Korespondencja z Chicago
Stany Zjednoczone są potęgą światową, której siła opiera się na mocnej gospodarce i największych na świecie wydatkach na siły zbrojne. Jednak koszt utrzymywania pozycji lidera – nawet jak na Amerykę – jest wielki. Aby go obniżyć, Waszyngton stosuje tzw. soft power, czyli miękką siłę oddziaływania i wpływu.
Wizerunek „w odbudowie"
Jeśli już zakwalifikowałeś się i przyjechałeś na stypendium czy choćby wyjazd studyjny organizowany przez instytucję rządową czy jedną z tysięcy fundacji prywatnych, raczej na pewno trafisz do stolicy, Waszyngtonu. Tam poznasz topografię miasta nad Potomakiem, której twórca, Pierre Charles L'Enfant, przelał w siatkę ulic symbolikę nowo powstałej republiki. Na pewno zobaczysz, przynajmniej przez ogrodzenie, Biały Dom, tak, ten Biały Dom, w którym mieszka dzisiaj @BarackObama, którego konto na Twitterze pewnie śledzisz. Na Kapitolu będziesz ściskał dłonie kongresmenów czy senatorów, a jako Polakowi pokażą ci – oprócz wielu innych monumentów – pomnik Kościuszki.
Nie obejdzie się też pewnie bez wizyty w budynku Departamentu Stanu na Foggy Bottom – choć sam gmach wygląda niczym wybudowany za wczesnego Honeckera, to przecież kryje w sobie centrum dowodzenia najważniejszej dyplomacji świata. Wreszcie główny deptak stolicy – National Mall – z muzeami, a wśród nich tym dokumentującym historię amerykańskiego podboju kosmosu, symbolizowanym przez jeden z wahadłowców czy osmolone kapsuły, w których powracali na Ziemię prawdziwi herosi Ameryki.
Gdy przewiduje to program, być może wybierzesz się bardziej na Wschód, aby znaleźć się w pępku współczesnego świata na nowojorskim Times Square (ostatecznie rok w rok turyści zostawiają w Nowym Jorku 41 mld dolarów). Albo na Zachód, tam, gdzie jest imponujący most Golden Gate Bridge i naprawdę niedaleko Krzemowa Dolina.