Przedterminowe wybory prezydenta Gdańska poprzedziła oficjalna informacja, że cisza wyborcza obejmie cały kraj. Wydawało się, że to żart: dlaczego wszystkich Pomorzan, a już zwłaszcza resztę Polski, zmuszać do ciszy wyborczej z powodu wyborów w jednym mieście?
Czytaj także: Nieoficjalnie: Dulkiewicz nową prezydent Gdańska
Owszem, Gdańsk to ważne miasto, ale obejmuje 1 proc. mieszkańców kraju. Za miesiąc czy rok w jakimś miasteczku czy gminie będą przyśpieszone wybory. Czy jeśli będzie kandydował w nich znany polityk, to trzeba jego partię na cały weekend (a może dwa – przy dwóch turach) wyłączyć z debaty publicznej, z dyskusji w ogólnopolskich mediach? Byłby to absurd.
Przyśpieszone wybory odbywały się nieraz i nieraz budziły szersze zainteresowanie, a nikt tej kwestii nie podnosił. Sędzia Wojciech Hermeliński, szef PKW, któremu zgłosiłem tę kwestię, też nie widział potrzeby rozszerzania ciszy na cały kraj (zresztą PKW od kilku lat sugeruje zniesienie ciszy), ale po zastanowieniu uznał, że coś jest na rzeczy, że zgodnie z prawem wybory w Gdańsku powinny oznaczać ciszę wyborczą w całej Polsce, a już z pewnością powinna ona obowiązywać ogólnopolskie media (gazety, stacje telewizyjne i radiowe, internet).
Próbuję zrozumieć sens ciszy wyborczej, ale główny argument o potrzebie wyciszenia wyborców przed głosowaniem mnie nie przekonuje. Jak ktoś jest zmęczony kampanią, co mogę zrozumieć, może wyłączyć telewizor i pójść na spacer. Pewien sens w ciszy widzę zaś w tym, że ma zapobiegać nieuczciwym zagrywkom kampanijnym tuż przed głosowaniem, kiedy zaatakowany przeciwnik nie może już zareagować. Ale tak w ogóle może on zostać zaatakowany w piątek wieczorem albo i w sobotę, a nawet w dniu wyborów – z zagranicy via internet.