Po tym wydarzeniu politycy wszystkich opcji rozpoczęli prawdziwą licytację, jak zaostrzyć prawo, by zniechęcić pijanych do prowadzenia samochodów.
Po dziesięciu miesiącach od tragedii w Kamieniu Pomorskim rządowy projekt stanowiący zlepek rozmaitych pomysłów powoli forsuje ścieżkę legislacyjną w Sejmie. I może w przyszłym roku wejdzie w życie. Idea jest prosta: surowsze prawo wystraszy potencjalnych sprawców.
W ostatnich dwóch dekadach podobnych zmian przeprowadzanych pod dyktando owej idei było co najmniej kilka. W świetle kamer Sejm zaostrzał kodeks karny po każdej większej, bulwersującej opinię publiczną tragedii. W ten sposób politycy pokazywali wyborcom, że coś robią, że reagują. I wszystko było OK.
Aż do kolejnej tragedii. Po niej owa giełda pomysłów ?i zaostrzanie prawa ruszały od nowa. Bo okazywało się, że pijanych na drodze ?i śmiertelnych wypadków wcale nie ubywa i ciągle są poważnym problemem społecznym.
Nikt dotychczas nie zajął się rzetelną diagnozą sytuacji i szukaniem rozwiązań, które mogą radykalnie zmniejszyć liczbę zabitych na drogach. Nikt nie zapytał, dlaczego ?np. w Szwecji przez pijanych kierowców ginie 30 osób rocznie, a w Polsce od lat ponad 300, natomiast kilka tysięcy zostaje rannych. Dlaczego nie skorzystano ?z tamtych lub podobnych rozwiązań? Ich kluczem nie jest permanentne zaostrzanie prawa, ale edukacja połączona z egzekucją obowiązujących przepisów. Bo nie o rzeczywistą diagnozę przyczyn, ale o słupki wyborcze tu chodzi. Członkom rządu łatwiej brylować przed kamerami ?w medialnej sprawie Froga, niż stawiać mało efektowną diagnozę, że państwo nie potrafi w pełni wykorzystać obowiązującego prawa przeciw piratom drogowym.