Tak było w sprawie Marianny P., byłej właścicielki działki na warszawskim Ursynowie, która zawarła ze spółdzielnią mieszkaniową umowę przedwstępną sprzedaży tej działki, ewentualnie roszczeń do niej. Otóż mimo upływu kilku lat od wywłaszczenia działka nie była wykorzystana i kobieta, ale też spółdzielnia, liczyły na jej odzyskanie. Opierały się na art. 136 ustawy o gospodarce nieruchomościami, który mówi, że poprzedni właściciel lub jego spadkobierca mogą żądać zwrotu wywłaszczonej nieruchomości lub jej części, jeżeli stała się ona zbędna na cel określony w decyzji o wywłaszczeniu.
Już wtedy kobieta była w podeszłym wieku, upoważniła więc spółdzielnię do prowadzenia spraw urzędowych w celu odzyskania działki. Termin zwarcia umowy sprzedaży (ostatecznej) ustalono na 7 dni od uzyskania ostatecznej decyzji władz o zwrocie działki. Jako zabezpieczenie spółdzielnia wręczyła jej 187 tys. zł zadatku.
Mimo początkowych sukcesów okazało się, że grunt nie może być zwrócony (dlatego, że Marianna P. sama kiedyś wystąpiła o tzw. do wywłaszczenie tej części działki), i spółdzielnia zażądała zwrotu zadatku.
Sąd Okręgowy oddalił żądanie. Uznał, że to spółdzielnia jest winna - sama zaproponowała taką umowę, a jest przecież profesjonalistą w tej dziedzinie. Adwokat Włodzimierz Kałagate, pełnomocnik kobiety, bronił tego wyroku, twierdząc, że umowa przedwstępna nadal obowiązuje, spółdzielnia wciąż może starać się o odzyskanie działki, a nie robiła tego dlatego, że straciła zainteresowanie, gdy okazało się, iż jest przeznaczona na drogę osiedlową.
Adwokat Jadwiga Kęsicka, pełnomocnik spółdzielni, przekonywała z kolei Sąd Apelacyjny, że wskutek takiego podejścia umowa wiązałaby strony w nieskończoność. Tymczasem nie zawiera terminu zawarcia umowy ostatecznej i dlatego była nieważna.