Tak się stało w przypadku klubu piłki nożnej Sorsele. Kilka lat temu otrzymał subwencje na projekt integracyjny dla młodocianych uchodźców. Krajowy Związek Sportowy przyznał pół miliona koron, a gmina Sorsele 100 tys. na budowanie mostów między ludźmi. Projekt skończył się na tym, że Szwedzi założyli własny klub, a w futbolowym zrzeszeniu pozostali jedynie przybysze. Teraz i ci z niego odchodzą.
Sprawę nagłośniły media. Powód rozbicia klubu to kwestia delikatna. Niewiele osób wypowiada się otwarcie, bo nie chcą się narażać na opinię rasistów.
W 2000 r. w zrzeszeniu sportowym Sorsele grało 51 zawodników, wszyscy urodzili się w Szwecji. Sześć lat później klub liczył 46 młodych Szwedów i 9 azylantów. W 2010 r. było w nim 33 autochtonów i 15 uchodźców. Cztery lata później w klubie dominowali już migranci, było ich 30 na 22 Szwedów. W 2017 r. w piłkę grało 35 zawodników, przy czym byli to tylko niedawno przybyli do Szwecji uchodźcy. Rodzice założyli więc nowe zrzeszenie dla młodzieży w Sorsele, ale z rozszerzoną działalnością. Można w nim nie tylko kopać piłkę, ale także uczyć się tańczyć.
Gmina Sorsele jest położona w północnej części Szwecji, w regionie Västerbotten i należy do najmniejszych w kraju. Mieszka w niej ponad 2500 osób. Od dekady Sorsele inwestuje w uchodźców, by uchronić obszar przed wyludnieniem. Kilka lat temu mikrogmina przyjęła najwięcej azylantów w stosunku do liczby mieszkańców. Większość miała od 15 do 18 lat i przybyła do Szwecji bez rodziców lub opiekunów prawnych. Oczywistym hobby po szkole stała się dla nich piłka nożna.
Tobias Lundmark, wcześniejszy zawodnik w Sorsele i członek zarządu zrzeszenia piłki nożnej, opowiada, że kiedy w klubie grali tylko autochtoni i dołączyło do nich kilku migrantów, wszystko funkcjonowało świetnie. Zaczęły się jednak problemy, gdy Sorsele przeżyło „boom uchodźców" i do klubu dołączyło 20 nowych przybyszów, którzy nie znali szwedzkiego. Wielu z nich też nigdy nie grało w piłkę. Powstał „chaos i nic nie funkcjonowało jak należy" – komentował Lundmark. By temu zaradzić, myślano o zorganizowaniu dodatkowych treningów. Nikt nie chciał nikogo wykluczać z klubu, ale nie wszyscy muszą grać, jeżeli nie znają języka i są nowicjuszami w piłce, a dba się o zachowanie odpowiedniego poziomu w klubie – komentował Lundmark. O problemach dowiedział się zarząd, który zakwestionował wszelkie pomysły na przerwanie impasu. „Znikła radość grania nawet wśród zawodników o obcych korzeniach, którzy mieszkają w Szwecji od lat" – podkreślał Lundmark. I dodaje, że to zarząd i kierownictwo powinny rozwiązać problem, tak się jednak nie stało.