Małkowska: Godność, cnota utracona

Coraz więcej rodaków nie ma pojęcia, co to takiego godność, ongiś uważana za cnotę.

Aktualizacja: 18.09.2015 17:43 Publikacja: 18.09.2015 02:00

Monika Małkowska

Monika Małkowska

Foto: Fotorzepa, Seweryn Sołtys

„Złoty środek pomiędzy wadami zarozumialstwa i służalczości" – tak scharakteryzował ją Arystoteles. Nie tylko on miał coś do powiedzenia na ten temat. Lista filozofów, którzy odnosili się do godności, definiowali ją i dywagowali o jej naturze jest rozległa jak rzeka, do której – niestety – dziś już nikt nie wchodzi. A sprawa znów gorąca, podgrzana aktualnymi wydarzeniami.

Uczestniczymy w rozgrzanych do czerwoności dysputach bądź obserwujemy je, obwiniając się o bezduszność lub oczyszczając sumienia wolą pomocy. Zwolennicy przyjmowania imigrantów wycierają sobie usta frazesem o ludzkiej godności odbieranej uchodźcom, którym – właśnie z tej racji – należy się wsparcie, pomoc, akceptacja.

Zastanawiam się – skąd taka wrażliwość w kwestii godności, z której bez mrugnięcia okiem ogołacamy się wzajemnie? Co sprawia, że sukcesorzy neoliberalnej samowolki, którzy łamią ludzką godność na każdym kroku, nagle dostrzegają tę wartość, gdy chodzi o uciekinierów?

Abstrahuję od wszelkich innych argumentów za i przeciw; nie wypowiadam się (tu i teraz) o problemie uchodźstwa – jednak to parcie na „godność" jakoś mnie zniesmacza.

Mało kto wie, że w preambule polskiej konstytucji jest zapis o istnieniu „przyrodzonej godności człowieka", scharakteryzowanej jako „przyrodzone, niezbywalne i nienaruszalne źródło wolności praw i obywatela".

I ta konstytucyjna wartość jest łamana tak często, jak często w grę wchodzi interes. Hipokryzja, okrucieństwo, bezduszność – oto współczesne zamienniki „godności".

Robi się to tak: krótki e-mail, czasem esemes, niekiedy informacja przekazana przez osobę trzecią, np. sekretarkę, zakłopotaną, że na nią spada niemiły obowiązek przekazania przykrej nowiny: „pan/pani już tu nie pracuje".

Nie ma wyjaśnień dlaczego. Nie ma podziękowań za zasługi/wysługi. Nie ma ciepłego spotkania pożegnalnego z winkiem i cmokaniem. Kop w dupę i „żeby-cię-tu-już-nikt-więcej-nie-widział". Wszystko odbywa się po cichu, reszta pracowników nawet nie wie o fakcie; czasem przy przypadkowym spotkaniu padnie pytanie: „Co cię tak dawno nie było w firmie?".

Przy wyjaśnieniu, dlaczego nie ma, nie było, nie będzie – były kolega robi okrągłe oczy i oddala się w przyspieszonym tempie. Jakby mógł się zarazić. Zwolniony nie jest już jednostką ludzką godną uwagi. A nuż poprosi o pomoc?

Kto tego zaznał, już nigdy nie zapomni.

I nigdy nie pogodzi się – nie z faktem, ale z formą.

Następstwem bywa depresja, nawet samobójstwo (czy wiecie, że przodujemy w nich na świecie, tuż za Japonią?). Ale nawet jeśli cudem los się odwróci i na pozór rany się zabliźnią, to w środku już nic nie będzie jak przedtem. Szok wywołany pogwałceniem godności trwa do końca życia.

Niezasłużone poniżenie boli zbyt mocno, żeby nie miało następstw. To trauma. Przenosi się na najbliższych, dotyka znajomych. Sprawia, że zraniony rani innych. Wchodzi w niechciane układy, kuma się nie z tymi, których naprawdę lubi, lecz z tymi, którzy mogą być przydatni. Zbroi się, żeby już nigdy nie powtórzyło się to, co śni się po nocach...

Za PRL konflikt z władzą, utrudnienia w wykonywaniu zawodu, zerowe szanse na awans nie poniżały delikwenta. Człowiek poszkodowany przez reżim dostawał wsparcie od bliźnich. Nie traktowano go jak trędowatego.

Dziś jest więcej złamanych charakterów niż za komuny. Teraz bohaterstwem jest zachowanie przyzwoitości. A utrata pracy to nie tylko kłopoty finansowe – także infamia towarzyska i środowiskowa. Biednym i bezrobotnym dziękujemy, a kysz!

Każdy zna termin „czystka". Bywały czystki etniczne, teraz są czystki interesowne. Obserwujemy je zarówno w instytucjach publicznych, jak i prywatnych. Wchodzi nowy szef i ciągnie za sobą falangę kolesi i rodziny. Trzeba dla nich oczyścić miejsca pracy. Zwalniani bez wyjaśnień dawni pracownicy, którym firma zawdzięcza pozycję i renomę, boją się/wstydzą głośno mówić o tym, co się dzieje. Wmawia im się zasadę „lojalności". Oznacza to zakaz informowania opinii publicznej o nieprawościach i niesprawiedliwościach, których zaznali. Ale oni czują się złamani, zdruzgotani, wkopani w błoto. Czują, że muszą komuś o tym powiedzieć.

Piszą do mnie ludzie zawodowo związani z kulturą. O tym, jak zostali poniżeni, odarci z godności, oszukani przez innych „ludzi kultury". Nie znam ich – odszukali mnie na Facebooku. Piszą tam na privie, w obawie przed ostracyzmem. Piszą o wynaturzeniach, na które nie ma bicza. O przekrętach dokonywanych w świetle dziennym. O instytucjonalnych tyranach. O tym, że kiedy lokalny kacyk uzna ich za nieprzydatnych, „stają się niewidoczni". Znaczy – bezbronni. Mogą sobie apelować do ślepej kiszki.

Godność – to brzmi dumnie, gdy ma propagandowy wydźwięk. W życiu codziennym godność stała się podrzędną zysku.

Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy