W swojej karierze politycznej należał pan do kilku partii. Do której czuł pan największą sympatię?
Marcin Libicki, były polityk ZChN i PiS: Tak naprawdę były tylko dwie partie: ZChN i PiS. Reszta to były ugrupowania pomostowe, powołane do współpracy z większymi partiami. Naprawdę moją partią było Zjednoczenie Chrześcijańsko-Narodowe. Po pierwsze, mieliśmy szefa na poziomie, prof. Wiesława Chrzanowskiego. Po drugie, kierowaliśmy się kalkulacjami politycznymi, ale intryg nie snuliśmy.
Może na początku lat 90. wszystkie partie były takie sympatyczne, niewinne, a z czasem się zmieniły na gorsze?
Nie zgadzam się z tym. Wbrew bardzo złej opinii, która dotyka polityków jako całości, uważam, że przez 25 lat wolnej Polski dobrze się spisywali. Na scenie politycznej dochodziło do rozmaitych waśni, ale w czterech zasadniczych sprawach panowała zgoda. Po pierwsze, po 1989 roku nikt nie kwestionował, że Polska powinna być niepodległa, niezależna od Kremla. A jeszcze w sierpniu 1988 roku Stanisław Ciosek i Jerzy Urban w memoriale do Wojciecha Jaruzelskiego pisali, że aktywa rządzącej ekipy sprowadzają się do poparcia radzieckiego. Po drugie, wszyscy się zgodzili, że Polska ma być rządzona przez polityków wyłanianych w wolnych wyborach, do których dążono od momentu, gdy zebrał się Sejm kontraktowy. Po trzecie wszyscy byli zgodni, że Polska powinna być zorientowana na Zachód, czyli na NATO i Unię Europejską, i po czwarte, że powinniśmy mieć w Polsce gospodarkę wolnorynkową, opartą na prywatnej własności. Żaden z kolejnych rządów nigdy nie kwestionował tych czterech podstawowych spraw, co dowodzi, że polscy politycy naprawdę zdali egzamin dojrzałości i odpowiedzialności.
Jednak do naszego kapitalizmu, do transformacji gospodarczej jest bardzo wiele zastrzeżeń. Niektórzy politycy i komentatorzy uważają, że Polska stała się półkolonią wykorzystywaną jako rynek zbytu i zasób taniej siły roboczej.
Nie akceptuję tego poglądu. Opinie krążą najróżniejsze, ale fakty są następujące: od 1989 roku mamy stały wzrost gospodarczy. Jeżeli chodzi o wzrost PKB, to wypadamy dużo lepiej niż inne kraje bloku wschodniego. Mimo że Czesi w 1989 roku byli na znacznie wyższym poziomie niż Polska pod względem PKB, dziś ich prawie doganiamy.