Wpisy na forach zbliżają się poziomem do haseł typu: „gupi Heniek", bazgranych niegdyś na ścianach klatek schodowych. To, że bazgranina przeniosła się do sieci, jest o tyle pozytywne, że internetu nie trzeba co roku odmalowywać.
Ale jest druga strona medalu: by napisać w sieci jakąś podłość, nie trzeba specjalnej odwagi, bo każdy ma zapewnioną anonimowość. Spowodowała ona jednak, że poziom wypisywanych bzdur czy wulgaryzmów nie wynika już ze szczeniackiej bezmyślności i niepohamowanej ekspresji. Teraz każdy, od pryszczatego nastolatka po zgryźliwego staruszka, może napisać wszystko. Widać czasy ludzi honoru, którzy potrafili mówić nawet niepopularne rzeczy pod własnym nazwiskiem, dawno minęły.
Zazwyczaj to oskarżenie niepoważne. Bo jaką wartość ma pomówienie człowieka o to, że ma włosy na piętach, a rozum w łokciu? Zwłaszcza gdy wypisuje to ktoś, kto obmawianego w życiu na oczy nie widział, a jadowity charakter upośledza mu zdolność logicznego myślenia?
Jednak obmawiani w sieci coraz częściej chcą dochodzić sprawiedliwości przed sądem. Najwyraźniej bowiem minęły również czasy ludzi podchodzących z dystansem do siebie samych i mających w pogardzie autorów plebejskich epitetów.
Czy sam fakt, że ktoś czuje się urażony i chce chronić swoje dobre imię, wystarczy, by drogą prawną uzyskać dane autora niewybrednych wpisów? Okazuje się, że tak. Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie stwierdził, że nie można anonimowo obśmiewać innych w internecie. Gdy sprawa trafi do sądu, będzie musiał on ocenić, czy doszło do naruszenia dóbr osobistych czy jedynie do nadwerężenia ego.