Ani prof. Leszek Balcerowicz w rozmowie „Tylko nacisk opinii publicznej uzdrowi Temidę", ani polemizujący z nim sędziowie Małgorzata Gersdorf i Roman Hauser w tekście „Krytykując Temidę, prof. Balcerowicz nie ma racji", nie próbują wyjść poza polskie schematy.
Za szeroko pojęty
Prof. Balcerowicz w wywiadzie używa ogólnikowych pojęć, godnych polityka, a nie specjalisty. Można mu to wybaczyć, bo nie jest prawnikiem. Cóż bowiem znaczy „szeroko pojęty wymiar sprawiedliwości"? Według Pana Profesora i policję, i prokuraturę, i sądy. A dlaczego pomija więziennictwo, karcenie dzieci klapsem? Co więc należy reformować? Wszystko! Policję, prokuraturę, sądownictwo, więziennictwo. Należy powiedzieć wprost, że można zrobić reformatorską rewolucję, tylko nikt w niej nie chce brać udziału. Rozmowa o szeroko pojętym czymkolwiek jest uniwersalna – można przecież dyskutować o szeroko pojętych błędach w polityce społecznej czy makroekonomii, zamiast o ludziach żyjących na skraju ubóstwa i problemach drobnych przedsiębiorców. Szeroko pojęta dyskusja jest dyskusją o niczym.
I – inaczej niż Pan Profesor twierdzi – nie ma wymiaru sprawiedliwości „bardziej sprawiedliwego". Część polskiego społeczeństwa z wymiarem sprawiedliwości ma do czynienia, siedząc przed telewizorem, gdzie sprawa sądowa kończy się w godzinę. Faktycznie sędzia musi się zmagać z problemami, o których zwykły obywatel nie ma pojęcia. Tu należy się zgodzić z Panem Profesorem, że zbyt długo przetrzymuje się podejrzanych w areszcie. W Kanadzie bardzo rzadko sąd wydaje nakaz przetrzymywania podejrzanego przez dłuższy okres, a czas pobytu w areszcie przed procesem liczy się podwójnie i odejmuje od potencjalnego okresu pozbawienia wolności. Odnoszę wrażenie, że w Polsce istnieje mit mataczenia, który daje prokuratorowi powód do żądania przedłużenia aresztu, co skutkuje czasami marnowaniem życia niewinnym. Odpowiedź na to jest prosta. Jeśli ktoś chce mataczyć, to jego osadzenie w areszcie niczego nie zmieni. Zdarza się, że skazani prowadzą z więzień rozwiniętą działalność przestępczą na zewnątrz. Przetrzymywanie więc podejrzanych, „bo mogą mataczyć", to mit. Ale jakie to wygodne, gdy prokurator nie musi wzywać podejrzanego, który jest na wolności, tylko na każdy gwizdek przywożą go z aresztu. Czy zatem sędzia ma ułatwiać życie prokuratorom czy oszczędzać ludzi, może niewinnych? Nieprawdą jest, że każdy zwolniony za kaucją będzie mataczyć albo ucieknie za granicę. Takie możliwości są nieproporcjonalne do potencjalnego naruszenia praw podejrzanego.
Pan Profesor narzeka, że czekał na swoją kolej jako świadek, bo był wezwany na godz. 9, tak jak wszyscy inni świadkowie. Pomijając cenny czas każdego, to czy lepiej jest, by czekał świadek czy sędzia? Nagminne jest nieprzychodzenie świadków na rozprawy; jak ma sobie zaplanować sędzia czas, jeśli nie wie, czy w przeddzień rozprawy nie dostanie zawiadomienia, że świadek właśnie wyleciał do Davos, a ponieważ jest istotnym świadkiem w sprawie, to rozprawę trzeba odroczyć.
Tu nasuwa się refleksja dla prawników. Dlaczego to sąd ma wzywać strony i świadków na rozprawę? Czy nie byłoby lepiej, gdyby robiła to strona, która ma interes w przesłuchaniu świadka? W mojej praktyce mam prawo do wzywania świadków do sądu, a jeśli świadek nie pokaże się bez usprawiedliwienia, może zostać ukarany grzywną lub doprowadzony w kajdankach. Wzywanie stron i świadków przez sąd w sposób istotny paraliżuje pracę sądów. Dla mnie, pracującego w Montrealu, również nie do pomyślenia jest, by adwokat nie przyszedł na rozprawę.