Przypominamy tekst z września 2015
21-letni Niemiec był najmłodszym uczestnikiem finału mistrzostw świata. Kiedy Elżbieta II podawała rękę wszystkim angielskim i niemieckim piłkarzom, Beckenbauer nie był jeszcze nawet księciem. Jego matka, prosta kobieta najwyraźniej małej wiary, kazała mu w roku 1954 przyglądać się zwycięzcom mistrzostw świata w Szwajcarii. Zabrała dziewięcioletniego syna na uroczystości powitalne na Marienplatz z Monachium, dała do ręki niemiecką flagę, wsadziła go sobie na barana i powiedziała: - Patrz Franz, to jest Fritz Walter, nasz kapitan, a to co trzyma w rękach to jest Puchar Świata. Przyglądaj się, bo widzisz coś takiego jedyny raz w życiu.
Matka się myliła, co w roku 1954 trudno było mieć jej za złe. Niemcy dopiero budziły się z powojennej traumy i, niespodziewanie, to piłkarze otworzyli krajowi okno na świat. Bayern Monachium, którego zawodnikiem Beckenbauer został w roku 1959, grał jeszcze w lidze regionalnej i daleko mu było do dzisiejszej potęgi. To właśnie z 19-letnim Franzem w składzie, w roku 1965 awansował do Bundesligi.
Dla Beckenbauera to też był prawdziwy początek bajecznej kariery. Nikt inny nie połączył tylu sukcesów jako piłkarz, trener a potem działacz. O ilu jeszcze można powiedzieć, że ich nazwiska nie wymagają komentarzy? Alfredo di Stefano, Pele, Diego Maradona, Johan Cruyff, Michel Platini... Leo Messi i Cristiano Ronaldo są dziś najlepsi na boisku. Nie wiadomo czy zdołają utrzymać swoją pozycję, kiedy zawieszą buty na kołku.
Beckenbauer umiał. Był mistrzem świata i Europy, zdobywał z Bayernem Puchar Mistrzów, grał z Pele w Cosmosie Nowy Jork, najbogatszym klubie świata. W latach siedemdziesiątych był najpopularniejszym człowiekiem w Niemczech, celebrytą, zapraszanym na otwarcia sklepów i Festiwal Wagnerowski w Bayreuth. Został pierwszym piłkarzem, którego nazwisko Adidas wykorzystał w kampanii reklamowej. Stał się też biznesmenem, umiejętnie przeliczającym każdy mecz i spotkanie na pieniądze. To z powodów zbyt wysokich podatków w swoim kraju wyjechał grać do Nowego Jorku. Nie miał skrupułów kiedy przyjmował pracę w Olympique Marsylia u Bernarda Tapie, którego szachrajstwa czuć było na odległość.