Taką uchwałę wydali wczoraj sędziowie z Izby Cywilnej i Pracy Sądu Najwyższego (Sygnatura akt: III CZP 38/11).
W praktyce zatem ryzyko, że sędzia zaniedba obowiązku pouczenia o możliwości i zasadach odwołania się od orzeczenia, strona procesu bierze na siebie. Wbrew pozorom nie są to proste informacje, gdyż chodzi nie tylko o termin, np. przy apelacji dwa tygodnie, gdyż zaczyna on biec po tygodniu, jeśli strona nie zażąda uzasadnienia na piśmie, bądź od jego doręczenia, gdy tego w ciągu siedmiu dni zażąda, co może trwać i pół roku. Dlatego kodeks postępowania cywilnego, stosowany także w sprawach pracowniczych, przewiduje sędziowskie pouczenia w różnych sytuacjach.
Ogólna zasada (art. 327 k.p.c.) jest taka, że stronie występującej bez adwokata (radcy, rzecznika patentowego) sąd ma udzielić wskazówek o sposobie i terminie wniesienia zaskarżenia, a np. przy kasacji dodatkowo, że może ją sporządzić i wnieść tylko profesjonalny prawnik.
Choć to rutynowe czynności, przeoczeń sędziowskich nie brakowało, a sądy, w tym składy Sądu Najwyższego, nie były zgodne, czy takie wpadki mają skutkować przedłużeniem terminu wniesienia odwołania. W jednej ze spraw SN stwierdził, że jeśli sąd na posiedzeniu niejawnym wydał postanowienie kończące postępowanie, a nie pouczył strony o sposobie jego zaskarżenia, to termin wniesienia odwołania w ogóle nie zaczął biec.
Jednocześnie terminy i zasady zaskarżania orzeczeń są wyraźnie uregulowane w procedurze cywilnej, a uznawanie niepouczenia za dodatkową przesłankę odwołania odwlekałoby moment uprawomocnienia się orzeczenia i wprowadzało niepewność po drugiej stronie sporu sądowego, czy wyrok jest prawomocny czy nie.