Tak jest choćby z eugeniką, która – w lekko zmienionej, przypudrowanej liberalnymi kosmetykami formie – powraca na demokratyczne salony.
Żeby nie było wątpliwości – tym razem nie piszę o skandalicznych wypowiedziach Hanny Bakuły. Były one na tyle żenujące, że w większości odcięli się od nich nawet polscy lewicowcy i liberałowie. Nie mam na myśli także zwolenników aborcji eugenicznej, którzy – często nawet o tym nie wiedząc – powtarzają opinie i argumenty żywcem przeniesione z nazistowskiej propagandy na rzecz akcji T4. Będzie o nowiutkim pomyśle Rady Miasta Rotterdam, która postanowiła zatroszczyć się o dzieci i ich podstawowe prawa, a w związku z tym... zaproponowała, by część kobiet przymusowo faszerować środkami antykoncepcyjnymi.
Co z dobrem dzieci ma wspólnego antykoncepcja przymusowo serwowana i – jakżeby inaczej – refundowana z budżetu miasta? Odpowiedzi dostarczył wysoki rangą urzędnik miejski Hugo De Jonge. Otóż, samorządowcom chodzi o to, by dzieci nie rodziły się w rodzinach, które nie potrafią się o nie zatroszczyć. – Do tej pory troszczyliśmy się przede wszystkim o rodziców, ale obecnie chcemy więcej uwagi poświęcić interesom dzieci – oznajmił urzędnik. Dodał, że „nienarodzenie się jest formą ochrony".
Odkrycie, faktycznie, na miarę Nobla. Dzięki takiemu rozumowaniu można uznać, że aborcja jest nie tylko podstawowym prawem kobiety, ale również dziecka. Jeśli nienarodzenie się jest formą ochrony, to dobicie chorego może być formą leczenia.
Ale, by pozostać przy istocie problemu, warto zwrócić uwagę na to, że rada miasta uznała się za instytucję odpowiednią do decydowania, kto ma prawo do prokreacji, a kto nie. Wcześniej takie same pomysły mieli Szwedzi i Norwegowie, którzy – jeszcze w latach 30. XX wieku – przyznali lokalnym urzędnikom prawo do decydowania, która z kobiet może posiadać potomstwo, a która nie. Lekarz, pastor i urzędnik samorządowy rozmawiali więc z kobietami, i gdy uznali, że któraś jest niewystarczająco rozgarnięta albo gdy na przykład na pytanie o władcę Szwecji, odpowiada, że jest nim Bóg – decydowali o przymusowej sterylizacji. Ostatnie obywatelki Szwecji wysterylizowano na podstawie tych zapisów (przeciw którym niemal nikt nie protestował, uznawano je wręcz za ostatni krzyk mody) w latach 70.