Jeszcze nie nastąpił, ale i tak Polska wyróżnia się na tle innych państw, bo wszczęła śledztwo w sprawie przetrzymywania więźniów CIA na terenie Polski. Ani Litwa, ani Rumunia się na to nie zdecydowały.
Oczywiście dobrze, że w ogóle rozpoczęto to postępowanie, szkoda, że dopiero po upływie pięciu lat od dnia, w którym państwo polskie się dowiedziało, że w Polsce byli przetrzymywani więźniowie CIA. Społeczeństwo nic o tym śledztwie nie wie. Jest absolutnie tajne. Odnoszę też wrażenie, że nie jest całkowicie niezależne.
Odbyła się też rozprawa przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka w sprawie więzień CIA.
Pan przygotował skargę.
To żadna przyjemność skarżyć własne państwo. Nie było jednak wyjścia. Skargę przygotowałem wspólnie z obrońcami Abd Al-Rahim al-Nashiri w USA. Czekamy na rozstrzygnięcie. Myślę, że zapadnie najpóźniej za kilka miesięcy. Niezależnie od tego, jakie ono będzie, postępowanie w Polsce będzie się toczyć dalej. Trzeba liczyć się z tym, że może trwać i trwać, co jest zresztą wygodne dla niektórych polityków.
Bronił też pan wielu osób posądzonych o kłamstwo lustracyjne.
Przez dwa lata miałem zaszczyt prowadzić dla Fundacji Helsińskiej program „Prawa człowieka. Rozliczenie z przeszłością". Powstał on w 2007 r. Dotyczył nie tylko lustracji, ale i dekomunizacji, rozliczania wojskowych służb specjalnych.
Chcę podkreślić, że nie należę do miłośników ustroju komunistycznego. Moim zdaniem państwo demokratyczne musi jednak stosować standardy konstytucyjne, a nie posługiwać się mechanizmami charakterystycznymi dla państw totalitarnych, co się niestety zdarza.
Tak było m.in. w wypadku ustawy lustracyjnej, którą ostatecznie w 2007 r. uchylił w znaczniej części Trybunał Konstytucyjny.
W ramach tego programu rozpoczynaliśmy postępowania, pomagaliśmy ofiarom wykazać, jak złe są rozwiązania tej ustawy. To była niezwykła przygoda. Dzięki temu programowi wiele się nauczyłem.
Pamięta pan sprawy lustracyjne, które prowadził?
Absolutnie wszystkie.
A która jako pierwsza przychodzi panu do głowy?
Oskarżenie prof. Mirosława Wyrzykowskiego, sędziego Trybunału Konstytuccyjnego, o złożenie nieprawdziwego oświadczenia lustracyjnego. Pan profesor padł ofiarą krzywdzących i niesprawiedliwych pomówień. To jest chyba najbardziej jaskrawy przykład stosowania mechanizmów lustracyjnych tylko po to, by wywierać naciski polityczne, w tym wypadku na Trybunał Konstytucyjny.
Broniłby pan zbrodniarza, którego wina jest oczywista?
To jest pytanie kierowane do mnie zazwyczaj po kilku wódkach. Ma jednak fundamentalne znaczenie. Zadaje się je każdemu przyszłemu adwokatowi. Ze smutkiem stwierdzam, że coraz więcej z nich odpowiada: nie, bo adwokat nie powinien bronić zbrodniarzy, bo tylko zły adwokat broni złych ludzi.
Bardzo wielu młodych prawników w ogóle nie potrafi też odpowiedzieć na to pytanie.
A jaka jest pana odpowiedź?
Nie tylko broniłbym osobę podejrzaną o zbrodnię, ale robiłbym to z wielkim zaangażowaniem. Miałem kilka tego rodzaju spraw. Był to przeżycie niewątpliwie traumatyczne. Adwokat to przecież też człowiek.
Wspomniał pan, że bronił zbrodniarza...
To była jedna z tych spraw, które budziły mnie w nocy. Zostanie ze mną na całe życie. Broniłem oskarżonego o zgwałcenie i bestialskie zamordowanie dziewczynki.
Byłem wtedy młodym adwokatem. Przemówienie końcowe tuż przed wydaniem wyroku było najtrudniejszą chwilą w dotychczasowym moim zawodowym życiu. Pamiętam to jak dziś.
Na sali pełno było kamer i ludzi, którzy znali zamordowane dziecko. Najpierw przemawiał prokurator, a później ojciec dziewczynki recytował napisany prostym językiem wiersz na cześć swojego dziecka i piętnujący oskarżonego. Czytał go łamiącym się głosem przez 20 minut. Na sali było cicho jak makiem zasiał, łzy w oczach mieli wszyscy, ja tak jak inni byłem wzruszony. Po tym wystąpieniu musiałem zabrać głos w obronie oskarżonego.
Jaki był wyrok?
Sąd skazał oskarżonego na dożywotnie więzienie, zastrzegł też, że może się ubiegać o warunkowe bezterminowe zwolnienie dopiero po 50 latach. Tak oto stałem się adwokatem osoby skazanej na najsurowszy wyrok w Polsce po zniesieniu kary śmierci.
Nie jest to chlubne dla adwokata. Zrobiłem jednak wszystko, co mogłem, i śpię spokojnie.
Były wcześniej nieprzespane noce?
Niejedna. Gdy zobojętnieję na zabójstwo, to odwieszę togę na haczyk, bo będzie to oznaczało, że straciłem wrażliwość.
Nawet gdy poddaję się emocjom, to podsądny jest nadal dla mnie człowiekiem. I tylko z tego powodu wymaga rzetelnej obrony. W każdym człowieku znajdzie się godność, iskrę dobra, nawet w największym zbrodniarzu.
Zdarza się też, że ten potwór, który rzekomo zabił, jest niewinny albo chory psychicznie lub sprawa nie jest wcale czarno-biała, jak by chciał to widzieć prokurator. Inny jest na przykład stopień winy.
Nawet dotychczasowy system, zwany inkwizycyjnym postępowaniem karnym, jest postępowaniem w dużym stopniu kontradyktoryjnym. Z jednej strony stoi prokurator, z drugiej adwokat, każdy przedstawia jakieś poglądy, oceny, argumenty, a sąd ma je ocenić. Nie ja, ja mam bronić.
Sam pan jednak powiedział, że adwokat jest tylko człowiekiem.
Wierzę, że osoby z największymi zarzutami powinny być bronione przez najbardziej zaangażowanego i solidnego obrońcę. W przeciwnym razie otwieramy drzwi do arbitralnych orzeczeń, wydawania nietrafnych i krzywdzących wyroków.
Boli mnie, że jest całe pokolenie młodych prawników, którzy tego nie rozumieją. Zdarza się, że prokuratorzy także.
CV
Adw. Mikołaj Pietrzak specjalizuje się w prawie karnym. Działa również aktywnie w samorządzie adwokackim. Od 2010 r. jest zastępcą członka Okręgowej Rady Adwokackiej w Warszawie. Zasiada też w Komisji ds. Współpracy z Zagranicą ORA oraz przewodniczy Komisji Praw Człowieka przy Naczelnej Radzie Adwokackiej. Od lat działa charytatywnie, wspierając swoją wiedzą i doświadczeniem organizacje pozarządowe, m.in. Helsińską Fundację Praw Człowieka oraz Fundację Greenpeace Polska. Był jednym z założycieli Stowarzyszenia im. prof. Zbigniewa Hołdy.