Wnuczęta Atatürka

Nieprzebrane tłumy, jakie w 75. rocznicę śmierci Mustafy Kemala Atatürka zgromadziły się przed jego mauzoleum w Ankarze, były jak żywa ilustracja istniejących w Turcji podziałów.

Publikacja: 14.12.2013 00:46

Wnuczęta Atatürka

Foto: AFP

Red

Hołd Kemalowi oddało ponad milion ludzi. Ale pamiętali o nim nie tylko ci, którzy mogli i chcieli udać się do mauzoleum. Gdy 10 listopada o godzinie 9.05 rano, czyli w chwili, gdy w 1938 roku w stambulskim pałacu Dolmabahçe Kemal zmarł – w całym kraju zawyły syreny, wielu ludzi, jak zawsze, na minutę się zatrzymało. Czy bardzo było to nie w smak premierowi, który teraz, po 11 latach rządów (trzecia kadencja, turecki rekord) i zdobyciu pełni władzy, bez obaw i oporów kwestionuje spuściznę Kemala? Można się tego domyślać. Gdy później podczas okolicznościowej imprezy w Bibliotece Narodowej Recep Erdo˘gan zabrał głos, wypowiadał się nieco uszczypliwie. Gazi Atatürk ma, według niego, swoje zasługi, bo przygotował kraj do demokracji, ale nawet dzisiaj dzieli ludzi, a to nie jest dobrze.

Erdo˘gan zdobył się na minimum minimorum tego, co mógłby czy wręcz powinien był przy takiej okazji powiedzieć. Być może zresztą nie powiedziałby nawet tyle, gdyby nie świadomość nie tak dawnych wydarzeń w parku Gezi i na placu Taksim w Stambule, gdzie, przypomnijmy, w czerwcu siły porządkowe stłumiły wystąpienia obrońców parku i zarazem przeciwników władz. Erdo˘gan, choć jego buńczuczne wypowiedzi wcale na to nie wskazują, musiał sobie chyba uświadomić, że jego władza nie jest tak niezachwiana, jak wydawało się jeszcze niedawno. Choć można też odnieść wrażenie, że pasmo sukcesów odebrało mu krytycyzm i przyćmiło trzeźwość spojrzenia.

Talenty młodego paszy

Mustafa Kemal, skromnego pochodzenia, bo syn urzędnika celnego, przyszedł na świat w 1881 roku w Salonikach, które w owym czasie pozostawały jeszcze pod rządami sułtanów. Drogę do kariery otworzyło przed nim zdobycie wykształcenia wojskowego. Jako młody oficer armii osmańskiej brał udział w wojnach bałkańskich; później pracował w służbie dyplomatycznej jako attaché wojskowy w Sofii. Tam poznał Dimitrinę Kowaczewą, swą wielką miłość, piękną i wykształconą pannę z dobrej rodziny. Ojciec Dimitriny, generał i eksminister obrony, nie uważał jednak młodego oficera, w dodatku Turka, za dość dobrą partię.

Czas wielkich dokonań nadszedł dla Kemala wraz z pierwszą wojną światową. Zwycięstwo odniesione nad wojskami brytyjskimi i francuskimi w wielomiesięcznych walkach na półwyspie Gallipoli, gdzie Mustafa Kemal wykazał się niezaprzeczalnyn talentem dowódczym, wyniosło go do rangi prawdziwego przywódcy. Nie tylko wojskowego. Po wygranej „wojnie o niepodległość" z początku lat 20. i odparciu inwazji wojsk greckich dały o sobie znać talenty polityczne 40-letniego paszy – generała. Poza Kemalem nie było wówczas w Turcji nikogo, kto byłby w stanie wziąć na siebie ciężar reformowania „chorego człowieka Europy", jak już w XIX wieku nazywano słabnące państwo osmańskie.

Zadanie wymagało nie lada odwagi i determinacji, bo stan Turcji wykluczał dokonanie drobnych, kosmetycznych zmian. Reforma musiała sięgnąć samych podstaw państwa. I sięgnęła: 29 października 1923 roku parlament w Ankarze – małej anatolijskiej mieścinie, która zaledwie dziesięć dni wcześniej awansowała do rangi stolicy – ogłosił powstanie republiki, a Mustafę Kemala wybrał na jej pierwszego prezydenta. Imperium sułtańskie, sięgające niegdyś od Algierii na zachodzie przez Bałkany w Europie i Irak na wschodzie, przestało istnieć nie tylko w wymiarze terytorialnym (proces rozpadu zaczął się już z początkiem XIX wieku), ale i ustrojowym.

Przejście od monarchii do republiki było najważniejszą ze wszystkich reform podjętych przez Kemala – uważa prof. Tülay Baran z uniwersytetu Yeditepe w Stambule, historyk i znawczyni dokonań Atatürka. Wprowadzenie republiki stanowiło bowiem – jak powiedziała anglojęzycznemu dziennikowi „Hürriyet Daily News" w wywiadzie z okazji rocznicy śmierci Kemala – fundament, na którym można było osadzić dalsze reformy.

Sześć białych strzał

Wśród pozostałych reform, a było ich wiele, prof. Tülay Baran za najbardziej doniosłe uważa wszystko, co wiąże się ze zmianą statusu kobiet. Nie chodzi tylko o to, że Turczynki uzyskały prawo głosu, i to o wiele wcześniej niż mieszkanki niektórych krajów europejskich (w 1934 roku, podczas gdy we Francji w 1944 roku, we Włoszech – 1946, w Belgii – 1948, w Szwajcarii – dopiero w 1971), że zdobyły powszechny dostęp do kształcenia czy prawo do równego podziału majątku w razie rozwodu. Ważne jest jej zdaniem, to, że w nowej Turcji kobiety stały się pełnoprawnymi obywatelami, na równi z mężczyznami.

Czy sam Kemal zgodziłby się z tak wysoką oceną reform na rzecz kobiet? Za ważniejsze, z punktu widzenia funkcjonowania państwa, uznałby pewnie wprowadzenie zasady jego świeckości, bo oznaczało ono, w teorii i w praktyce, rozbrat z osmańską przeszłością. Kalifat, wiążący Turcję ze światem islamu, przestał istnieć. Dniem wolnym od pracy nie był już muzułmański piątek, lecz chrześcijańska niedziela.

Nawet pomniejsze zmiany miały głęboki sens. Całkowite odcięcie się od przeszłości stanowiło, według Kemala, warunek konieczny, by można było gruntownie zmodernizować państwo, przestawić je na nowe, prozachodnie tory i dzięki temu otworzyć przed Turcją perspektywy rozwoju. „Chory człowiek Europy" miał nie tylko przejść sanację, ale stać się właśnie „człowiekiem Europy".

Z drugiej jednak strony Kemal nie tylko nie lekceważył reform o charakterze społecznym, ale sam dbał o przełożenie decyzji zapadających w Ankarze na język i formy zrozumiałe dla każdego, nie tylko dla przedstawicieli elit, ale także dla mieszkańców odległych wsi i miasteczek Anatolii. Odbywał więc podróże po kraju, w czasie których osobiście zapoznawał ludzi z alfabetem łacińskim, który zastąpił alfabet arabski, i dawał im dobry przykład nowego stylu, nosząc się po europejsku, w garniturze i kapeluszu. Towarzyszyła mu (do chwili rozwodu, bo małżeństwo nie było udane i rozpadło się po niespełna trzech latach) żona Latife, wykształcona w Europie córka armatora z Izmiru, idealny wzór nowej kobiety tureckiej. Te wojaże przyniosły pożądane rezultaty: popularność Kemala sprawiła, że początkowe opory dość szybko ustąpiły miejsca entuzjazmowi dla zmian.

W logo założonej przez Kemala Republikańskiej Partii Ludowej (CHP), dziś pozostającej w opozycji, nadal na czerwonym tle widnieje sześć białych strzał, które symbolizują sformułowane przezeń podstawowe zasady ustrojowe państwa. To republikanizm, nacjonalizm, sekularyzm, etatyzm, reformizm i populizm (w sensie: władza ludu). Strzały są, chociaż dziś niekoniecznie znaczą to samo co w czasach Kemala. Niepodważalne jest oczywiście istnienie republiki i zasada władzy ludu, ale już idea nacjonalizmu, oznaczająca istnienie państwa narodowego, jednolitego etnicznie, pod naporem Kurdów powoli się wykrusza. Etatyzm zaś to zupełna przeszłość.

Rodzice płaczą, pytają, gdzie jest państwo i co z tym robi. I państwo pokazuje, że jest – w taki oto nieco pokrętny sposób premier Erdo˘gan wyjaśniał, dlaczego zamierza zrobić porządek z akademikami, w których mieszkają obok siebie studenci obojga płci. Taka sytuacja jest, według niego, niedopuszczalna, bo „nie wiadomo, co tam się może dziać".

Sprawa wynikła dość niespodziewanie, jako jeden z tematów podczas wewnętrznego spotkania rządzącej Partii Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP), ale w ciągu paru zaledwie dni stała się jednym z najgorętszych tematów Turcji. Z paru powodów: bo, do pewnego przynajmniej stopnia, stanowi wskaźnik religijnych inklinacji premiera; bo pokazuje czarno na białym, że Recep Erdo˘gan chciałby zawrócić Turcję z drogi, na jaką weszła ona przed 90 laty; wreszcie dlatego że stała się kolejną odsłoną konfliktu w łonie AKP i rządu, między Erdo˘ganem a wicepremierem Bülentem Arinçem.

Erdo˘gan już zapowiedział, że we wszystkich akademikach państwowych na pewno nastąpi rozdzielenie części męskiej od żeńskiej. Jego przeciwnicy jednak – a jest ich coraz więcej – nie wierzą w czystość intencji premiera, który twierdzi, że kieruje nim konserwatyzm, nie religia. Przeciwnie, są przekonani, że to kolejna dawka islamu, przemycanego do życia publicznego współczesnej Turcji. Recep Erdo˘gan zresztą podnosi kwestię oddzielenia kobiet i mężczyzn nie po raz pierwszy. Kilkanaście lat temu, gdy jeszcze był burmistrzem Stambułu, nosił się z zamiarem zaprowadzenia separacji w środkach komunikacji.

Smutna Hagia Sofia

Pod rządami AKP i premiera Erdo˘gana w Turcji jest coraz mniej miejsca i na świeckość, i na styl życia właściwy społeczeństwom Zachodu. Do parlamentu na przykład trafił wniosek, by bizantyjska świątynia Hagia Sofia, Mądrości Bożej, która od czasów Kemala jest wyłącznie muzeum, znów, jak za sułtanów, stała się meczetem. Wniosek czeka, ale sprawa nieoczekiwanie nabrała rumieńców za sprawą wicepremiera Arinça, który parę dni temu zwierzył się publicznie, że sam bardzo tego pragnie. A jest, przypomniał, precedens: dwie stare świątynie, pod takim samym wezwaniem, w Izniku, starodawnej Nicei, i Trabzonie, czyli Trapezuncie, znowu są meczetami. Ayasofia (turecka forma jej nazwy) jest smutna, ale może znów się uśmiechnie – zauważył Arinç we właściwy Turkom kwiecisty sposób.

W tureckich liniach lotniczych THY zaplanowano z kolei ubranie stewardes w nowe stroje, wzorowane na osmańskich: zamiast lekkich kostiumików – długie, niezgrabne spódnice, ciężkie kaftany i fezy. Szkaradne projekty zostały wyśmiane tak mocno, że pomysł zarzucono, podobnie jak wydany wiosną formalny zakaz malowania ust i paznokci na czerwono. Ale w tureckich samolotach nie podaje się już alkoholu na liniach wewnętrznych i trasach do państw muzułmańskich. Zresztą ustawa alkoholowa w ogóle ograniczyła sprzedaż i dostępność trunków. Premier, jako abstynent, doradzał rodakom, by pili raczej ajran, tradycyjny napój z jogurtu (czym u przeciwników zyskał sobie miano „Mr. Ajran"). Odnotujmy też zwolnienie z pracy prezenterki telewizyjnej Gözde Kansu, której dekolt rzecznik AKP uznał za zbyt śmiały.

Wszystkie te zmiany i pomysły osobno nie zwracałyby pewnie uwagi. Wzięte razem stają się i wymowne, i niepokojące. Trudno nie dostrzegać rozmontowywania kemalizmu i wprowadzania islamu do życia publicznego, nawet jeśli wiele pomysłów to nic innego jak próba wysondowania, jak daleko można się posunąć. Sam Erdo˘gan zresztą, choć zaprzecza, jakoby zamierzał islamizować państwo, powiedział niegdyś, że chciałby kiedyś zobaczyć w Turcji „pokolenie ludzi pobożnych".

Nie wszystko oczywiście premierowi udało się przeprowadzić. Przepadł na przykład, nie bez nacisków Zachodu, pomysł wprowadzenia do kodeksu karnego kary za zdradę małżeńską. Ale za to na bardzo ważnym polu walki o chusty rząd AKP odniósł pełne zwycięstwo.

31 października, w dwa dni po obchodach Dnia Republiki, cztery deputowane AKP przyszły do parlamentu w chustach! Do tej pory zdarzyło się to tylko raz, po wyborach z 1999 roku, i skończyło się tak, jak wówczas musiało się skończyć: Merve Kavakci z islamskiej Partii Cnoty nie została zaprzysiężona i musiała opuścić parlament. Tym razem było inaczej. Czterech posłanek nikt nie zamierzał usuwać, wprost przeciwnie, w szeregach AKP panował nieskrywany entuzjazm. Kemalistowska CHP entuzjazmu nie wyrażała, ale zachowała spokój, by niepotrzebnie nie wdawać się w konflikt, który formalnie przegrała.

Europeizacja ubiorów, w latach 20. zarządzona odgórnie i niekiedy nawet egzekwowana siłą, nie była żadną fanaberią kemalistów. Stanowiła ważny i czytelny komunikat: czas sułtanów się skończył. Ale nowe przepisy, takie jak słynna ustawa kapeluszowa, ograniczono do ubrań męskich. Ingerowanie w stroje kobiet byłoby zbyt ryzykowne. Dlatego Turczynkom jedynie zalecano, by, za przykładem dam z nowej elity, ubierały się po europejsku.

Noszenia chust w szkołach i urzędach ustawowo zabroniono dopiero z początkiem lat 80., po trzecim wojskowym zamachu stanu. Miało to podkreślić i świeckość państwa, i wierność kemalizmowi, na którego straży, przypomnijmy, armia stała od zawsze. Zakaz nie budził emocji, póki do władzy nie doszła islamska AKP. Od tej chwili konflikt o chusty stał się głównym polem walki islamistów z kemalistami. Kobiety w chustach, argumentowali przeciwnicy zakazu, nie mogą się kształcić ani pracować w administracji, nawet jeśli mają po temu chęci i możliwości.

– Skoro partia rządząca broni praw kobiet w chustach, powinna bronić także praw kobiet w mini. Kobiety świeckie też nie powinny być dyskryminowane – w dniu, w którym cztery posłanki założyły chusty, mówiła z trybuny ŞSafak Pavey, deputowana CHP. Sama, choć ma protezę nogi, nie mogła w parlamencie pojawiać się w spodniach, bo spodnie w parlamencie były zabronione (zakaz uchylono parę dni temu).

Moje siostry w chustach

Cztery deputowane w powszechnej opinii zakrywając włosy znakomicie umocniły swą pozycję w partii. „Moje siostry w chustach", jak je nazywa premier, mają, jak się uważa, murowane miejsce na liście kandydatów AKP w przyszłych wyborach. Oczywiście, jeżeli Erdo˘gan utrzyma kontrolę nad partią, bo pojawiają się tu rysy i pęknięcia.

Premier, któremu przeciwnicy, i chyba nie bez racji, coraz głośniej zarzucają zapędy dyktatorskie, swą karierę polityczną chciałby podobno zwieńczyć stanowiskiem prezydenta. Co wówczas stanie się z partią? Na jej czele, jak mówią krążące pogłoski, Erdo˘gan najchętniej postawiłby swą młodszą córkę Sümeyye. Plany prezydenckie oznaczają jednak nieuchronny konflikt z prezydentem Abdullahem Gülem, który, co już zapowiedział, chce walczyć o drugą kadencję. Najbliżsi niegdyś współpracownicy mogą stać się wrogami.

Tureccy komentatorzy są zgodni co do tego, że pod rządami AKP Turcja stała się krajem głęboko podzielonym. Racje przeciwników są nie do pogodzenia. Po jednej stronie są partia rządząca i rzesze jej zwolenników – pobożni muzułmanie, nowa klasa średnia, beneficjenci boomu gospodarczego. Po drugiej – kemaliści, dawne świeckie elity, nacjonaliści, przeciwni podejmowanym przez Erdo˘gana próbom porozumienia z Kurdami.

Jeszcze niedawno mogło się wydawać, że kemaliści zostali całkowicie wyeliminowani z gry. AKP od paru lat ma pełnię władzy – większość w parlamencie i stanowisko prezydenta. I nie ma mocnych, skutecznych przeciwników, bo znaczna część dawnej kadry dowódczej znalazła się w więzieniu (to efekt procesów, w których pod zarzutem spiskowania przeciwko demokratycznie wybranym władzom postawiono przed sądem i skazano kilkaset osób – poza oficerami również przedstawicieli wolnych zawodów i naukowców), sądy wydają wyroki, do których władze nie mają zastrzeżeń, a dziennikarze, początkowo bardzo niechętni AKP, w końcu dali się przekonać (jak ocenił jeden z czytelników „Hürriyet Daily News", gazety niegdyś bardzo kemalistowskiej, w redakcji jest już tylko trzech autorów, którzy twardo bronią kemalizmu).

A jednak... Czerwcowe wydarzenia w parku Gezi w Stambule, manifestacje solidarności, jakie ogarnęły wówczas całą Turcję, odrębne obchody Dnia Republiki, jakie w tym roku po raz pierwszy zorganizowała opozycja – wszystko to pokazuje, że bezwzględna dominacja AKP zaczyna powoli napotykać opór. Na placu Tandogan, który staje się ankarskim placem Taksim, uczestnicy obchodów święta narodowego nieśli portrety Kemala i kemalistowskie hasła, deklarując, że są „żołnierzami Atatürka". Kemalizm wraca do życia.

Hołd Kemalowi oddało ponad milion ludzi. Ale pamiętali o nim nie tylko ci, którzy mogli i chcieli udać się do mauzoleum. Gdy 10 listopada o godzinie 9.05 rano, czyli w chwili, gdy w 1938 roku w stambulskim pałacu Dolmabahçe Kemal zmarł – w całym kraju zawyły syreny, wielu ludzi, jak zawsze, na minutę się zatrzymało. Czy bardzo było to nie w smak premierowi, który teraz, po 11 latach rządów (trzecia kadencja, turecki rekord) i zdobyciu pełni władzy, bez obaw i oporów kwestionuje spuściznę Kemala? Można się tego domyślać. Gdy później podczas okolicznościowej imprezy w Bibliotece Narodowej Recep Erdo˘gan zabrał głos, wypowiadał się nieco uszczypliwie. Gazi Atatürk ma, według niego, swoje zasługi, bo przygotował kraj do demokracji, ale nawet dzisiaj dzieli ludzi, a to nie jest dobrze.

Erdo˘gan zdobył się na minimum minimorum tego, co mógłby czy wręcz powinien był przy takiej okazji powiedzieć. Być może zresztą nie powiedziałby nawet tyle, gdyby nie świadomość nie tak dawnych wydarzeń w parku Gezi i na placu Taksim w Stambule, gdzie, przypomnijmy, w czerwcu siły porządkowe stłumiły wystąpienia obrońców parku i zarazem przeciwników władz. Erdo˘gan, choć jego buńczuczne wypowiedzi wcale na to nie wskazują, musiał sobie chyba uświadomić, że jego władza nie jest tak niezachwiana, jak wydawało się jeszcze niedawno. Choć można też odnieść wrażenie, że pasmo sukcesów odebrało mu krytycyzm i przyćmiło trzeźwość spojrzenia.

Pozostało 90% artykułu
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą