Rozmodliłem się, wypadły mi włosy

Roz­mo­wa Ma­zur­ka. Artur Górski, politolog, dziennikarz, poseł

Publikacja: 18.04.2014 23:39

Rozmodliłem się, wypadły mi włosy

Foto: Fotorzepa, Darek Golik

Już po?

Artur Górski, politolog, dziennikarz, poseł: Już jestem Europejczykiem do szpiku kości.

Raczej Niemcem.

Owszem, dawcą mojego szpiku była Niemka.

Niemiec i gender w jednym, brawo!

Ale za to przeszczep był 10 kwietnia!  Moje szanse na przeżycie bez przeszczepu wynosiły jakieś 5 procent, po przeszczepie wzrosły do 50 procent.

Nie brzmi to przesadnie optymistycznie.

Jedni powiedzą, że to tylko połowa szans, inni, że aż połowa.

A ty? Myślisz o śmierci?

Szczerze?

Jeśli ci się uda.

Może to cię zdziwi, ale w ogóle o tym nie myślę.

W ogóle?

Zawsze powtarzałem: nie umarłem i nie mam zamiaru teraz umierać! To walka, którą trzeba stoczyć i którą muszę wygrać. Wierzę w lekarzy, ufam Bogu i jestem pewien, że to się szczęśliwie zakończy.

Jak się dowiedziałeś, że masz raka?

Był początek października, poszedłem do lekarza zrobić badania. Chciał natychmiast wzywać karetkę i kazał jechać do szpitala, bo mam ostrą białaczkę limfoblastyczną.

I co, pojechałeś?

Nie, no co ty? Uznałem, że skoro tyle czasu żyłem z białaczką, to jedno popołudnie mnie nie zbawi i nie ma powodu zmieniać planu dnia.

Słucham?!

Miałem tego dnia spotkanie z mieszkańcami, a potem kolację z politykami węgierskimi. Wyszedłem z niej trochę wcześniej, bo jednak mam białaczkę i następnego dnia idę do szpitala.

Ludzie histeryzują, szaleją, popadają w rozpacz. A tobie w głowie spotkanie z mieszkańcami i delegacja z Węgier?

Dla mnie to naturalna kolej rzeczy: jednego dnia mamy grypę, drugiego wypadek samochodowy, a trzeciego ostrą białaczkę limfoblastyczną. Tak się nam może zdarzyć w życiu, po prostu. Nad czym się tu zastanawiać?

Ty nie jesteś normalny. Powinni cię dokładnie przebadać, i to nie tylko na okoliczność białaczki.

...(śmiech) Może nie pisz, że jestem nienormalny...

Ależ jesteś, o czym mówię z pewnym podziwem. Po co w ogóle poszedłeś do lekarza? Bolało cię coś?

Nic, czułem się dobrze, tydzień wcześniej bawiłem się na weselu. Miałem jednak problemy z widzeniem. Przez kilka, kilkanaście minut nie widziałem a to na pół oka, a to na ćwierć. Po tym, jak na chwilę straciłem przytomność, poszedłem do lekarza.

Czegoś się spodziewałeś?

Leczyłem się na zakrzepicę, myślałem, że o to chodzi. Tymczasem zakrzepica mi się wyleczyła, a wzrok pogarszał. Wtedy usłyszałem, że to białaczka i jej atak na centralny układ nerwowy.

I co, szok?

Szok? Hm, nie, raczej przyjęcie tego do wiadomości. Po prostu wyniki badań są jednoznaczne i trzeba nauczyć się z tym żyć.

Artur, ja wiem, że jesteś cyborgiem, ale to niemożliwe! Jesteśmy rówieśnikami, też masz syna. Wyobraź sobie, jak podchodzisz do tego: „Aha, ostra białaczka. Dobrze, że nie remont, bo by się w mieszkaniu pyliło". Nie wierzę!

Jasne, że nie. Jak usłyszałem diagnozę, to oczywiście miałem świadomość, że całe moje życie legło w gruzach. Ale wtedy trzeba zaufać Panu Bogu.

Tak od razu? Ani chwili pretensji, że cię tak doświadcza?

Nie miałem takich pretensji. No, po prostu, tak się zdarzyło, taka rzeczywistość, trzeba się z nią zmierzyć.

I żaden wyrzut: Boże, czemuś mnie opuścił?

Przecież to choroba, nie mogę mieć do nikogo pretensji.

Normalny człowiek reaguje buntem: dlaczego ja?

Na tak postawione pytanie nie ma odpowiedzi.

Oczywiście, że nie ma, ale tego pytania nie zadaje rozum, lecz trzewia. W człowieku wszystko się buntuje.

Posłuchaj, ja wiem, że to brzmi bardzo dziwnie, ale ja po prostu nie mam na to wpływu.

Teraz tak myślisz, bo się pogodziłeś z losem, ale pytam o twój stan z października.

Wtedy najważniejsza była świadomość, że moje życie się całkowicie zmienia, że mój punkt odniesienia jest zupełnie inny, a głównym celem jest pokonanie choroby.

A rodzina?

To była pierwsza myśl: rodzina. Jak oni to przyjmą, jak zareagują? Dużo bardziej myślałem o nich niż o sobie.

Co powiedziałeś synowi?

Ma siedem lat, długo się zastanawialiśmy, czy i jak mu powiedzieć. Kacper naoglądał się „Było sobie życie" i wiedział, że białaczka jest chorobą śmiertelną, baliśmy się, iż od razu pomyśli, że tata umrze. Dawkowaliśmy mu tę wiedzę, a w końcu powiedzieliśmy, że z tej choroby można wyjść, ale leczenie trwa długo.

Jak to przyjął?

Ucieka od tego, unika tematu. Ma świadomość, że tata jest ciężko chory, odwiedza mnie w szpitalu, ale chcemy, by w tych warunkach normalnie żył.

A żona?

Mam wobec Agatki dług nie do spłacenia. Została z tym wszystkim sama, spadły na nią nowe obowiązki, które wypełnia wspaniale. To była niesłychanie trudna chwila i dla niej, i dla moich rodziców, którzy zareagowali bardzo emocjonalnie. Długo nie mogli się pogodzić z moją chorobą, czego się w gruncie rzeczy spodziewałem.

Nikt nie może się pogodzić z chorobą syna.

To wszystko oczywiście jest dla mnie dużym utrapieniem. Nie chciałbym być kłopotem dla bliskich, martwię się o nich, ale na to nie mam już wpływu. Zostają lekarze i modlitwa. Zdawałem sobie sprawę, że to choroba śmiertelna, ale dzięki łasce bożej i ludzkiej modlitwie mogę ją pokonać. Zaufałem sile modlitwy.

Zawsze byłeś religijny, prawda?

Tak, ale pierwsze miesiące choroby to moje prawdziwe wielkie, duchowe rekolekcje. Bardzo dużo się modliłem, czytałem książki religijne i to był rzeczywiście czas poświęcony Bogu. Wróciłem do św. Ignacego Loyoli, mojej fascynacji z młodości. Poznałem też nowego świętego – Libańczyka, św. Charbela.

Bardzo popularny ostatnio.

Wspaniała postać, XIX-wieczny pustelnik maronicki. Miała ze mną kontakt pewna pani, którą nazywam mistyczką z Krakowa, osoba bardzo rozmodlona, która często modliła się przez wstawiennictwo św. Charbela. Bodajże 7 stycznia dowiedziałem się, że w Polsce nie ma dla mnie dawcy szpiku.

Jak to?

Wstępnie wytypowano sześć osób, ale żadna nie pasowała. Wtedy ta pani napisała, że św. Charbel ma dla mnie dobrą wiadomość, a moim dawcą będzie kobieta mieszkająca w Niemczech. Powiedziała to na początku stycznia, a dopiero trzy tygodnie później pojawiła się wiadomość, że w Niemczech jest kobieta, której szpik pasuje do mojego genotypu. I o ile na początku podchodziłem do wiadomości ze wstrzemięźliwością, o tyle wtedy przeżyłem coś niesamowitego.

Uważasz to za cud?

Nigdy nie miałem kłopotów z wiarą w cuda, a to uznaję za wyraźny znak, że Pan Bóg działa w moim życiu. Trzeba tylko wierzyć i starać się to dostrzec.

No i ty dostrzegasz.

Odkryłem też dla siebie nowennę pompejańską, rzeczywiście modlitwę nie do odparcia. Gdy ją odmawiałem, miałem bardzo silne bóle, a z chwilą jej zakończenia jak ręką odjął! Dla mnie to bardzo czytelne znaki. Oczywiście, to mógł być zbieg okoliczności, ale ja wierzę w moc nowenny.

Miałem świadomość, że muszę to uzdrowienie wymodlić. Ja i inni ludzie, bo zwróciłem się z prośbą o krew i modlitwę. Krew oddało około 150 osób i napłynęło do mnie morze modlitwy. To było niesamowite! Nie chciałbym tym epatować, ale w mojej intencji modliły się setki ludzi od Kazachstanu do Kanady, w Fatimie, Rzymie i Ziemi Świętej, wszędzie. To mnie bardzo wzmacniało. Ta świadomość, że jesteś komuś potrzebny, że są tacy, którzy chcą, byś żył, pełnił swoją służbę publiczną, niesłychanie mi pomogła.

Twoja choroba stała się sprawą publiczną.

Zaczęły się tym interesować media, paparazzi zrobił mi zdjęcie przez szybę, z kroplówką, i to wtedy, gdy nie byłem jeszcze oswojony z chorobą. No i choroba stała się tematem – mnóstwo ludzi było mi życzliwych, ale oczywiście, jak to w internecie, pojawili się i tacy, którzy życzyli mi śmierci.

I jak reagowałeś?

To trzeba ignorować. Sieć wyzwala w ludziach różne instynkty, daje pole do popisu różnym ludziom, trudno.

A jak czyta to żona?

Hm, na pewno nie jest jej miło, ale zawsze może znaleźć też głosy wsparcia.

Krew oddał ci Robert Biedroń.

Poprosiłem kolegę posła, by mu ode mnie osobiście podziękował, teraz raz jeszcze bardzo mu za to dziękuję. Krew jest potrzebna wielu ludziom, nie tylko mnie, więc każdy taki gest jest cenny.

Ładny tytuł w tabloidzie: „Górski dziękuje Biedroniowi".

Dlatego tego nie eksponuję. Mam nadzieję, że był to szczery, osobisty gest, a nie partyjna propaganda, bo przecież wszystko, co robią politycy, może się stać zagrywką piarowską. Można być osobą chorą i o tym mówić, a można się dzięki chorobie lansować. Bardzo nie chciałbym zostać białaczkowym celebrytą.

Onkocelebryta – nowy rodzaj sławy...

No właśnie, bardzo chcę tego uniknąć. Zauważ, że nie rozmawiam z dziennikarzami, odpisałem na pytania „Frondy", jesteś pierwszym dziennikarzem, z którym rozmawiam. Wszystko dlatego, że nie chcę wykorzystywać choroby do zdobycia współczucia, zwiększenia popularności. To byłaby ślepa uliczka.

Mówisz tak, a jednocześnie kandydujesz do Brukseli.

Sprawa jest prosta – mam odległe miejsce, chodziło o to, by na liście pojawił się poseł, by ją jakoś wzmocnić. Uznałem, że skoro partia tego potrzebuje, to proszę bardzo. Kampanię będę miał wyjątkową, bo ze szpitalnego łóżka, ale nie chcę wykorzystywać choroby.

Jak to masz zamiar zrobić?

W moich warunkach kampania wyborcza jest też terapią, a dla ludzi w podobnej sytuacji może być źródłem nadziei, wiary w to, że można być aktywnym, nie poddawać się. Zresztą ja cały czas prowadzę działalność poselską – nie głosuję, ale składam zapytania, interpelacje, piszę artykuły, listy do tych, którzy mnie zapraszają. Mimo choroby jestem czynnym politykiem.

To pomogło w szpitalu? Wiesz, jesteśmy w Polsce, pan poseł to szarża...

Zgłosiłem się tu z ulicy jak każdy inny, potwierdzono moje badania, poczekałem na miejsce i tyle. Nikt mnie nie traktuje inaczej.

Nie szukałeś leczenia za granicą?

Ani przez moment! Od początku miałem całkowite zaufanie do lekarzy, którzy mnie prowadzą. To fantastyczni ludzie, oddani i fachowi.

Były chwile bólu...

Były, i to bólu potwornego. Niektórzy pytają: „Jak to, masz białaczkę, krew przecież nie boli?". To prawda, ale chemioterapia daje efekty uboczne i stąd ten koszmarny ból.

Jak to można znieść?

Człowiek zwija się, prosi o dodatkowe leki i czeka, aż zaczną działać, aż ból przejdzie. Na początku, kiedy ból narastał, miałem nadzieję, że się zatrzyma, że nie przekroczy poziomu nie do wytrzymania...

I co?

I przekraczał. Wtedy trzeba było przeczekać te trzy, cztery najgorsze godziny. Ból powoli słabł, a ja dziękowałem Bogu. Można powiedzieć, że oswoiłem się z bólem.

To możliwe?

Starałem się ofiarować go Bogu. Gdy wierzę, że mogę ofiarować cierpienie za innych, za tych, którzy mojej modlitwy bardziej potrzebują, to ma ono jakiś sens.

I nigdy nie miałeś chwili zwątpienia?

Może cię to zdziwi...

Ty mnie już niczym nie zdziwisz.

... może cię to zdziwi, ale nie miałem, naprawdę. Od początku podszedłem do tego jak do kolejnego wyzwania, któremu trzeba stawić czoło, bitwy, którą muszę wygrać.

Rozumiem, że masz niemiecki szpik kostny, ale to nie znaczy, że musisz być PanzerGórski.

To nie o to chodzi. Po prostu wychodzę z założenia, że jeśli na coś nie mamy wpływu, to nie ma co rozpaczać. Trzeba się wziąć w garść i robić swoje.

To jasne, ale czasami człowiek pęka. Choć może nie Górski...

Bywały chwile, że bolało mnie w trzech miejscach i miałem tego serdecznie dosyć, ale to nie było zwątpienie. Zwątpienie jest wtedy, gdy myślisz o śmierci, a ja cały czas myślę o życiu!

Cały czas?

Tak! Koncentruję się na tym, że wygram, wyzdrowieję. Wiem, że ból w końcu musi minąć i będzie dobrze.

I nigdy nie zapłakałeś?

W jakim sensie?

W takim, że łzy lecą. Takie mokre coś z oczu.

Generalnie jestem wrażliwym człowiekiem i mógłbym się rozpłakać w obecności syna ?czy żony, ale mi się nie ?zdarzyło.

Nie płaczesz czy nie chcesz się przyznać?

Nie płaczę i uważam, że płacz tylko eskaluje emocje, dlatego starałem się swoich bliskich zniechęcać do płaczu. Mówiłem im, że jeśli chcą mnie wesprzeć, dać mi nadzieję, to płacz nie pomaga.

Ale przynosi ulgę.

Ulgę przynosi bliskość drugiej osoby, a nie płacz.

Choroba zmienia?

Życie pokaże, ile zostało we mnie egoisty. Wiem, że się rozmodliłem, wiem, że wypadły mi włosy i schudłem, ale czy się trwale zmieniłem? Tego jeszcze nie wiem, bo zamknięty w szpitalnej szklarni nie żyję normalnym życiem.

Niektórzy łagodnieją. Może będziesz milszy dla gejów? Biedroń oddaje ci krew, a ty taki wredny...

(śmiech) Ja jestem wredny? Wiesz, rozumiem, że jestem zasadniczy, twardo stoję przy doktrynie katolickiej.

Doktrynę można głosić na różne sposoby.

Mogę szczerze powiedzieć, że nikogo nie potępiam, gejów też nie. A wszystkim za wsparcie serdecznie dziękuję.

Już po?

Artur Górski, politolog, dziennikarz, poseł: Już jestem Europejczykiem do szpiku kości.

Pozostało 99% artykułu
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą