Kiedy po długim wyczekiwaniu jury ogłosiło, że zwycięzcą Konkursu Chopinowskiego z 2005 roku jest Rafał Blechacz, natychmiast otoczyli go ochroniarze i wyprowadzili z sali lustrzanej Filharmonii Narodowej. Dziennikarze bezskutecznie usiłowali namówić go na chwilę zwierzeń. Zainteresowanie mediów było zrozumiałe tym bardziej, że w 2005 roku media upatrywały faworyta do zwycięstwa w innym przedstawicielu polskiej ekipy, o którym ekipy telewizyjne zaczęły już kręcić materiał do przyszłego reportażu. Rafał Blechacz natomiast starannie unikał kontaktów, po występie szybko znikał z Filharmonii Narodowej. Ale ci, którzy uważnie śledzili grę uczestników Konkursu, po pierwszym etapie wiedzieli, że on powinien zajść wysoko. 

Czytaj więcej

„Tak skromny, że aż prawie niewidoczny”. Triumf Dang Thai Sona

Niedoszły organista

Urodzony w 1965 roku w Nakle nad Notecią Rafał Blechacz do fortepianu zasiadł w wieku 5 lat w ognisku muzycznym w rodzinnym mieście. Trzy lata później rozpoczął naukę w szkole muzycznej w Bydgoszczy. Potem został studentem profesor Katarzyny Popowej–Zydroń w bydgoskiej Akademii Muzycznej.

Jako chłopiec grywał też na organach w kościele w Nakle. – Byłem nimi zafascynowany, ich potężnym brzmieniem, możliwością regulowania barwy – opowiadał mi kilka lat temu. – No i lubiłem obserwować naszego organistę. Chciałem być taki jak on, tak wyobrażałem sobie własną przyszłość. W ogóle moje początki muzyczne mocno związane były z muzyką religijną, grając powtarzałem zapamiętane pieśni, kolędy, w wieku siedmiu lat znałem stałe części muzyczne mszy.

Pierwszą w życiu nagrodę zdobył jako 11-latek na Konkursie Bachowskim w Gorzowie Wielkopolskim. – Utwory Bacha grałem, nie używając pedałów fortepianu, bo nie sięgałem do nich nogami. W programie był też obowiązkowy nokturn Chopina, musiałem więc zsunąć się z krzesła i wykonałem go właściwie na stojąco.

Rafał Blechacz

Rafał Blechacz

Foto: Universal Music Polska

 Idol młodości - Krystian Zimerman

Jego idolem był Krystian Zimerman, miał wszystkie jego płyty. Ten zaś w 2005 roku przyznał mu własną nagrodę (10 tys. franków szwajcarskich) za najlepsze wykonanie sonaty na Konkursie. Dziś Rafał Blechacz mówi, że łączą ich przyjacielskie relacje, a najczęściej spotykają się chyba w Japonii, bo tam zbiegają się co pewien czas ich trasy podróży.

Po zwycięstwie Rafał Blechacz szybko ruszył na podbój estrad świata. I nie chciał zamykać się wyłącznie w świecie Chopina. 

W 2007 roku podpisał kontrakt z Deutsche Grammophon, do dziś nagrał dla tego koncernu osiem płyt. Tylko trzy z nich poświęcił Chopinowi, na ostatniej z 2023 roku znalazła się Sonata h-moll, za której wykonanie otrzymał nagrodę od Krystiana Zimermana. – Teraz moja interpretacja jest inna, ale czy lepsza, czy gorsza - niech oceni to publiczność. Mnie wydaje się, że jest emocjonalnie bogatsza – mówi Rafał Blechacz. –  A jeśli chcemy pokazać więcej emocji, prowokuje to do innej barwy, dynamiki, do głębszego przeżywania harmonii czy któregoś akordu. Wszystko to zaś związanie jest z dojrzewaniem i artysty, i człowieka - dodaje.

Najważniejsza jest równowaga

Kiedy zapytałem go, jakie miejsca koncertowe są dla niego ważne, wskazał Wiedeń, Paryż, Londyn, Nowy Jork i Tokio. Wśród ulubionych sal wymienił z kolei Concertgebouw w Amsterdamie, Musikverein we Wiedniu, Tonhalle w Zurychu, Herkulessaal w Monachium i oczywiście Wigmore Hall w Londynie. Pianista nie zabiega o jak największą liczbę występów. Rocznie daje nie więcej niż 40-50 koncertów. – Taka liczba pozwala utrzymać równowagę między prywatnym życiem, ćwiczeniem nowych utworów i pokazywaniem się w ważnych miejscach – mówi.

W 2016 roku dał jedynie trzy koncerty. Przerwę przeznaczył głównie na pracę nad nowym repertuarem, niezbędną po dziesięciu latach koncertowania. – Trzeba było nabrać trochę świeżego powietrza. To był fajny rok, choć po dziewięciu miesiącach zatęskniłem za publicznością – opowiadał.

Rafał Blechacz, Bomsori Kim

Rafał Blechacz, Bomsori Kim

Foto: Universal Music Polska

Kameralna partnerka, Bomsori Kim

Roczna przerwa przyniosła jeszcze jedno istotne dla niego zdarzenie. Ponieważ miał sporo czasu, obserwował przebieg Konkursu im Wieniawskiego. Bardzo spodobała mu się muzyczna wrażliwość koreańskiej skrzypaczki Bomsori Kim. A ponieważ myślał wtedy o zajęciu się muzyką kameralną, postanowił nawiązać z nią współpracę. Efektem był szereg wspólnych występów i album nagrany dla Deutsche Grammophon. Muzycy nie porzucili oczywiście karier solowych, więc ich drogi się co pewien czas rozchodzą. Najbliższe spotkanie czeka ich na Tajwanie, gdzie w sezonie 2025-2026 Rafał Blechacz będzie artystą-rezydentem fundacji Bach Inspiration.

Rafał Blechacz chroni swoją prywatność, więc mało kto wie, że w minionej dekadzie rozpoczął studia filozoficzne na Uniwersytecie w Toruniu. I postanowił zwieńczyć je pracą doktorską o związkach filozofii z muzyką. Dziś twierdzi, że zdobyta wiedzy pomaga mu i w interpretacji utworów i w zrozumieniu, czego oczekuje od koncertu. – Dla mnie koncert zawsze jest wydarzeniem, świętem, które zaczyna się w domu od rana – mówi. – Nie jest tak, że tylko wykonuję rzemieślniczą pracę, którą przygotowałem w domu. To jest przekaz idei utworu, podzielenie się pięknem z drugim człowiekiem, nawiązanie z nim relacji. Nie wyobrażam sobie, by skonstruować program recitalu tylko z rapsodii Liszta, czyli samych fajerwerków. Czegoś w takim koncercie brakuje. Musi być tak, żeby słuchacz się zachwycił i wzruszył, a nawet zastanowił nad życiem.