Widmo faszyzmu nad Europą?

Niedawne zwycięstwo skrajnie prawicowego Frontu Narodowego we francuskich wyborach samorządowych sprawiło, że mieszkańcy Brukseli – i nie tylko w Brukseli – czują się dziś dość nieswojo.

Publikacja: 19.04.2014 13:00

Red

W przyszłym miesiącu w całej Europie odbędą się wybory do Parlamentu Europejskiego: czy to możliwe, że sukces FN powtórzą podobne mu ugrupowania w innych krajach i w miejsce dotychczasowej 10-procentowej reprezentacji przeciwników UE w nowym parlamencie znajdzie ich się 20 procent, a może nawet jedna czwarta? A co, jeśli ten marsz sił faszyzmu zacznie nabierać tempa?

Owszem, całkiem możliwe, że w wyborach do PE najsilniejszą partią w Holandii okaże się PVV. Na sukcesy mogą też liczyć skrajna prawica brytyjska i węgierska, być może również grecki Złoty Świt. Czy jednak mamy tu do czynienia z faszyzmem czy z neofaszyzmem? Prawicowe ugrupowania w Szwecji i Norwegii, które rosną ostatnio w siłę, są przeciwne imigracji, ale nie mechanizmom demokracji. Tej pierwszej reakcji można się zaś było spodziewać, obserwując kłopoty z integracją imigrantów, z których wielu trudno uznać za demokratów chętnych do życia w społeczeństwie otwartym.

Nie wszystkie ugrupowania faszystowskie lat 30. były tak radykalne i skłonne do posługiwania się terroryzmem jak partia Hitlera. Po latach debat politolodzy doszli do wspólnych wniosków: istnieje coś takiego jak faszystowskie minimum: jeśli dane ugrupowanie go nie osiąga, można je uznać za antydemokratyczne, szowinistyczne, antyintegracyjne, populistyczne – ale nie faszystowskie.

Na to (całkiem pojemne) minimum składa się istnienie „figury wodza", istnienie partii ściśle zrośniętej z aparatem państwowym (i zakaz działania pozostałych), swoista, faszystowska ideologia, monopol partii na posługiwanie się narzędziami propagandy i terroru. W dzisiejszej Europie nie ma takich partii, nawet jeśli istnieje kilka niebezpiecznie bliskich powyższej formule.

Stojąca na czele Frontu Narodowego Marine Le Pen zrozumiała to, czego nie był w stanie pojąć jej ojciec, wieloletni przywódca partii: antysemityzm i pokrewne mu slogany w niczym nie pomogą ugrupowaniu. Tego rodzaju hasła mogą dziś przyciągnąć garstkę radykalnych, północnoafrykańskich muzułmanów z paryskich przedmieść, z pewnością jednak nie francuskich patriotów, których Front Narodowy pragnąłby zmobilizować.

W Europie pozostało już bardzo niewielu Żydów: tym, co niepokoi dziś i martwi mieszkańców Francji, są wysokie podatki i bezrobocie oraz rosnący odsetek nie-Francuzów, głównie wywodzących się z południa, w sercu francuskich miast. Madame Le Pen zdecydowała się więc w miejsce radykalizacji zafundować swojej partii ogładę – i odniosła pełen sukces.

Czy oznacza to, że Front i podobne mu partie maszerować będą teraz od sukcesu do sukcesu? Można w to poważnie powątpiewać. Skrajnej prawicy przyjdzie w nowej sytuacji wziąć część odpowiedzialności za taki stan. Będzie się od niej oczekiwać uporania się z problemem bezrobocia – ona zaś (jak wszyscy) zawiedzie w tej kwestii. Owszem, jest przeciwna Unii Europejskiej (a przy okazji euro) w jej obecnym kształcie. Jaką alternatywę może jednak zaproponować? Nie chce przecież proamerykańskiej (atlantyckiej) Europy, lecz kontynentu w pełni suwerennego, z własną armią, której trzon stanowić mają siły Niemiec, Wielkiej Brytanii i Francji – i zorientowanego na Rosję.

W sporze między Kijowem a Moskwą większość ugrupowań tego typu stanęła bowiem po stronie tej ostatniej, co wyjaśnia zdumiewającą wielu Europejczyków ewolucję postaw: oto rodzi się nowe przymierze między Rosją a europejską skrajną prawicą. Wielu obserwatorów nie kryło zdziwienia, że Władimir Putin, tak szczerze przejęty rozkwitem faszyzmu w Kijowie, nie waha się zacieśniać związków z partiami skrajnej prawicy z południa i zachodu Europy.

Obserwatorom tym umknął zapewne fakt, że w rzeczywistości Putin obawiał się nie tyle ukraińskiego faszyzmu, ile patriotyzmu. Co więcej, rosyjscy entuzjaści prezydenta z dnia na dzień przesuwają się ideologicznie coraz bardziej na prawo. To już nie kwestia konserwatyzmu obyczajowego: pod wieloma względami sytuują się dziś na prawo od francuskiego Frontu Narodowego.

Porządkowanie świata za pomocą takich pojęć jak „prawica" i „lewica" zawsze jest pokusą, zwłaszcza gdy myślimy o współczesnej Rosji – dziś pojęcia te coraz bardziej prowadzą nas na manowce.

Możemy się teraz spodziewać strumienia polityków skrajnej prawicy europejskiej spieszących do Moskwy: nie można wykluczyć nawet jej wsparcia finansowego dla części (zapewne nie wszystkich) tych partii. Zwykło się mawiać, że w polityce zdarzają się najbardziej nawet egzotyczne sojusze – ten jednak nie jest zbyt egzotyczny. Rosja ma za złe Europie wystarczająco dużo, by cieszyć się ze wzrostu ugrupowań, które podobnie jak ona nie lubią Brukseli, nie znoszą Stanów Zjednoczonych – i w dodatku są przychylne Moskwie.

Czy ta strategia ma szanse powodzenia? Miejmy nadzieję, że nie. Ani w Wielkiej Brytanii, ani we Francji czy w Niemczech nie sposób doszukać się entuzjazmu dla koncepcji niezawisłej armii europejskiej, którą te trzy potęgi miałyby utrzymywać i ponosić za nią odpowiedzialność (także finansową). Paryż i Berlin mogą nie lubić NATO, nie widzą dlań jednak alternatywy. Koncepty skrajnej prawicy są tam postrzegane jako fantazjowanie – i to chyba dobry punkt widzenia.

—tłum. A. Konik

Urodzony w 1921 roku autor jest legendą amerykańskiej publicystyki. W Polsce ukazały się m.in. jego „Ostatnie dni Europy. Epitafium dla Starego Kontynentu" (2008)

W przyszłym miesiącu w całej Europie odbędą się wybory do Parlamentu Europejskiego: czy to możliwe, że sukces FN powtórzą podobne mu ugrupowania w innych krajach i w miejsce dotychczasowej 10-procentowej reprezentacji przeciwników UE w nowym parlamencie znajdzie ich się 20 procent, a może nawet jedna czwarta? A co, jeśli ten marsz sił faszyzmu zacznie nabierać tempa?

Owszem, całkiem możliwe, że w wyborach do PE najsilniejszą partią w Holandii okaże się PVV. Na sukcesy mogą też liczyć skrajna prawica brytyjska i węgierska, być może również grecki Złoty Świt. Czy jednak mamy tu do czynienia z faszyzmem czy z neofaszyzmem? Prawicowe ugrupowania w Szwecji i Norwegii, które rosną ostatnio w siłę, są przeciwne imigracji, ale nie mechanizmom demokracji. Tej pierwszej reakcji można się zaś było spodziewać, obserwując kłopoty z integracją imigrantów, z których wielu trudno uznać za demokratów chętnych do życia w społeczeństwie otwartym.

Pozostało 81% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy