Dariusz Mazur: Ustawa kagańcowa jako przejaw ustawowego bezprawia

Proponowana ustawa zawiera tak wiele rozwiązań fundamentalnie sprzecznych z podstawowymi wartościami zawartymi w polskiej konstytucji, oraz prawie europejskim i międzynarodowym, że jakakolwiek debata nad jej poprawą nie ma sensu - pisze sędzia Dariusz Mazur.

Aktualizacja: 11.01.2020 09:50 Publikacja: 11.01.2020 09:33

Dariusz Mazur: Ustawa kagańcowa jako przejaw ustawowego bezprawia

Foto: Adobe Stock

Przebieg dotychczasowej „reformy" wymiaru sprawiedliwości

Historia wielokrotnie udowodniła, że pogląd, iż wszystko, co znajduje się w ustawie jest sprawiedliwe, dobre i jako takie winno być przez sędziów bezrefleksyjnie i bez zastrzeżeń stosowane, w pewnych okolicznościach może budzić wątpliwości. Gdyby zasada ta zawsze i wszędzie była słuszna, nie tylko nie byłoby ofiar prawa apartheidu, czy ustaw norymberskich, ale niepotrzebna byłyby rola trybunału konstytucyjnego (w państwach anglosaskich sądu najwyższego) jako instytucji kontrolującej zgodność prawa niższego rzędu z konstytucją. Niepotrzebna byłaby doktryna Radbrucha, a Stanisław Jerzy Lec nie ułożyłby sentencji „Bezprawie może zostać skodyfikowane". Na wstępnie niniejszego artykułu należy zaznaczyć, że z oczywistych względów poza jego ramy objętościowe wykracza analiza prawidłowości ścieżki legislacyjnej przy przyjmowaniu poszczególnych ustaw sądowych na przestrzeni ostatnich 4 lat. A jest to kwestia niebagatelna biorąc pod uwagę takie powszechnie znane praktyki, jak nagminne przemycanie projektów rządowych pod pozorem stosowania szybkiej ścieżki poselskiej (w celu obejścia wymogu konsultacji), pozbawianie głosu opozycji tak w trakcie prac w komisjach sejmowych jak i w trakcie posiedzeń sejmu, niezachowywanie dla poszczególnych działań legislacyjnych minimalnych terminów wynikających z regulaminu sejmu, bezpodstawną reasumpcję niekorzystnych dla obozu władzy głosowań, zgłaszanie niedopuszczalnych poprawek, stosowanie bez realnej potrzeby nagminnych nocnych posiedzeń, czy wreszcie wprowadzanie w życie ważnych ustaw ustrojowych bez zachowania wymaganego vacatio legis. Wszystko to dzieje się w warunkach braku realnej kontroli konstytucyjności uchwalanego prawa, co ma związek z nielegalnym przejęciem przez obecną większość parlamentarną kontroli nad Trybunałem Konstytucyjnym (m.in. poprzez dopuszczenie do orzekania tzw. sędziów dublerów, czy odmowę publikacji trzech wyroków „starego" Trybunału). Nie trzeba przypominać, że „stary" Trybunał niejednokrotnie stwierdzał niekonstytucyjność ustaw ze względu na wadliwość ścieżki legislacyjnej.

Czytaj także:

Sejm przyjął przepisy dyscyplinujące sędziów

Po tym krótkim wstępie warto przyjrzeć się bliżej tzw. „ustawie kagańcowej", której projekt został przyjęty przez sejm 20 grudnia 2019 r., a także wcześniejszym w znacznej części naruszającym konstytucję zmianom wprowadzonym w wymiarze sprawiedliwości na przestrzeni ostatnich czterech lat, których wzmiankowana ustawa stanowi swoiste „ukoronowanie".

Główny sens dotychczasowej „wielkiej reformy" wymiaru sprawiedliwości można sprowadzić do stworzenia dwóch upolitycznionych komitetów, których celem działania jest uzależnienie sądownictwa od wpływu czynnika politycznego. Jednym z nich jest Krajowa Rada Sądownictwa, która - kierując się kryterium potencjalnej lojalności ocenianych osób wobec obozu rządzącego - decyduje o tym kto zostanie sędzią i który sędzia zostanie awansowany. Drugim jest Izba Dyscyplinarna Sądu Najwyższego, której celem jest represjonowanie a w przyszłości również zapewne usuwanie z zawodu „nieprawomyślnych" sędziów. Połowa jej składu to byli prokuratorzy do niedawna bezpośrednio podlegli służbowo czynnemu politykowi i wykonujący jego polecenia.

Po to żeby dostarczyć Izbie Dyscyplinarnej ofiar stworzony został ciąg technologiczny składający się po pierwsze z nowego modelu postępowań dyscyplinarnych, w którym prawo do obrony obwinionych jest bardzo poważnie ograniczone. Jest to inkwizycyjny model postępowania, w którym rzecznicy dyscyplinarni, oraz sędziowie pierwszej instancji są wybierani bezpośrednio, lub pośrednio przez Ministra Sprawiedliwości. Postępowania przeciwko wszystkim niepokornym sędziom zostały od początku do końca scentralizowane, gdyż główni rzecznicy dyscyplinarni częstokroć z naruszeniem przepisów o właściwości wszczynają postępowania dyscyplinarne, które następnie – również z naruszeniem przepisów o właściwości - są prowadzone od początku przed Izbą Dyscyplinarną Sądu Najwyższego pod pretekstem, że delikt dyscyplinarny rzekomo wyczerpuje znamiona niedookreślonego przestępstwa urzędniczego przekroczenia uprawnień (art. 231 k.k.).

Drugim elementem utworzonego ciągu technologicznego, umożliwiającym stosowanie wobec sędziów „miękkich" elementów represji administracyjnej są upolitycznieni prezesi i dyrektorzy sądów. Dzięki przerwaniu kadencji dotychczasowych prezesów oraz osadzeniu na ich stanowiskach wskazanych przez niego bez żadnego wpływu samorządu sędziowskiego wiernopoddańczych wykonawców woli ministra sprawiedliwości, wspieranych przez wybranych przez tegoż ministra bez procedury konkursowej dyrektorów sądów możliwe się stało przerzucanie niepokornych sędziów pomiędzy wydziałami, pozbawianie ich pomocy administracyjnej, czy dociążanie ich referatów dużą ilością starych spraw. Prowadzi to do tak znacznego pogarszanie warunków ich pracy, że naraża sędziów na ryzyko popełnienia poważnych błędów orzeczniczych i wystawia ich na żer rzeczników dyscyplinarnych. Sankcją stosowaną bezpośrednio przez Ministra Sprawiedliwości, a ostatnio ewidentnie nadużywaną jest „karne" odwołanie sędziego z delegacji do sądu wyższego rzędu

Być może na wymienionych wyżej zmianach pseudoreforma wymiaru sprawiedliwości zostałaby zakończona, gdyby omówione środki okazały się wystarczającym generatorem efektu mrożącego wśród sędziów, aby osiągnąć jej założony cel, tj. doprowadzenie do sytuacji w której orzeczenia sądowe w rzeczywistości zapadałyby w zaciszu ministerialnego gabinetu, a sędziowie byliby tylko oficjalnymi wyrazicielami woli polityków. Jednak środowisko sędziowskie stawiło zdecydowany opór próbie „przymusowej kolektywizacji", tj. upolitycznienia wymiaru sprawiedliwości. Przejawem sędziowskiego sprzeciwu były m.in. liczne odmowy przyjmowania korupcyjnych propozycji obejmowania stanowisk po przedwcześnie odwoływanych prezesach, ponad sto uchwał protestacyjnych zgromadzeń sędziów sądów różnych szczebli, 18 pytań prejudycjalnych skierowanych przez polskie sądy do TSUE, odmowa sędziów orzekania w składach z rzecznikami dyscyplinarnymi, krytyczne wystąpienia sędziów w środkach masowego przekazu, a także w trakcie publicznych demonstracji, czy wystąpienie sędziego Juszczyszyna o listy poparcia kandydatów do KRS.

Ustawa kagańcowa jako bezprawna odpowiedź na uzasadniony sędziowski sprzeciw

Prostą odpowiedzią na uzasadniony sędziowski sprzeciw jest zawarte w ustawie kagańcowej poszerzenie definicji deliktu dyscyplinarnego poprzez objęcie nią „działań mogących uniemożliwić lub istotnie utrudnić funkcjonowanie organu wymiaru sprawiedliwości", działań „kwestionujących skuteczność powołania sędziów, lub umocowanie konstytucyjnego organu RP", czy wreszcie „działalności publicznej nie dającej się pogodzić z zasadami niezależności sądów i niezawisłości sędziów". Wymienione nowe typy deliktów dyscyplinarnych, których wprowadzenie ma ewidentnie podłoże polityczne umożliwią karanie sędziów czy to za orzeczenia podejmowane w wykonaniu orzeczenia TSUE z dnia 19 listopada 2019 r., czy za publiczną krytykę pseudoreformy wymiaru sprawiedliwości. Niezależnie od powyższego mają one na tyle ogólnikowy charakter, że „odpowiednio" stosowane przez upolitycznione organy postępowania dyscyplinarnego umożliwią karanie sędziów niemal za cokolwiek, w myśl zasady „dajcie człowieka a znajdzie się paragraf". Co więcej te nowe rodzaje deliktów są zagrożone najsurowszymi z katalogu sankcji dyscyplinarnych, jak przeniesienie na inne miejsce służbowe i wydalenie z zawodu, określane niekiedy mianem kary śmierci zawodowej. Nieprzypadkowo nowe typy deliktów są objęte wyłączną jurysdykcją upolitycznionej Izby Dyscyplinarnej.

Wprowadzenie tego typu deliktów ma na celu uniemożliwienie stosowania w praktyce przez polskie sądy prawa unijnego wprost naruszając zasady lojalności, bezpośredniej skuteczności i zasadę pierwszeństwa prawa europejskiego przed prawem krajowym. Możliwość karania sędziów za treść orzeczeń narusza również prawo do rzetelnego procesu przed niezależnym i bezstronnym sądem w rozumieniu art. 45 ust. 1 Konstytucji, art. 6 EKPC, oraz art. 47 Karty Praw Podstawowych Unii Europejskiej. Zakaz weryfikacji prawidłowości trybu powołania sędziów przez sądy odwoławcze pozostaje w sprzeczności z obowiązkiem takiego działania nałożonym na sędziów na gruncie procedury karnej przez art. 439 par. 1 pkt. 1 k.p.k. (bezwzględna przyczyna odwoławcza), a na gruncie procedury cywilnej przez art. 379 pkt. 4 k.p.c. (przesłanka nieważności postępowania). Nie sposób będzie uznać za niezależnych i bezstronnych sędziów, którzy będą orzekali z przytkniętym do głowy pistoletem postępowań dyscyplinarnych, gdzie palec na spuście będą trzymali wskazani przez Ministra Sprawiedliwości rzecznicy dyscyplinarni, oraz Izba Dyscyplinarna, która – niezależnie od tego, że jest upolityczniona ze względu na sposób swojego wyboru – stanowi sąd specjalny nie przewidziany w polskiej konstytucji.

Planowane omawianą ustawą rozwiązanie polegające na karanie sędziów za wypowiedzi krytyczne wobec pseudoreformy wymiaru sprawiedliwości narusza prawo do swobody wypowiedzi gwarantowane przez art. art. 54 ust. 1 Konstytucji, art. 11 Karty Praw Podstawowych UE, oraz art. 10 EKPC którego szerokiej wykładni w odniesieniu do sędziów dokonał Trybunał Strasburski w sprawie Baka przeciwko Węgrom. Zgodnie z tą wykładnią, oraz stanowiskiem Europejskiej Rady Konsultacyjnej Sędziów (CCJE) w sprawach, w których systemowo zagrożona jest niezawisłość sędziowska sędziowie mają nie tylko prawo, ale wręcz obowiązek zajmować publicznie krytyczne stanowisko.

Kolejny pakiet projektowanych ustawą zmian zmierza do jeszcze głębszego upolitycznienia nowego trybu postępowań dyscyplinarnych poprzez dalsze personalne uszczelnienie składającego się na niego ciągu technologicznego. Ma się to odbyć poprzez wyeliminowanie jakiegokolwiek wpływu organów samorządu sędziowskiego na wybór lokalnych rzeczników dyscyplinarnych, oraz przekazanie decyzji o uchyleniu immunitetu sędziowskiego i zastosowaniu wobec sędziów tymczasowego aresztu w pełnym zakresie upolitycznionej Izbie Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego. Ustawa legalizuje również dotychczasową praktykę centralnych rzeczników dyscyplinarnych, która polega na wszczynaniu przez nich politycznie motywowanych postępowań dyscyplinarnych przeciwko wszystkim niepokornym sędziom, bez względu na szczebel sądownictwa, na którym orzekają.

Kolejnym celem jaki ma osiągnąć „ustawa kagańcowa" jest marginalizacja poprzez nadanie im fasadowego charakteru organów samorządu sędziowskiego. Ma się to odbyć poprzez wyeliminowanie samorządowego trybu wyboru kolegiów sądów i przekształcenie ich w organy zarządcze składające się z upolitycznionych prezesów sądów, całkowite wykluczenie realnej roli organów samorządu sędziowskiego w procesie nominacyjnym i awansowym sędziów, oraz likwidację dotychczasowych zgromadzeń okręgowych i apelacyjnych jako tych organów samorządu, które tworzą platformę komunikacji pomiędzy sędziami sądów różnego szczebla. Wisienkę na torcie planowanej „reformy" samorządu sędziowskiego stanowi zakaz roztrząsania przez organy samorządu sędziowskiego „spraw politycznych", czy krytyki innych władz i konstytucyjnych organów RP.

Wszystkie wymienione rozwiązania dotyczące organów samorządu sędziowskiego, które do tej pory były depozytariuszem niezależności sądów naruszają zasadę trójpodziału i równowagi władz oraz niezależności władzy sądowniczej zawarte w art. 10 Konstytucji.

Wreszcie przyznane prezydentowi RP prawo do konwalidowania wadliwości procedury nominacyjnej sędziów, co ma zapobiec kwestionowaniu statusu sędziów wybranych z udziałem neo KRS, narusza art. 179 Konstytucji. Akt powołania sędziego przez Prezydenta jest warunkiem koniecznym, ale niewystarczającym dla zapewnienia prawidłowej obsady sądu w konkretnej sprawie.

Odnosząc się do takich z projektowanych zmian, jak obowiązku ujawnienia przynależności do stowarzyszeń sędziowskich, czy obowiązku imiennego głosowania na zgromadzeniach sędziów trudno uniknąć wrażenia, że celem tego rozwiązania jest stworzenie „list proskrypcyjnych" niepokornych sędziów, którzy następnie zostaną poddani różnego rodzaju administracyjnym i dyscyplinarnym represjom. Być może wzorowano się tu na modelu tureckim, gdzie kiedy pozbawiano wolności setki sędziów rzekomo winnych udziału w anty-Erdoganowskim puczu głównym kryterium według którego dokonano zatrzymań była lista przynależności do stowarzyszenia sędziowskiego.

Czarna propaganda i demagogia na usługach władzy, czyli jak uzasadnić niszczenie niezależności sądownictwa

W kontekście omawiania „ustawy kagańcowej" warto zastanowić się, czy celem przeprowadzanej od czterech lat „wielkiej reformy wymiaru sprawiedliwości" jest - jak zapewniają przedstawiciele władzy wykonawczej - przyczynienie się do zwiększenia niezależności sądów, przyspieszenia postępowań sądowych, zapewnienie efektywności postępowań dyscyplinarnych przeciwko sędziom, dekomunizacja sądów, odnowa moralna kadr wymiaru sprawiedliwości względnie zwalczanie rzekomo wszechobecnej w polskim sądownictwie korupcji?

Niestety, odpowiedź na tak postawione pytanie jest jednoznacznie negatywna. W ramach zapisów powołanych ustaw nie ma ani jednego, który mógłby wpłynąć na przyspieszenie postępowań, natomiast wprowadzona w ustawie o Sądzie Najwyższym instytucja skargi nadzwyczajnej może walnie przyczynić się do przedłużenia szeregu z nich, nie wspominając już o znaczącym obniżeniu poziomu bezpieczeństwa obrotu prawnego. Efektywność postępowań dyscyplinarnych przeciwko sędziom zawsze stała na nieporównywalnie wyższym poziomie, niż efektywność postępowań o uchylenie immunitetów parlamentarnych, nie wspominając już o postępowaniach przeciwko politykom przed Trybunałem Stanu. Zważywszy, że sędziowie orzekający w Sądzie Najwyższym zostali wiele lat temu zlustrowani, a 30 lat po przewrocie ustrojowym średnia wieku polskiego sędziego wynosi niewiele ponad 40 lat, obecnie nie może już być mowy o realnej potrzebie dekomunizacji. Trudno ją zresztą pogodzić z faktem, że były komunistyczny prokurator Stanisław Piotrowicz, za działalność w PZPR odznaczony krzyżem zasługi, wolą sejmowej większości został ostatnio powołany na stanowisko sędziego Trybunału Konstytucyjnego. Z kolei hasło odmowy moralnej w wymiarze sprawiedliwości, którym szermują najwyższej rangi politycy obozu rządzącego, nie idzie w parze z działalnością byłego wiceministra sprawiedliwości Łukasza Piebiaka i grupą jego współpracowników, którzy zorganizowali w Internecie nielegalną kampanię hejtu przeciwko niepokornym sędziom, a już zwłaszcza z tym, że żadna z tych osób nie została pociągnięta do realnej odpowiedzialności dyscyplinarnej, czy karnej. Twierdzenia o powszechnej korupcji w polskim sądownictwie są zwyczajnie bezpodstawne, skoro na przestrzeni lat 2007-2017 tylko jeden polski sędzia został skazany za przyjęcie korzyści majątkowej w związku z wykonywanie zawodu (za co został zresztą wydalony z zawodu). Wreszcie konia z rzędem temu, kto znajdzie w wymienionych ustawach choćby jedno rozwiązanie zwiększające niezależność polskiego sądownictwa.

Jaki jest zatem rzeczywisty cel tzw. „wielkiej reformy wymiaru sprawiedliwości"? Odpowiedź jest prosta i jednoznaczna. W krótszej perspektywie chodzi o przeprowadzenie czystki personalnej w wymiarze sprawiedliwości, a w perspektywie dalszej o jego całkowite podporzadkowanie czynnikowi politycznemu, w tym zwłaszcza Ministrowi Sprawiedliwości. Nie trzeba dodawać, że z aksjologicznego punktu widzenia jest to kiepskie, żeby nie powiedzieć „nikczemne" uzasadnienie tej „reformy".

Zasadnicze wątpliwości budzi również legalność szeregu działań propagandowych podejmowanych w celu promocji potrzeby wprowadzenia tejże reformy, żeby wspomnieć tylko finansowanie z pieniędzy Fundacji Narodowej niesławnej „kampanii bilbordowej", czy działania posługującej się pomówieniami wobec niepokornych sędziów i nielegalnym wyciekiem dokumentów słynnej „farmy trolli" kierowanej przez Wiceministra Sprawiedliwości Łukasza Piebiaka, kontynuowane obecnie przez konto #KastaWatch na serwisie społecznościowym Twitter.

Podnoszony często przez Ministerstwo Sprawiedliwości argument, że poszczególne z przyjętych w ramach „reformy" rozwiązań funkcjonują w niektórych państwach europejskich jest chybiony i demagogiczny. Po pierwsze przyjęte w poszczególnych państwach rozwiązania, w połączeniu z innymi elementami, tworzą spójne systemy, które – odmiennie kładąc akcenty – mogą na innych odcinkach kompensować swoje pojedyncze słabe punkty. Utworzenie w Polsce nowego systemu z założenia składającego się z najsłabszych i na ogół krytykowanych w innych państwach fragmentów obcych rozwiązań przypomina proces tworzenia nowego człowieka przez doktora Frankenstaina w znanej powieści Mary Shelley. Wprowadzenie tak dużej ilości zmian systemowych podważających niezależność sądownictwa doprowadzi do powstania tworu będącego niebezpieczną karykaturą niezależnego wymiaru sprawiedliwości, swoistego prawnego monstrum. Po drugie w krajach o wielowiekowej, ugruntowanej kulturze prawnej niekiedy nie jest potrzebny wysoki poziom wyrafinowanych, formalnych gwarancji niezawisłości sędziowskiej, gdyż konieczność zagwarantowania niezależności sądownictwa jest tam czymś naturalnym i niekwestionowanym. Noża można używać do smarowania chleba masłem, ale można też nim poderżnąć gardło. Także prawo może być stosowane w bardzo różny sposób. W Polsce obecna władza wielokrotnie udowodniła, że nie cofnie się przed użyciem prawa w sposób instrumentalny, w zależności od aktualnym potrzeb politycznych. Jednym z przykładów tego typu działań jest wybór na sędziów Trybunału Konstytucyjnego dwojga osób, które ukończyły 65 lat pomimo wcześniejszej, udaremnionej przez orzeczenie TSUE próby usunięcia z Sądu Najwyższego sędziów w wieku powyżej 65 lat, co było uzasadniane ich rzekomą bezużytecznością dla dalszej służby.

Polscy politycy z uporem godnym lepszej sprawy jak mantrę powtarzają stwierdzenie, że organy Unii Europejskiej, w tym Komisja Europejska i Trybunał Luksemburski, nie mogą ingerować w kwestie organizacyjne dotyczące wymiaru sprawiedliwości państw członkowskich. Idąc tym tropem myślenia można dojść do absurdalnego wniosku, że dopuszczalne byłoby np. wprowadzenie w państwie Unii Europejskiej sądów wyznaniowych, czy też w pełnym zakresie systemu sądownictwa nieprofesjonalnego. Jest rzeczą oczywistą, że sama struktura wymiaru sprawiedliwości nie ma w tym kontekście pierwszoplanowego znaczenia. Znaczenie takie ma natomiast zachowanie podstawowych standardów w zakresie prawa do rzetelnego procesu przed niezawisłym i bezstronnym sądem, co może wszak mieć związek z wymogami instytucjonalnymi dotyczącymi sposobu mianowania sędziów, czasu trwania ich kadencji, czy gwarancji przed naciskami z zewnątrz, które współtworzą kryteria oceny niezależności sądownictwa.

Potencjalne skutki wejścia w życie ustawy kagańcowej

Reasumując, cały pakiet zmian aktów prawnych zaproponowany w ramach tzw. „ustawy kagańcowej" stanowi przejaw tzw. ustawowego bezprawia, a jej ewentualne wejście w życie pociągnie za sobą szereg trudnych do wyobrażenia i jednoznacznie negatywnych następstw. Jeżeli zmiany te po przejściu ścieżki legislacyjnej zostaną bezrefleksyjnie sygnowane przez Prezydenta staną się zespołem przepisów, które i tak nie będą formalnie obowiązywały ze względu na ich fundamentalną sprzeczność z aktami wyższego rzędu którym przysługuje pierwszeństwo stosowania, jakie stanowią Konstytucja Rzeczpospolitej Polski (naruszenie przez projekt ustawy m.in. art. 7, 8, 9, 10, art. 45 ust. 1, art. 54 ust. 1, art. 91, art. 179), umowy międzynarodowe ratyfikowane za uprzednią zgodą sejmu, w tym zwłaszcza EKPC (naruszenie m.in. art. 6, art. 10), a także z dorobek prawny Unii Europejskiej, w tym karta praw podstawowych (naruszenie art. 11, art. 47, art. 48, art. 49, a także zasady lojalności, bezpośredniej skuteczności i pierwszeństwa prawa europejskiego). Biorąc pod uwagę ilość specyficznych obostrzeń prawnych dotyczących statusu polskich sędziów, wprowadzonych w życie zarówno ustawą kagańcową, jak i wcześniejszymi aktami prawnymi, trudno oprzeć się wrażeniu, że tą grupę zawodową traktuje się w Polsce jako „wroga publicznego numer jeden", co można uznać za naruszenie zakazu niedyskryminacji ze względu na przynależność zawodową wynikającego z art. 21 ust. 1 Karty Praw Podstawowych UE.

Po to, żeby proponowane ustawą kagańcową zmiany mogły wejść w życie nie doprowadzając do wewnętrznej sprzeczności systemu prawnego (która podlega rozstrzygnięciu na korzyść konstytucji i umów międzynarodowych) należałoby wprowadzić szereg zmian w konstytucji, rezygnując m.in. z zasady równowagi władz i niezależności sądownictwa, prawa do rzetelnego procesu, oraz ograniczyć wobec sędziów konstytucyjnie gwarantowaną zasadę wolności słowa. Aby zapewnić formalne obowiązywanie projektu „ustawy kagańcowej" nie popadając w konflikt z obowiązującymi umowami międzynarodowymi Polska winna również wystąpić z szeregu organizacji międzynarodowych, które gwarantują ochronę wymienionych praw na poziomie porównywalnym z polską konstytucją, w tym z Rady Europy, a także z Unii Europejskiej. W rzeczywistości jedynym czynnikiem, który będzie gwarantował działanie planowanych zmian prawa w praktyce będzie wisząca nad sędziami groźba bezpodstawnych i bezprawnych represji dyscyplinarnych i administracyjnych, co definitywnie wyprowadzi nasz kraj z kręgu europejskiej kultury prawnej i zapewni nam „honorowe" miejsce obok Turcji, czy Białorusi.

Polski system wymiaru sprawiedliwości, po wprowadzeniu szeregu omówionych zmian sprzecznych zarówno z prawem międzynarodowym jak i polską Konstytucją, stanie się „chorym człowiekiem Europy". Omawiane rozwiązania sprawią, że polskie sądownictwo nie będzie spełniało kryterium niezależności od nacisków z zewnątrz, w szczególności za strony uosabianego przez Ministra Sprawiedliwości czynnika politycznego. Ocena taka znajdzie zapewne szybko potwierdzenie w orzeczeniach Trybunałów Strasburskiego i Luksemburskiego.

W przypadku Trybunału Strasburskiego co do zasady wchodzi w grę wyłącznie odpowiedzialność odszkodowawcza państwa w następstwie indywidualnych skarg pokrzywdzonych. Należy jednak pamiętać, że w przypadku znacznej ilości skarg (a taką może wygenerować choćby wątpliwość co do statusu sędziów powołanych z udziałem neo KRS, w połączeniu z orzeczeniem ETPCz w słynnej sprawie islandzkiej, w której wyrok Wielkiej Izby ma zapaść już 5 lutego 2020 r.) Polska może się spodziewać uruchomienia procedury wyroku pilotażowego, co zmultiplikuje odpowiedzialność odszkodowawczą.

Odpowiedzialność Polski przed Trybunałem Luxemburskim zmaterializuje się o ile wszczęta zostanie procedura naruszeniowa w sprawie „ustawy kagańcowej", co wydaje się wielce prawdopodobne w świetle niedawnego listu Viery Jourowej. W razie przegranej przed TSUE, oraz utrzymywania nadal nieprzejednanego stanowiska przez rząd polski, Trybunału Luksemburski - na wniosek Komisji Europejskiej, na podstawie art. 258 i art. 260 TFUE - będzie mógł wszcząć postępowanie w przedmiocie uchybienia przez państwo zobowiązaniom traktatowym, zarówno wynikającym z prawa pierwotnego, jak i wtórnego UE, w tym również z Karty Praw Podstawowych. Efektem tego rodzaju postępowania może być nałożenie na państwo dotkliwych sankcji finansowych, być może naliczanych za każdy dzień stwierdzonego naruszenia.

Ewentualny niekorzystny dla Polski, stwierdzający naruszenie prawa unijnego, wyrok Trybunału Luksemburskiego będzie mógł mieć również pośrednio negatywne skutki dla jej partycypacji w budżecie Unii Europejskiej, a w szczególności wpłynąć na obniżenie wysokości efektywnie przyznanych naszemu państwu funduszy strukturalnych. Wydatkowanie tych funduszy podlega zasadzie zarządzania dzielonego, co oznacza, że odpowiedzialność za prawidłowość ich wykorzystania spoczywa na państwie członkowskim. Zasada efektywnej kontroli wydatkowania środków unijnych zakłada istnienie w państwach członkowskich niezależnych i niezawisłych sądów, gdyż tylko one mogą wyręczać Komisję Europejską w przeprowadzanych na miejscu w państwach członkowskich kontrolach i audytach wydatkowania środków. Jeżeli Komisja Europejska stwierdzi, że system wewnętrznej kontroli nie działa prawidłowo może wstrzymać wypłatę środków, a ewentualne orzeczenie Trybunału Luksemburskiego stwierdzające naruszenie standardów europejskich w zakresie niezależności polskiego sądownictwa może okazać się wystarczającą podstawą dla takiej decyzji.

Niezależnie od powyższego obecnie na zaawansowanym etapie są prace zmierzające do utworzenia stałego mechanizmu okresowej oceny przestrzegania praworządności, gdzie uzyskanie negatywnej oceny będzie miało bezpośredni wpływ na redukcję środków przyznanych z UE.

Wreszcie stwierdzenie, że polski wymiar sprawiedliwości nie spełnia standardów europejskich może skłaniać organy wymiaru sprawiedliwości innych państw do odmowy współpracy z polskimi sądami odnośnie szeroko pojętej pomocy prawnej, w tym m.in. w zakresie wykonywania europejskich nakazów aresztowania, oraz orzeczeń sądów karnych i cywilnych, w tym nakazów zapłaty. Nie realizując standardów międzynarodowych dotyczących prawidłowego funkcjonowania wymiaru sprawiedliwości Polska będzie postrzegana jako państwo nieprzewidywalne i niegodne zaufania w zakresie współpracy sądowej, co z kolei może przyczynić się do odpływu kapitału zagranicznego.

Wreszcie, o ile po nałożeniu kar pieniężnych stanowisko władz polskich nie ulegnie zmiękczeniu, w dalszej perspektywie stawką stanie się Polexit i związna z nim degradacja cywilizacyjna naszego kraju. Nie ma przy tym większego znaczenia, czy dojdzie do formalnego wystąpienia naszego kraju ze wspólnoty, czy też „tylko" do nadania mu w jej ramach de facto odmiennego statusu. Pewne jest, że na dłuższą metę pełnoprawne członkostwo Polski w Unii Europejskiej - w sytuacji utrzymującego się, systemowego naruszania podstawowych wartości na których oparta jest europejska wspólnota - nie będzie możliwe.

Z punktu widzenia obywateli, w razie wejścia w życia proponowanych zmian Polska przestanie być państwem „rządów prawa", w którym jedną z głównych funkcji prawa jest wytyczanie granic dopuszczalnej działalności władzy wykonawczej, a stanie się państwem „rządów poprzez prawo", które stanie się niebezpiecznym narzędziem w rękach władzy wykonawczej. W takim modelu władzy, określanej jako autorytarna, prędzej czy później dochodzi do sytuacji w której autorytet państwa zaczyna być budowany na strachu obywateli pozbawionych realnej ochrony prawnej, pozory jednomyślności są wymuszane propagandą, cenzurą i represjami, emigracja zyskuje określenie „przymusowej", a znaczna część więźniów przydomek „politycznych".

Proponowana ustawa zawiera tak wiele rozwiązań fundamentalnie sprzecznych z podstawowymi wartościami zawartymi w polskiej konstytucji, oraz prawie europejskim i międzynarodowym, że jakakolwiek debata nad jej poprawą nie ma sensu. Dlatego jeżeli Polska ma nadal należeć do Unii Europejskiej i pozostawać w kręgu zachodniej kultury prawnej, miejsce ustawy kagańcowej jest na śmietniku historii.

Dariusz Mazur - sędzia Sądu Okręgowego w Krakowie, rzecznik Stowarzyszenia Sędziów „Themis"

Przebieg dotychczasowej „reformy" wymiaru sprawiedliwości

Historia wielokrotnie udowodniła, że pogląd, iż wszystko, co znajduje się w ustawie jest sprawiedliwe, dobre i jako takie winno być przez sędziów bezrefleksyjnie i bez zastrzeżeń stosowane, w pewnych okolicznościach może budzić wątpliwości. Gdyby zasada ta zawsze i wszędzie była słuszna, nie tylko nie byłoby ofiar prawa apartheidu, czy ustaw norymberskich, ale niepotrzebna byłyby rola trybunału konstytucyjnego (w państwach anglosaskich sądu najwyższego) jako instytucji kontrolującej zgodność prawa niższego rzędu z konstytucją. Niepotrzebna byłaby doktryna Radbrucha, a Stanisław Jerzy Lec nie ułożyłby sentencji „Bezprawie może zostać skodyfikowane". Na wstępnie niniejszego artykułu należy zaznaczyć, że z oczywistych względów poza jego ramy objętościowe wykracza analiza prawidłowości ścieżki legislacyjnej przy przyjmowaniu poszczególnych ustaw sądowych na przestrzeni ostatnich 4 lat. A jest to kwestia niebagatelna biorąc pod uwagę takie powszechnie znane praktyki, jak nagminne przemycanie projektów rządowych pod pozorem stosowania szybkiej ścieżki poselskiej (w celu obejścia wymogu konsultacji), pozbawianie głosu opozycji tak w trakcie prac w komisjach sejmowych jak i w trakcie posiedzeń sejmu, niezachowywanie dla poszczególnych działań legislacyjnych minimalnych terminów wynikających z regulaminu sejmu, bezpodstawną reasumpcję niekorzystnych dla obozu władzy głosowań, zgłaszanie niedopuszczalnych poprawek, stosowanie bez realnej potrzeby nagminnych nocnych posiedzeń, czy wreszcie wprowadzanie w życie ważnych ustaw ustrojowych bez zachowania wymaganego vacatio legis. Wszystko to dzieje się w warunkach braku realnej kontroli konstytucyjności uchwalanego prawa, co ma związek z nielegalnym przejęciem przez obecną większość parlamentarną kontroli nad Trybunałem Konstytucyjnym (m.in. poprzez dopuszczenie do orzekania tzw. sędziów dublerów, czy odmowę publikacji trzech wyroków „starego" Trybunału). Nie trzeba przypominać, że „stary" Trybunał niejednokrotnie stwierdzał niekonstytucyjność ustaw ze względu na wadliwość ścieżki legislacyjnej.

Pozostało 93% artykułu
Opinie Prawne
Czy po uchwale Sądu Najwyższego frankowicze mają szansę na mieszkania za darmo?
Opinie Prawne
Marek Isański: Wybory kopertowe, czyli „prawo” państwa kontra prawa obywatela
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Co dalej z podsłuchami i Pegasusem po raporcie Adama Bodnara
Opinie Prawne
Ewa Łętowska: Złudzenie konstytucjonalisty
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Podsłuchy praworządne. Jak podsłuchuje PO, to już jest OK