań. „Tutaj idzie nie tylko o takich księży, których zwerbowano na kompromitujących materiałach, idzie naprawdę o wyłuskanie tych elementów, które nie zgadzają się z polityką Watykanu, posunięciami episkopatu, które naprawdę możemy pozyskać dla przeciwstawienia się polityce Watykanu, które mogą i będą stanowiły lojalne duchowieństwo polskie".

Przeciwko „xiążęco- -biskupiej" kurii

Były to czasy, kiedy komunizm w Polsce działał prężnie i szybko. Zatem już  1 i 2 października tego samego roku na odbywającym się w Warszawie zjeździe zjednoczeniowym organizacji kombatanckich zadecydowano, że z powstałego wtedy Związku Bojowników o Wolność i Demokrację (ZboWiD) wydzielona zostanie sekcja księży-byłych więźniów obozów koncentracyjnych. Tak się stało i 12 stycznia 1950 powstała Komisja Księży przy Zarządzie Głównym ZBoWiD, a zaraz potem komisje lokalne przy wojewódzkich zarządach Związku.

Tak doszło do praktycznej realizacji pomysłu płk Brystygierowej, co było widoczne aż nadto dobrze po treści i formie działań tej grupy w ciągu najbliższych kilku lat. Gdyby jednak ktoś miał wątpliwości w kwestii inspiracji ruchu „księży-patriotów", mógłby sięgnąć do Archiwum Głównej Komisji Księży, gdzie w dokumencie z początków jej działalności napisano czarno na białym, że „nastawienie" (czyli dyrektywy ideowo-polityczne) ma dawać Głównej Komisji „towarzysz pracujący w KC PZPR po tej linii, częściowo Zarząd Polityczny MBP", a także dyrektor Urzędu do spraw Wyznań. Podobny schemat organizacyjny obowiązywał na poziomie lokalnych Komisji Księży.

28 lutego 1950 roku sprecyzowano założenia ideowe ruchu i wybrano władze. „Księża-patrioci" ogłosili: „Jeśli chodzi o wiarę – jesteśmy całkowicie zgodni z episkopatem, jeśli jednak chodzi o poglądy społeczne i polityczne – jesteśmy z ludem polskim!". Przewodniczącym Prezydium Głównej Komisji Księży został ks. Edmund Konarski, jego zastępcami – ks. Bonifacy Woźny, ks. Józef Bartel, ks. płk Wacław Pyszkowski, sekretarzem Prezydium – ks. Roman Szemraj. Do GKK weszli też m.in. księża: Antoni Lemparty, Stanisław Owczarek i Stanisław Skurski.

Jednak mimo że proweniencja „księży-patriotów" była wstydliwa, problem nie sprowadzał się ani do agenturalnego charakteru związków wielu jego działaczy z UB, ani do schematu organizacyjnego opisującego mechanizmy inspiracji ideowo-politycznej tej organizacji. Nie wszyscy „księża-patrioci" byli formalnie zwerbowani przez Urząd Bezpieczeństwa. I dalece nie każde przedsięwzięcie propagandowe ruchu musiało być inspirowane przez Partię, UB i aparat wyznaniowy.

Taka inspiracja nie zawsze była konieczna. Problem (realna dolegliwość tego ruchu dla Kościoła w Polsce) polegał bowiem na tym, że jego działacze sami przejawiali ogromne zaangażowanie w „budowę socjalizmu".  Inaczej mówiąc, nie tylko „korek, worek i rozporek" (skłonność części kleru do alkoholu, pieniędzy i zażyłych stosunków z kobietami), jak mawiano w bezpieczniackim żargonie o motywach werbunku duchownych, decydował o relatywnym powodzeniu tego przedsięwzięcia.

Owszem, działania operacyjne UB pozwoliły napędzić w szeregi „księży-patriotów" około tysiąca – bagatela! – księży, co wtedy stanowiło 10 procent polskiego duchowieństwa. Ale dla Partii najbardziej cennym elementem w tym gronie byli księża-ideowcy, jakkolwiek by to dziwnie brzmiało. I to spośród nich przede wszystkim rekrutowali się najważniejsi, najbardziej publicznie eksponowani działacze ruchu „księży społecznie postępowych".

Ich ideowość polegała na silnej niechęci do tradycyjnych struktur społecznych, w tym do feudalnych po trosze stosunków w przedwojennym Kościele. Także do hierarchii zależności i hierarchii prestiżu opartej częściowo na kryteriach przynależności stanowej czy – jak by powiedzieli marksiści – klasowej. Nie jest może przypadkiem, że największa fala nienawiści z kręgów „księży dołowych" kierowała się przeciwko – jak ją nazywano – „xiążęco-biskupiej" kurii krakowskiej z czasów księcia-metropolity Adama Stefana Sapiehy.

Na tej niechęci i na tej nienawiści można już było budować coś, co by odpowiadało wspomnianej wyżej wizji Kościoła lojalistycznego towarzyszki pułkownik Brystygierowej. Do takich lojalnych duchownych zaliczał się z pewnością ks. Stanisław Owczarek, były więzień Dachau, który  30 stycznia 1950 w przemówieniu podczas Krajowej Narady Caritas (właśnie odebranego Kościołowi) mówił: „Mamy (...) wielu takich niby-katolików, przeważnie ze sfer szlachecko-mieszczańskich, którzy ze swojego środowiska najwięcej wydali wrogów Kościoła, a obecnie manifestują swoje rzekome przywiązanie do Kościoła, chcąc wykorzystać Kościół katolicki w Polsce dla swoich celów politycznych, wrogich obecnemu ustrojowi. Całe reakcyjne podziemie, szereg obcych agentur, chce usłać sobie gniazdka w Kościele". To już był ten ton, o który chodziło towarzyszce pułkownik.

Groteskowa wiernopoddańczość

Oczywiście nie wystarczało mieć krytyczne spojrzenie na przedwojenną Polskę z jej silnym rozwarstwieniem społecznym i na  wyrastający z niej polski Kościół, gdzie obowiązkowo biskupa całowano w pierścień. Gdyby tak było, „księdzem-patriotą" zostałby ks. Jan Piwowarczyk, pierwszy redaktor naczelny „Tygodnika Powszechnego", a – jak wiemy – stało się dokładnie odwrotnie. Ten zwolennik daleko idącej przebudowy stosunków społecznych najpierw lansował konkurencyjne wobec marksizmu idee państwa opartego na etyce wywiedzionej z encyklik społecznych, potem musiał zamilknąć, a na koniec – zagrożony przez UB – wycofać się z życia publicznego.

Ten przykład, niejedyny przecież, dowodzi, że nie było koniecznego iunctim pomiędzy krytyką przedwojennej, kapitalistycznej rzeczywistości a przystąpieniem do obozu „budowniczych socjalizmu".

Ale ideowość w rodzaju ks. Owczarka, wymieszana z oportunizmem, strachem i chęcią znalezienia u władz opieki w sytuacji popadnięcia w kary kanoniczne, dawała dogodny melanż, na którym wyrósł ten zdumiewający twór.

„Księża-patrioci" swoją działalnością odpowiadali – szybko i adekwatnie – na aktualne propagandowe zapotrzebowanie komunistów. Schemat był prosty: trzeba wezwać naród do takiej czy innej mobilizacji (siewnej, żniwnej, propokojowej czy antyreakcyjnej) – „księża-patrioci" wzywają – episkopat milczy albo czyni to z ociąganiem – propaganda wskazuje na tych „prawdziwych synów Ojczyzny" jako na wzór kapłana służącego i Bogu i doczesnym troskom wiernych.

Ta sama propaganda wskazuje w konsekwencji coraz częściej na episkopat jako na ostoję reakcji, popleczników imperializmu amerykańskiego, ludzi oszalałych z nienawiści do ustroju sprawiedliwości społecznej, ludzi, z którymi, mimo wielkoduszności władz, w końcu jednak trzeba będzie zrobić porządek. „Księża-patrioci" wpisują się w ten schemat najzupełniej świadomie produkując niezliczone ilości rezolucji i apeli, które nieodmiennie, ale z czasem coraz bardziej stanowczo, wychwalają rząd, a ganią episkopat.

Taka była funkcja ruchu obrońców pokoju, taki był sens wezwań do podpisywania Apelu Sztokholmskiego. Taki był sens apeli o poparcie polityki rządu. 23 października 1951 Prezydium Głównej Komisji Księży oświadczyło: „(...) uważamy za jeden z kardynalnych naszych obowiązków poprzeć w całej rozciągłości akcję wzmożenia gospodarczych sił i zasobów Polski Ludowej. Tym łatwiej wypełnić nam te obowiązki, że rząd nasz za naczelną swoją troskę uważa gospodarcze i kulturalne podźwignięcie naszego kraju, że dba o podniesienie stopy życiowej swoich obywateli, że konsekwentnie i zdecydowanie prowadzi pokojową politykę współpracy między narodami, która stanowi najpewniejszą rękojmię trwałości i potęgi naszego państwa".

Taki był w końcu sens uczestnictwa GKK w polityce kadrowej rządu w stosunku do Kościoła. Usunięcie, w styczniu 1951, administratorów apostolskich z Gdańska, Gorzowa, Opola i Wrocławia otworzyło pole do nominacji na ich miejsce uległych władzy wikariuszy kapitulnych. Wybierały ich kapituły diecezjalne, a nad dokonaniem właściwego wyboru czuwali towarzysze z UB i z Urzędu do Spraw Wyznań. Andrzej Grajewski pisał o tym: „W praktyce [wikariusze kapitulni – RG] pozostawali dyspozycyjni wobec władz. Również swe najbliższe otoczenie kształtowali poprzez awans duchownych należących do ruchu »księży patriotów«".

Gdy pod koniec 1952 r. władze usunęły z urzędów biskupa katowickiego i jego biskupów pomocniczych, wikariuszem kapitulnym został ks. Filip Bednorz, „ksiądz-patriota". Gdy po usunięciu arcybiskupa krakowskiego i jego biskupa pomocniczego wikariuszem kapitulnym został biskup Franciszek Jop, którego uległości władze – słusznie – nie były pewne, wymuszono na nim nominację dwóch zastępców (wikariuszy generalnych) – ks. Stanisława Hueta i ks. Bonifacego Woźnego, „księży-patriotów".

Była to więc postawa wiernopoddańcza. Czasem wiernopoddańczość przechodziła w groteskę. Z okazji 60. urodzin Bieruta Prezydium Okręgowej Komisji Księży w Szczecinie wystosowało do niego, w kwietniu 1952, urodzinowy adres. Czytamy w nim: „Dziś cały naród święci zbliżające się 60-lecie Twoich urodzin najpiękniejszym podarunkiem – pracą, która powiększa bogactwa naszego kraju, zmienia jego oblicze gospodarcze, powiększa jego siły. Wśród głosu całego społeczeństwa nie może zabraknąć głosu księży-patriotów. My, księża ziemi szczecińskiej – ziemi, która wróciła do macierzy dzięki wysiłkowi całego narodu pod Twoim mądrym kierownictwem, dzięki przyjaźni i braterstwu narodów Związku Radzieckiego – przyrzekamy Ci dziś, że na naszych placówkach nawoływać będziemy społeczeństwo do wzmożenia wysiłków dla powiększenia siły naszego kraju, dla utrwalenia naszej granicy na Odrze. Zacieśniać będziemy więzy przyjaźni łączące nasz naród z miłującym pokój społeczeństwem Niemieckiej Republiki Demokratycznej".

Otwarty bunt

W styczniu 1953 zapadają  wyroki w procesie kurii krakowskiej (w tym trzy kary śmierci). To się podoba „księżom-patriotom". Artykuł w ich trybunie „Ksiądz Obywatel" stwierdza, że w czasie procesu krakowskiego okazało się, że „o zdradzieckiej robocie księży krakowskich wiedzą ich biskupi. Wiedzą i milczą". Gdzie indziej jest podobnie: „(...) widzimy, że ta sama nić wrogości łączy różne Kurie Biskupie, że prześladowanie postępowego duchowieństwa jest jedną z form nieszczerego stosunku do zasad porozumienia [rządu z Episkopatem z 1950 r. – RG]  i objawia się zarówno w Krakowie, jak i w Warszawie i Gnieźnie, Siedlcach, Tarnowie i Białymstoku".

W ślad za tym tekstem poszła uchwała Prezydium Głównej Komisji Księży domagającego się uzdrowienia stosunków w kuriach biskupich i w seminariach oraz zaprzestania szykan wobec „księży postępowych". Delegacje „księży patriotów" udały się do niektórych kurii z tymi żądaniami. To już był otwarty bunt.

Dawał on władzom dogodne pole do decydującego ciosu. 9 lutego 1953 roku ogłoszony zostaje dekret Rady Państwa o obsadzaniu stanowisk kościelnych, który pozwala władzom jeszcze łatwiej ingerować w kadry Kościoła. Po tym kroku Prymas wypowie swoje słynne „Non possumus".

Zanim do tego doszło, Kościół hierarchiczny prowadził w stosunku do buntowników politykę chwiejną. Z jednej strony już od 1950 przestrzegał wiernych i duchowieństwo przed postawą „księży-patriotów", wskazując przede wszystkim, że w jego szeregach są duchowni, na których ciążą (lub ciążyły w przeszłości) kary kanoniczne, niekiedy straszył karami, z drugiej jednak strony nowych kar (a więc związanych wprost z działalnością w Komisjach Księży) nie było (por. list Episkopatu do Bieruta z 12 września 1950 r. w tej sprawie, list Prymasa do duchowieństwa z 28 grudnia 1950 r.).

W sumie władza kościelna raczej tolerowała to zjawisko, prawdopodobnie obawiając się postawić sprawę na ostrzu noża ze względu na to, jakich „księża-patrioci" mieli protektorów.  Ale po procesie kurii krakowskiej Prymas skierował do Głównej Komisji Księży list grożący ekskomuniką. Odpowiedź Prezydium GKK nie dała na siebie długo czekać: „W poszukiwaniu środków represji bez wszelkiego uzasadnienia zastosowano dekret św. Kongregacji z dnia 29 VI 1950 r. o ekskomunice. Ekskomuniki nie stosowano w ciągu ubiegłych lat ani razu w Polsce, ani przeciw księdzu Szepelakowi, ani przeciw księdzu Gurgaczowi, ani przeciw ks. Lelito, ani w żadnym innym wypadku, choć takich działań na szkodę władzy kościelnej i władzy Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej było – niestety bardzo wiele" .

„Non possumus" Prymasa było konieczne i bez niego inaczej wyglądałyby dzieje Kościoła w Polsce aż do 1989 r., ale na krótką metę było nieskuteczne w tym sensie, że komuniści już się nie cofnęli. Zażądali od kard. Wyszyńskiego potępienia aresztowanego biskupa Kaczmarka, a po odmowie aresztowali arcybiskupa warszawskiego, wkraczając do jego siedziby przy ul. Miodowej. Prymas został wywieziony z Warszawy i internowany na niemal trzy lata.

To, co nastąpiło tymczasem w Warszawie, było ucieleśnieniem wizji towarzyszki pułkownik Brystygierowej z 1949 roku. Episkopat wydał oświadczenie, w którym zdystansował się od linii Prymasa, pisząc: „(...) Episkopat polski w trosce o dobro Kościoła i narodu, a zarazem w interesie jedności i zwartości naszego narodu, zdecydowany jest starać się, aby nie dopuścić na przyszłość do wypaczenia intencji i treści Porozumienia z kwietnia 1950 roku i stworzyć sprzyjające warunki dla normalizacji stosunków między Państwem i Kościołem. Episkopat, który potępiał tworzenie i działanie ośrodków dywersyjnych przeciw Państwu, odgradza się od atmosfery sprzyjającej takiej działalności i uważa, że powinna ona ulec zasadniczej zmianie. Godne ubolewania fakty ujawnione w procesie biskupa kieleckiego Czesława Kaczmarka wymagają zdecydowanego potępienia. Episkopat nie będzie tolerował wkraczania przez kogokolwiek z duchowieństwa na drogę szkodzenia Ojczyźnie i będzie stosował wobec winnych odpowiednie sankcje zgodne z prawem kanonicznym".

12 grudnia 1953 w Urzędzie Rady Ministrów odbyło się ślubowanie episkopatu na wierność PRL. W czasie uroczystości bp Michał Klepacz, nowy przewodniczący episkopatu, powiedział: „(...) ślubowanie to jest wyrazem odwiecznej nauki chrześcijańskiej o obowiązkach społecznych i państwowych każdego katolika. (...) Ślubowaniem naszym podkreślamy, że Polska Rzeczpospolita Ludowa w swym nieustannym dążeniu do spotęgowania sił naszej Ojczyzny, do rozwoju jej gospodarki i kultury, do podniesienia dobrobytu naszego narodu – spotka się zawsze z pełnym i gorącym poparciem Episkopatu. (...) Duchowieństwo katolickie widzi swą misję i obowiązek patriotyczny w uczestniczeniu w zbiorowym wysiłku całego narodu dla podniesienia powszechnego dobrobytu, bezpieczeństwa kraju i świetności naszej Ojczyzny, co zarazem jest gwarancją odrzucenia wszelkich prób wykorzystania uczuć religijnych dla celów antypolskich".

Czyste sumienie

Księża-patrioci" okazali się przydatni, bo wraz z tym spektakularnym aktem zhołdowania Kościoła cel został osiągnięty. Episkopat przestał stawiać opór. A tym samym na nowo musiało paść pytanie o użyteczność „księży postępowych". Skoro postępowi wydają się biskupi, to po co dalej karmić konia trojańskiego w Kościele? Taki był początek gorszej passy.

Wkrótce po tym największym sukcesie polityki wyznaniowej PRL władze dają zielone światło dla zdominowania ruchu „księży postępowych" przez PAX. Wprawdzie PAX-owska odmiana „księży-patriotów" istniała już od 1950 r., ale w 1953 Franciszek Mazur, nadzorca polityki wyznaniowej z ramienia Partii, nie powstrzymuje już dłużej apetytów Piaseckiego. W końcu, w roku 1955 księża zrzeszeni w ruchu ZBoWiD-owskim przechodzą do inspirowanej przez PAX Komisji Duchownych i Świeckich Działaczy Katolickich przy Ogólnopolskim Komitecie  Frontu Narodowego.?Potem przychodzi Październik i „księża-patrioci" stają się jeszcze mniej potrzebni. Nie znaczy, że zupełnie niepotrzebni. Od 1959 r. działają Koła Księży przy Zrzeszeniu Katolików Caritas, potem przemianowane na Środowiskowe Koła Księży, istniejące aż do 1989 r., ale u schyłku PRL-u nieodgrywające już istotnej roli w polityce wyznaniowej.

Co pozostało? Wspomnienia i – ewentualnie – samoocena. Cytowany tu ks. Stanisław Owczarek pisał u schyłku lat 70., że jego kapłańskie sumienie jest czyste.

Autor jest politologiem i publicystą, pracował m.in. w „Tygodniku Powszechnym", „Gazecie Wyborczej". Opublikował m.in. książki „Polski kościół, polska demokracja" (1999), „Tropem SB. Jak czytać teczki" 2007, „Cena przetrwania? SB wobec Tygodnika Powszechnego" (2011)

Podczas narady kierownictwa Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego o planach pracy agenturalnej z klerem 18 lipca 1949 roku płk Julia Brystygierowa, dyrektor Departamentu V w resorcie, zaproponowała, aby rozszerzyć dotychczasową praktykę tych działań. „Tutaj idzie nie tylko o takich księży, których zwerbowano na kompromitujących materiałach, idzie naprawdę o wyłuskanie tych elementów, które nie zgadzają się z polityką Watykanu, posunięciami episkopatu, które naprawdę możemy pozyskać dla przeciwstawienia się polityce Watykanu, które mogą i będą stanowiły lojalne duchowieństwo polskie".

Przeciwko „xiążęco- -biskupiej" kurii

Były to czasy, kiedy komunizm w Polsce działał prężnie i szybko. Zatem już  1 i 2 października tego samego roku na odbywającym się w Warszawie zjeździe zjednoczeniowym organizacji kombatanckich zadecydowano, że z powstałego wtedy Związku Bojowników o Wolność i Demokrację (ZboWiD) wydzielona zostanie sekcja księży-byłych więźniów obozów koncentracyjnych. Tak się stało i 12 stycznia 1950 powstała Komisja Księży przy Zarządzie Głównym ZBoWiD, a zaraz potem komisje lokalne przy wojewódzkich zarządach Związku.

Pozostało 93% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy