Sylwia Frołow rozpoczyna książkę sprawozdaniem z procesu swojego bohatera. W rzeczywistości podobny sąd nad Feliksem Dzierżyńskim nigdy się nie odbył, a mowa prokuratora i obrońcy jest literacką kompilacją cytatów. Fikcyjny sędzia, przytłoczony ciężarem gatunkowym argumentów za i przeciw, zawiesza rozprawę... i do końca lektury nie wraca już na salę sądową. Jednakże kilkaset stron następującej po tym wstępie opowieści stanowi materiał bogaty i na tyle wymowny, że prowokuje do rewizji i kontynuacji nieodbytego procesu.
Rzecz o pierwszym czekiście napisana została w schemacie otwartego spojrzenia na kontrowersyjną postać. Tak też reklamuje ją wydawnictwo. „Namiętny kochanek, zaślepiony fanatyk, wrażliwy morderca" – głosi slogan umieszczony na tylnej okładce. Dalej słowa: „Wierzę tylko w naukę Chrystusa"... to cytat z samego Dzierżyńskiego. Z tego powodu książka doczekała się zjadliwych komentarzy ze strony osób, które nawet nie zajrzawszy do środka dzieła, uznały je za próbę nachalnego wybielania zbrodniarza. Niesłusznie. Prowokująca okładką praca Sylwii Frołow jest rzetelna w sferze faktów. Co z nimi począć, to już inna sprawa.
Pobożny asceta
Wyłonienie na światło dzienne zakamarków życia osobistego „żelaznego Feliksa" stanowi ciekawe i historycznie wartościowe partie dzieła. Dzierżyński kochał, z wzajemnością, kilka kobiet, a jedna z nich popełniła z jego powodu samobójstwo. Nie będziemy się jednak zajmować tą częścią jego biografii. Nie ma co też rozwodzić się nad oceną relacji rodzinnych Dzierżyńskiego. Frołow przekonująco udowadnia, że nie był on pod tym względem potworem, jak chcieli go widzieć niektórzy biografowie. Feliks Dzierżyński był kochającym i czułym ojcem małego Jaśka.
Przy okazji warto przyjrzeć się bliżej ascetycznemu wątkowi jego postawy wychowawczej. Po przyjeździe z matką ze Szwajcarii do Moskwy chłopak zaczął cierpieć na uporczywą migrenę. Kremlowski lekarz zaaplikował mu łyżeczkę koniaku. „Niechaj Jaśko dokładnie wypełnia przepisy pionierskie, a ból przejdzie" – zaopiniował ojciec. Dzierżyński nie moralizował na pokaz. Surowe i niezłomne zasady stosował przede wszystkim wobec samego siebie. Jako młody socjaldemokrata, agitujący w fabrykach Kowna, stale głodował. „Nieraz ślinka ciekła, kiedy chodziłem po mieszkaniach robotniczych i w nos uderzał zapach blinów" – wspomina. Jednak nie dawał się zaprosić do stołu, kłamiąc, że jest najedzony.
Ta osobista asceza wiązała się z poświęceniem dla innych. W X pawilonie warszawskiej cytadeli Feliks zaopiekował się ciężko chorym robotnikiem, dokarmiając go na własny koszt i dwa razy dziennie wynosząc na własnych rękach na spacerniak. Poświęcenie to miało wszelako rys fatalistyczny. Kapitalny jest opis dyskusji, jaką w warszawskim mieszkaniu „młokos z Wileńszczyzny" odbył z Edwardem Abramowskim, wybitnym ideologiem polskiego socjalizmu. „Jestem jak atom wody, nurt mnie dokądś niesie, kierunek nie ode mnie zależy ani szybkość" – replikował Abramowskiemu, apoteozującemu wolną wolę jednostki.
Dzierżyński, polski szlachcic z kresowego dworu, skoligacony z Józefem Piłsudskim, otwarcie sprzeciwił się zasadom, w jakich chował się w rodzinnym środowisku. Odrzucił je, gdy tylko uznał ich rozbieżność z realnym życiem. „Dla mnie gadanie jest wstrętne, chcę pracować, pracować tak, bym czuł, że żyję nie na próżno" – pisze z zesłania do siostry.