Moralność jest ściśle związana z religijnością, a ludzie niewierzący w Boga (czyli ateiści) o wiele częściej popełniają czyny niemoralne niż wierzący w Niego! Te opinie nie są, żeby nie było wątpliwości, twierdzeniami Tomasza Terlikowskiego, ale intuicyjnymi i uogólnionymi przekonaniami przeciętnych Amerykanów.
Z badań dotyczących postrzegania ateistów w Stanach Zjednoczonych przeprowadzonych przez Willa M. Gervaisa z University of Kentucky wynika jednoznacznie, że jeśli losowo wybranej grupie obywateli Stanów Zjednoczonych przedstawić niemoralną sytuację i zadać pytanie, kto za nią odpowiada, najczęstszym wskazaniem – jeśli badacze przygotują listę uwzględniającą poglądy religijne – będzie... ateista. To intuicyjne przekonanie jest w Stanach Zjednoczonych tak silne, że nie zdarzyło się w tym kraju, by w wyborach prezydenckich wygrał ktoś deklarujący się jako ateista.
I choć z innych badań – przedstawionych we wrześniu 2014 roku na łamach magazynu „Science" – wynika, że nie ma wyraźnej korelacji między światopoglądem i moralnością, a ludzie wierzący popełniają tak samo wiele (lub, patrząc z innej perspektywy, tak samo niewiele) czynów niemoralnych jak niewierzący, to i tak warto się pochylić nad tą pierwszą, nawet jeśli niepotwierdzoną przez inne badania, opinią. Dlaczego? Według niej bowiem immoralizm, brak wyraźnych zasad moralnych, a także powodów, by żyć moralnie, wyrastają z natury ateizmu. Jeśli ateista zachowuje się moralnie, to działanie takie wyrasta nie tyle z jego światopoglądu, ile ze wspólnej nam wszystkim natury, która zmusza go do postępowania wbrew własnym założeniom.
Przywiązanie do religii
Aby to w pełni dostrzec, trzeba sobie jednak uświadomić, że w sensie ścisłym nic takiego jak ateizm nie istnieje. Można wprawdzie mówić o filozoficznej koncepcji, która zakłada, że Bóg nie istnieje, ale w praktyce życiowej nie można mówić o niczym takim jak czysty – wyrastający z namysłu nad światem i jego naturą – ateizm. Niezwykle mocno pokazuje to niedarzący religii szczególną estymą niemiecki filozof Peter Sloterdijk. „...ateizm – pisze on w książce „Gorliwość Boga. O walce trzech monoteizmów" – nie bierze się z bezkontekstowego logicznego namysłu nad kwestią istnienia lub nieistnienia Boga. Powstaje praktycznie zawsze z idiosynkratycznych negacji określonych teistycznych tez i ich zorganizowanego kontekstu kulturowego. W tym sensie jest zjawiskiem regionalnym. Mamy zatem do rozpatrzenia ateizm chrześcijański (...), muzułmański ateizm (...) oraz ateizm żydowski". Sam Sloterdijk jest najlepszym dowodem na prawdziwość swojej tezy. Jego myślenie antyreligijne jest pełne antykatolickich obsesji, które filozof ten uznaje za wyraz prawdy o Kościele.
Źródłem ateizmu jest zatem, idąc tropem myśli wytyczonym przez Sloterdijka, sprzeciw wobec konkretnej wizji Boga: katolickiej, ewangelikalnej, prawosławnej, islamskiej czy żydowskiej, albo – co jeszcze częstsze – sprzeciw wobec instytucji religijnych czy hipokryzji hierarchów. Doskonale widać to choćby w „Bogu urojonym" Richarda Dawkinsa czy w „Bóg nie istnieje" Christophera Hitchensa, których autorzy na setkach stron rozpisują się nad tym, jak źli, pełni hipokryzji i nieludzcy byli wyznawcy chrześcijaństwa (rzadziej, choć także, innych religii). Problem polega tylko na tym, że hipokryzja, a nawet zbrodnie chrześcijan (w duchu oświeceniowym wyolbrzymione, a niekiedy przeinaczone) nie mogą być traktowane jako dowód nieistnienia Boga. Tego jednak ani Hitchens, ani Dawkins, ani ich pomniejsi uczniowie nie chcą i nie są w stanie dostrzec.
Inną, nie mniej istotną egzystencjalnie, przyczyną ateizmu jest... moralność. Człowiek najpierw zaczyna łamać zasady moralne, później, szukając usprawiedliwienia, uznaje je za absurdalne, a na koniec rezygnuje z wiary w Boga, która wywołuje w nim wyrzuty sumienia. Ale i w tym wypadku ateizm jest pochodną religijności, skutkiem jasnych zasad, jakie proponują rozmaite religie, a także związanej z nimi moralności. Ateista pozostaje zatem związany z religią swego pochodzenia (a przynajmniej z religijnym zakorzenieniem kultury, do jakiej należy) i nawet gdyby chciał, zazwyczaj nie jest w stanie z nią zerwać.
Kwantowa kantyczka
I tak było w zasadzie od samego początku istnienia ateizmu jako szerokiego ruchu intelektualnego czy społecznego. Jego przedstawiciele (wraz z deistami, którzy są w istocie ateistami w praktyce, teistami w teorii) uznawali dotychczasowe religie (zazwyczaj katolicyzm, niekiedy protestantyzm czy judaizm) za zacofane i hamujące rozwój społeczny i dlatego zwalczali je, przy okazji negując istnienie Boga. Tyle że w ich przypadku wcale nie oznaczało to (przynajmniej w czasach oświecenia) uznania, że religia sama w sobie jest niepotrzebna. Co to, to nie! Oni byli raczej zdania, że jedną religię trzeba zastąpić drugą. Katolicyzm oświeceniową religią rozumu albo religię grzechu pierworodnego religią tabula rasa lub wiarą w dobrą naturę psutą przez kulturę czy wychowanie.