Wprawdzie jest już ustawa z 23 lutego 1991 r. o uznaniu za nieważne orzeczeń wydanych wobec osób represjonowanych za działalność na rzecz niepodległego bytu państwa polskiego i podobnych regulacji jest więcej, jednak umożliwiają one materialne rekompensaty tylko dla represjonowanych. A poszkodowanych jest więcej.
– To osoby, które internowano czy karano pod pretekstem kryminalnym, którym ograniczano wyjazd za granicę czy twórczość artystyczną albo pod błahym powodem np. niestawiennictwa się do zmilitaryzowanego zakładu – dyscyplinarnie zwalniano. Niektórzy (np. dziennikarze) tracili pracę, bo zakład zamknięto, a nie mają podstaw do podwyższenia emerytury – wyliczała przed TK dr Marta Kolendowska-Matajczuk z Biura RPO.
Aby skutecznie żądać naprawienia szkód, musieliby oni wykazać, że funkcjonariusze PRL działali wówczas bezprawnie. Uznanie więc dekretów stanu wojennego za sprzeczne z ustawą zasadniczą ułatwiłoby im uzyskanie rekompensat.
Nie jest jasne, czy wystarczyłby do tego tylko ewentualny wyrok TK zgodny z intencją RPO. Dlatego sporo miejsca na rozprawie poświęcono wczoraj temu, czy Trybunał miałby stwierdzić niekonstytucyjność dekretów czy (a może także) zasygnalizować Sejmowi potrzebę uchwalenia dodatkowej ustawy.
Nie brakowało innych poważnych kwestii prawnych: czy uchwała o stanie wojennym zawierała elementy normatywne czy tylko otwiera dla nich drogę (do dekretów), od kiedy unieważnić te akty, czy ograniczyć się do badania ich wedle standardów Konstytucji PRL, którą jawnie naruszały (Rada Państwa nie miała prawa ich wydać w czasie sesji Sejmu), czy także wobec obecnej konstytucji.
Choć wszystkie dekrety już nie obowiązują, wciąż są ważne wyroki wydane na ich podstawie. Według danych IPN ok. 170 tys. osób ukarano według prawa stanu wojennego za wykroczenia niezwiązane z działaniem na rzecz niepodległości, w ponad 80 proc. za naruszenie godziny policyjnej czy przemieszczenie się poza granice województwa.