To przeczytajcie: „Nie orientował się w szczegółach, ale w ogólnych zarysach wiedział, co dzieje się w niewidzialnym labiryncie, do którego prowadzą rury pneumatyczne. Kiedy wszystkie poprawki, jakie należało wnieść do danego numeru gazety były już gotowe, numer kolacjonowano i drukowano ponownie, po czym wydanie oryginalne niszczono, a w archiwach umieszczano nowe. Ten proces wprowadzania ciągłych zmian odbywał się nie tylko w wypadku gazet, lecz także książek, czasopism, plakatów, ulotek, filmów, nagrań, rysunków, fotografii - każdego typu literatury i dokumentacji o jakimkolwiek znaczeniu politycznym lub ideologicznym. Z dnia na dzień i niemal z minuty na minutę uaktualniano przeszłość. Tak preparowana dokumentacja potwierdzała słuszność każdej partyjnej prognozy; pilnowano, by nie ostało się choć jedno zdanie sprzeczne z potrzebą chwili. Całą historię przemieniano w palimpsest, zeskrobywany i zapisywany tak często, jak to uważano za konieczne. Gdy już raz dokonano zmian, nie sposób było udowodnić, że nastąpiła najmniejsza falsyfikacja. Jedyne zadanie personelu największego działu Departamentu Archiwów, znacznie większego od działu Winstona, polegało na wynajdywaniu i usuwaniu wszystkich egzemplarzy książek, gazet i innych dokumentów, które należało podmienić i zniszczyć.
Numer „The Times", przerabiany kilkanaście razy z powodu zmian w sojuszach politycznych lub błędnych prognoz Wielkiego Brata, figurował w katalogach pod oryginalną datą, a z jego wcześniejszych wydań nie ostawał się ani jeden egzemplarz, który mógłby posłużyć za dowód mistyfikacji. Książki także wycofywano i przerabiano raz po raz, po czym niezmiennie wydawano znów, nie przyznając się do wprowadzenia jakichkolwiek poprawek. Również pisemne instrukcje otrzymywane przez Winstona, które niszczył natychmiast po wypełnieniu zawartych w nich poleceń, nigdy nie stwierdzały, ani nawet nie sugerowały, że ma nastąpić fałszerstwo: zawsze mowa w nich była wyłącznie o pomyłkach, błędach drukarskich i mylnie cytowanych wypowiedziach, wymagających sprostowania w trosce o ścisłość." To fragment powieści „Rok 1984" Georga Orwella. Świat wirtualny nie był znany brytyjskiemu pisarzowi i powieściowe przeprowadzanie ewaporacji przedstawiał jako ingerencję w treść papierowych wydań dzieł literatury, prasy i periodyków. Kiedy jeszcze jako maturzysta'82, z wypiekami na twarzy czytałem o tym, co rzekomo miało już wkrótce nadejść, myśl „to przecież nie możliwe" przemykała w głowie na zmianę z modlitwą, by Bóg nas przed tym uchronił. Ale oto pojawienie się świata wirtualnego i zdigitalizowanych form przekazu informacji zmusza nas do nowego spojrzenia na zagrożenie sygnalizowane przez G. Orwella i do uświadomienia sobie, że powieściowa rzeczywistość Eurazji może wcielić się w życie jako rzeczywistość Eurounii, nie w roku 1984, ale w 2014. Istnieją systemy krajowe, które orwellowską rzeczywistość Ministerstwa Prawdy już tworzą.
Proposal Vivien Reding
Żyjemy w ciekawych czasach, choć wydawałoby się, że taka opinia, a raczej przekleństwo, należy już do przeszłości, bo czyż na takie określenie nie zasługują czasy, w których na naszych oczach dąży się do stworzenia nowego prawa człowieka. „The right to be forgotten" – prawo do bycia zapomnianym, o którym na całym świecie piszą i mówią od dwóch lat, miałoby powstać i zostać zapisane w rozporządzeniach i ustawach i przestrzegane w wirtualnej rzeczywistości na całym świecie. Na początku 2012r. Vivien Reding przedstawiła projekt Rozporządzenia skrótowo określanego jak „the right to be forgotten", dotyczącego ochrony danych osobowych. Projekt przewiduje wprowadzenie przysługującego podmiotowi danych prawa żądania od administratora usunięcia danych osobowych odnoszących się do niego oraz zaprzestania dalszego rozpowszechniania tych danych. Zgodnie z Proposal, usunięcie i zaprzestanie rozpowszechniania mogłoby mieć miejsce, na żądanie podmiotu, gdyby zaistniała jedna z przesłanek: 1/ dane nie byłyby już potrzebne do celów, do których były zebrane; 2/ podmiot danych odwołał zgodę, na której opiera się przetwarzanie lub minął okres przechowywania, na który wyrażono zgodę oraz jeśli nie istnieje już podstawa prawna przetwarzania danych; 3/ podmiot danych sprzeciwia się przetwarzaniu danych osobowych; 4/ przetwarzanie danych nie jest zgodne z rozporządzeniem. Nakaz ten miałby nie działać, jeżeli przeciwne temu byłoby wykonywanie prawa wolności wypowiedzi; realizacja interesu publicznego w dziedzinie zdrowia publicznego; jeżeli istnienie danych byłoby niezbędne dla dokumentacji, statystyki i badań naukowych lub służyło wypełnianiu obowiązku administratora wynikającego z przepisów prawa UE lub krajowego i innych. Na pozór Proposal brzmią niewinnie, zwłaszcza, że sugeruje się w nich prawo żądania usunięcia danych, które podmiot umieścił w Internecie będąc dzieckiem, ale tylko na pozór. Wprowadzone w życie stałyby się zarodkiem zła, zarodkiem sytemu totalitarnego przedstawionego w orwellowskiej powieści.
Google w opałach
De lege lata w prawie europejskim prawo do bycia zapomnianym nie obowiązuje, o czym można było się przekonać na tle głośnej sprawy przeciwko Google o usunięcie danych osobowych z tej wyszukiwarki. W wydanej opinii Rzecznik generalny Jääskinen uważa, że dostawcy usług wyszukiwania za pomocą wyszukiwarki internetowej nie są odpowiedzialni za dane osobowe zamieszczone na przetwarzanych przez nich stronach internetowych. Krajowy organ ds. ochrony danych osobowych nie może wymagać od dostawcy usług wyszukiwania za pomocą wyszukiwarki internetowej usunięcia informacji z jego indeksu z wyjątkiem przypadków, w których dostawca ten nie zastosował się do kodów wyłączenia lub gdy wnioski pochodzące ze strony internetowej dotyczące aktualizacji pamięci podręcznej nie zostały zrealizowane. Natomiast ewentualna „procedura powiadamiania i usuwania" dotycząca linków do źródłowych stron internetowych, na których znajdują się treści nielegalne lub niewłaściwe, stanowi kwestię odpowiedzialności cywilnej na podstawie prawa krajowego w oparciu o podstawy inne niż ochrona danych osobowych (ochrona dóbr osobistych). Problem w tym, że wyszukiwanie danych jest istotą działalności gospodarczej prowadzonej przez Google i system prawa nie może z jednej strony zezwala na prowadzenie takiej działalności, a z drugiej wprowadzać normy, które taką działalność uniemożliwiają. Pojawia się pytanie, czy opinia Jääskinen wpłynie na kształt proponowanego rozporządzenia unijnego o ochronie danych osobowych.
Prawo przeciwko prawu
Złożone przez Viviene Reding Proposal zaowocowały licznymi publikacjami na całym świecie, w których autorzy zastanawiali się o co tak naprawdę chodzi. Czy autorka miała na myśli wprowadzenie nowego prawa człowieka (human right, fundamental right), czy też wzmocnienie administracyjno-prawnej ochrony danych osobowych. Jeżeli chodzi o nowe human right, to jego podstawy są zaskakujące. Miało by ono powstać z „zapatrzenia" w prawno-karne zatarcie skazania. Prawo to jest rozumiane szeroko, nie tylko jak zniknięcie osoby z kartoteki skazanych, ale także jako zakaz nękania przez osoby trzecie wypominaniem „kryminalnej przeszłości". W prawie tym upatruje się szczególnej postaci prawa do prywatności. Amerykańscy komentatorzy zarzucili autorce „mgliste myślenie" (foggy thinking), zarzucając przy tym uderzenie w wolność wyrażania opinii. Problem polega na tym, że right to be forgotten nie byłoby wyłącznie prawem skierowanym przeciwko wyszukiwarkom internetowym ale także przeciwko wydawcom prasy codziennej i periodyków. Prawo to pozostawałoby w konflikcie z innym istotniejszym prawem człowieka – prawem do informacji i wolnością prasy.