Czy obecna debata na temat związków partnerskich nie obraża pana demokratycznej duszy?
W sprawie, o którą pan pyta najmniej jest partnerstwa, za to jest czysty antagonizm i walka „kto kogo". Istotą i podstawowym zadaniem prawa jest regulowanie stosunków społecznych. Prawo bez człowieka nie istnieje. Ale prawo ma służyć zbiorowości, a więc stosunki między ludźmi ustalać w sposób właściwy. Co to znaczy? To oznacza, że prawo ma rozwiązywać konflikty społeczne, a nie je zaogniać. Jeżeli mamy do czynienia z narzucaniem siłą regulacji, która gwałci zasady stanowienia prawa i podsyca napięcia społeczne, to możemy mówić o braku odpowiedzialności prawodawcy. Zamęt wokół tak etycznie podstawowej sprawy, jaką jest przerywanie ciąży pokazuje, że brak odpowiedzialności władzy ustawodawczej potrafi nie tylko sięgnąć zenitu, ale w nim trwać przez lata. Jest rzeczą oczywistą, że wśród grup społecznych dochodzi do gry interesów, a czasem do trudnych do rozwiązania konfliktów. Powstaje pytanie, jaką w ich obliczu pozycję winien zająć ustawodawca. Otóż prawodawca powinien zajmować pozycję arbitra i tak stanowić legislację, aby była ona oparta na społecznym konsensusie. Wszystkie duże grupy społeczne muszą zaakceptować nowe rozwiązania prawne. A im sprawa poważniejsza, tym ta akceptacja musi być bardziej powszechna i pełna. W przeciwnym razie mamy do czynienia z odrzuceniem prawa oraz lekceważeniem prawodawcy. Dla demokracji taki trend zapowiada katastrofę. Słowem prawo ma zaprowadzać ład społeczny, a nie rozpad naszych najważniejszych więzi.
Czy zatem kwestia związków partnerskich ma szansę na rozwiązanie w duchu tych wartości, o których pan mówi ?
Kwestia związków partnerskich, jeśli na bok odłożymy kwestie ideologiczne, jest sprawą wyłącznie natury ekonomicznej, a bardziej precyzyjnie – głównie sprawą natury podatkowej; w wąskim zakresie dotyczy ona również stosunków własnościowych (współwłasności). Nie sądzę, aby rozwiązania na tym polu nie spotkały się z akceptacją społeczną. Sprawie przeszkadza jednak ideologia, która domaga się wzruszenia, a kto inny by powiedział – zdeprecjonowania takich wartości jak małżeństwo, rodzina, rodzicielstwo. I na to nie uzyska się społecznej zgody w żadnym referendum. Wszystko zatem zależy od odpowiedzi na pytanie „o co w tym wszystkim chodzi?". Tylko, że odpowiedź musiałaby być uczciwa i szczera, a z tym właśnie jest wielki kłopot. Poza tym, a raczej przede wszystkim musimy mieć na względzie konstytucję, a ona wiele kwestii jednoznacznie i trwale przesądza.
Jest pan doświadczonym adwokatem, prowadzi pan sprawy o rozwód, o spadek, o podział majątku rodzinnego: jak pan widzi pojawienie się w takich sporach partnerów, jak wpłynie to na sędziów, na procesy ?
— To jest pytanie, które moją małą łódeczkę stawia na środku oceanu: do każdego brzegu jest równie daleko. Myślę, że tak jak można mówić o bezmiarze oceanu, tak w tym przypadku można mówić o bezmiarze problemów.