Trudno oprzeć się wrażeniu, że jest to krzyk rozpaczy i przejaw bezsilności. Swoiste podsumowanie ostatnich lat, które dla adwokatury było czasem szczególnym.
Historia samorządu adwokackiego w III RP mogłaby być pewnie omawiana na zajęciach z marketingu jako przykład długoletniego zarządzania znakomitą marką z wiadomym skutkiem. Sami zainteresowani zdają się jeszcze tego nie dostrzegać.
Symboliczne jest posługiwanie się przez wielu adwokatów zatrutym znaczeniowo słowem „korporacja" dla określenia samorządu. W trakcie ostatniego zgromadzenie izby warszawskiej termin ten padał z mównicy wielokrotnie, mimo że dziś jest absolutnie jasne, iż ma on zabarwienie negatywne.
W sprawach z urzędu sąd może zasądzić opłatę nie wyższą niż 150 proc. W sprawach z wyboru może to być sześciokrotność stawki
Różnica niby niewielka, ale jednak. W samorządzie trudno byłoby sobie wyobrazić innowacyjną formułę przyjęcia uchwały przez aklamację mimo sprzeciwu jednego z głosujących – w korporacji to oczywiście co innego. W samorządzie nie do pomyślenia byłoby okazywanie Koleżance lub Koledze lekceważenia ze względu np. na ich młody wiek – w korporacji nikogo to nie będzie dziwić. I wreszcie samorząd zawodu zaufania publicznego w państwie demokratycznym nie popierałby otwarcie tworzenia prawa o wyraźnie dyskryminującym charakterze.