Legislacyjny dreszczowiec trwa

Wszystkie czarne scenariusze związane ?z wyjściem na wolność seryjnych morderców stworzył urzędniczy kanon: jakoś to będzie – pisze publicysta Andrzej Jankowski.

Aktualizacja: 22.01.2014 12:41 Publikacja: 22.01.2014 02:00

Andrzej Jankowski

Andrzej Jankowski

Foto: materiały prasowe

Red

Lęk społeczeństwa przed wypuszczeniem na wolność kilkunastu seryjnych morderców jest zrozumiały. Nie  dziwią także obawy prawników, czy aby przygotowana na kolanie ustawa o leczeniu w ośrodku zamkniętym sprawców najgroźniejszych zbrodni nie jest  resortowym bublem, który z hukiem odrzuci Trybunał Konstytucyjny. W tym rozgrywającym się na naszych oczach dreszczowcu prawniczym niezrozumiałe jest tylko jedno: karykaturalne zachowanie urzędników odpowiedzialnych za bezpieczeństwo i ład prawny w państwie.

Kto by tam ich słuchał

W kwietniu 1988 r. wykonano w Polsce po raz ostatni karę śmierci, w krakowskim areszcie śledczym przy ulicy Montelupich. Mariusz Trynkiewicz, młody nauczyciel z Piotrkowa Trybunalskiego, odbywał już wtedy karę półtora roku pozbawienia wolności za czyny pedofilskie. Przyszło lato 1988 r. Trynkiewicz  otrzymał właśnie przepustkę z zakładu karnego z powodu choroby matki. To właśnie wtedy zwabił do swojego mieszkania, wykorzystał i udusił 11-letniego Wojtka. Kilkanaście dni później  w ten sam sposób pozbawił życia jeszcze trzech chłopców: 11-letniego Tomka, 12 -letniego Artura i 12 -letniego Krzysia.

W 1989 r. został skazany przez sąd na poczwórną karę śmierci. Od stryczka uratowało go moratorium na wykonywanie kary śmierci. Było to moratorium faktyczne. Polska starała się właśnie o przystąpienie do europejskiej konwencji o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności, która nie tolerowała kary śmierci, więc rząd Mieczysława Rakowskiego takie zobowiązanie podjął. Ponieważ kodeks karny nie przewidywał wówczas dożywotniego więzienia, karę śmierci zamieniono Trynkiewiczowi na 25 lat pozbawienia wolności.

Pamiętam jak dziś rozmowy m.in. z prof. Leszkiem Kubickim, z prof. Andrzejem Markiem, a lista luminarzy naszej myśli prawniczej jest  naprawdę długa – wszyscy oni mówili jednym głosem: alternatywą dla kary śmierci nie może być 25 lat pozbawienia wolności. Ale kto by tam wtedy chciał słuchać prawników. Dożywotnie pozbawienie wolności przywrócono  do naszego prawa karnego dopiero po blisko sześciu latach, w 1995 r. Problem Trynkiewicza i jego nie mniej groźnych kompanów z celi nie wziął się więc z powietrza.

Przez 25 lat urzędnicy z Ministerstwa Sprawiedliwości nie znaleźli czasu, a może zabrakło im po prostu wyobraźni, żeby zmierzyć się z problemem wykonania kary wymierzonej kilkunastu najgroźniejszym zwyrodnialcom.

Wszystkie dzisiejsze lęki i strachy związane z wyjściem na wolność seryjnych morderców biorą się właśnie z tego pierwszego, kardynalnego błędu sprzed 25 lat. Wszystkie kolejne wpadki i kruczki prawne są prostą konsekwencją tego lekkomyślnego przeoczenia. Na skróty można  bowiem od biedy chodzić do szkoły, przez las, i to też tylko wtedy, gdy zna się dobrze drogę. ?W wymiarze sprawiedliwości wszystkie drogi na skróty zawsze prowadzą na manowce. Tutaj niczego nie można załatwiać z dnia na dzień. I to dlatego, że komuś się nie chce, że ktoś od rana popija włoskie cappuccino, a po południu angielską herbatkę.

Wymiarem sprawiedliwości rządzą bowiem procedury. Kto tego nie wie, kto tego nie rozumie, powinien sprawowanie trzeciej władzy wybić sobie raz na zawsze z głowy.

Platforma złudzeń

Paradoksalnie więzienne cele z seryjnymi mordercami obnażyły wszystkie słabości naszego systemu ochrony prawnej. Wszystkie czarne scenariusze związane z wyjściem na wolność seryjnych morderców stworzył żelazny urzędniczy kanon: jakoś to będzie. Nie wiem, czy urzędnik, który miał przed świętami Bożego Narodzenia opublikować w pośpiechu Dziennik Ustaw z ustawą o leczeniu w ośrodku zamkniętym sprawców najgroźniejszych zbrodni, krzyknął do swojego szefa: „A nie zawracajcie nam już głowy!". Nie wiem, być może chęci do pracy odebrała mu Gwiazdka albo wizja wieczerzy wigilijnej. Może facet, który napublikował się już przez cały rok tyle Dzienników Ustaw,   pomyślał sobie, po co będę drukował ustawę, która ma wejść w życie dopiero po Nowym Roku? W każdym razie to niepozorne, zdawać by się mogło, najmniej ważne ogniwo w łańcuchu zdarzeń legislacyjnych zburzyło misterny plan  ułożony przez dwóch ministrów sprawiedliwości i kilkuset posłów i senatorów. Wyprowadziło nas z platformy złudzeń i dobrego samopoczucia i teraz już tylko od nas zależy, czy potrafimy wkroczyć w erę rozsądku.

Dobrych brakarzy ?już nie ma

Kiedyś w każdej fabryce z prawdziwego zdarzenia  pracował brakarz. Dzisiaj taki gość, gdyby znalazł się dla niego etat, nazywałby się pewnie kontrolerem jakości.  Otóż taki brakarz nic innego nie robił przez osiem godzin, tylko szukał dziury w całym, wyłapywał z taśmy produkcyjnej buble, niedokręcone śrubki, poskręcane nitki. Jeśli był dobrym brakarzem, to potrafił nawet odrzucić całą partię wadliwych towarów.  Ale dzisiaj prawdziwych brakarzy już nie ma. Zabrakło ich także przy produkcji grudniowych Dzienników Ustaw w Kancelarii Rady Ministrów i w Sejmie, podczas prac nad ustawą w komisjach parlamentarnych. Chociaż w tym drugim wypadku sprawa jest akurat bardziej złożona.

W komisjach sejmowych w rolę brakarzy wcielili się bowiem eksperci. Problem w tym, że okazali się słabymi brakarzami. Tak przynajmniej oceniają dzisiaj  ich przydatność  posłowie, którzy przesądzili o uchwaleniu kontrowersyjnej ustawy.  W ich ocenie eksperci prawni byli od samego początku na „nie". Wszystko było dla nich sprzeczne z konstytucją. „Mieliśmy w komisji sejmowej pełną salę ekspertów i żadnej porady praktycznej" – mówi Julia Pitera. Eksperci przy tej ustawie nie działali konstruktywnie, tylko destrukcyjnie – żali się posłanka. Pytaliśmy ich, jakie rozwiązania proponują w zamian. Do samego końca nie uzyskaliśmy klarownych odpowiedzi.

Istotnie, paleta kontrpropozycji prawnych nie jest zbyt bogata. Bodaj najczęściej w sprawie Trynkiewicza przywołuje się  na pomoc dozór elektroniczny. „Można w tej chwili  zwolnić warunkowo Trynkiewicza z zakładu karnego i założyć mu obrączkę elektroniczną, którą będzie nosił przez pięć lat" – mówi prof. Monika Płatek.

Bicz ukręcony z piasku

Oczywiście, jest to jakieś awaryjne ratowanie bezpieczeństwa Polaków. A przede wszystkim rozwiązanie bliższe prawom człowieka. Nie miejmy jednak złudzeń: nie jest to rozwiązanie doskonałe. Bo kto uwierzy, że za warunkowym zwolnieniem Trynkiewicza na miesiąc przed końcem kary pozbawienia wolności  nie kryje się kolejny kruczek wymiaru sprawiedliwości. Być może błędy polityków znów będzie musiała naprawiać policja, uruchamiając na szeroką skalę inwigilację groźnego pedofila sadysty. A być może, o ile sąd będzie łaskawy, trzeba będzie sięgnąć po inwigilację szczegółową, z całym arsenałem podsłuchów, podglądów i kamer.  Najgorsze jest to, że nie słyszałem, żeby Ministerstwo Sprawiedliwości miało jakiś plan B, na wypadek gdyby Trybunał Konstytucyjny zakwestionował niektóre rozwiązania kontrowersyjnej ustawy. A przecież nie oszukujmy się, sędziowie Trybunału mogą powiedzieć: panowie posłowie, to nie jest ustawa, tylko ukręcony z piasku bicz, który zaraz się rozpadnie. Przydałby się też jakiś plan C, gdyby na przykład biegli psychiatrzy orzekli, że Trynkiewicz może jednak opuścić zakład karny.

W tej sprawie nie ma teraz łatwych i prostych rozwiązań. Tak dzieje się zawsze, gdy wymiar sprawiedliwości pada ofiarą własnych błędów.

Pamiętam jak dziś, na ulicy Wiejskiej, w pokoiku na piętrze, nad kawiarnią Czytelnika, w którym mieściła się wtedy redakcja miesięcznika „Państwo i Prawo", prof. Leszek Kubicki powtarzał kilka razy: „Kara 25 lat pozbawienia wolności nie może być alternatywą dla kary śmierci". Ale ten głos prawniczej rozwagi i przezorności nie dotarł niestety ani do  ówczesnego ministra sprawiedliwości, ani do posłów z Wiejskiej, którzy obradowali jedną czy dwie przecznice dalej. Tak właśnie rozpoczynał się spektakl, do którego po 25 latach przylgnął tytuł: „Jak państwo nie poradziło sobie z jednym Trynkiewiczem".

Autor jest publicystą prawnym

Lęk społeczeństwa przed wypuszczeniem na wolność kilkunastu seryjnych morderców jest zrozumiały. Nie  dziwią także obawy prawników, czy aby przygotowana na kolanie ustawa o leczeniu w ośrodku zamkniętym sprawców najgroźniejszych zbrodni nie jest  resortowym bublem, który z hukiem odrzuci Trybunał Konstytucyjny. W tym rozgrywającym się na naszych oczach dreszczowcu prawniczym niezrozumiałe jest tylko jedno: karykaturalne zachowanie urzędników odpowiedzialnych za bezpieczeństwo i ład prawny w państwie.

Pozostało 94% artykułu
Opinie Prawne
Mirosław Wróblewski: Ochrona prywatności i danych osobowych jako prawo człowieka
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Święczkowski nie zmieni TK, ale będzie bardziej subtelny niż Przyłębska
Opinie Prawne
Ewa Szadkowska: Biznes umie liczyć, niech liczy na siebie
Opinie Prawne
Michał Romanowski: Opcja zerowa wobec neosędziów to początek końca wartości
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Komisja Wenecka broni sędziów Trybunału Konstytucyjnego